piątek, 25 listopada 2016

Jedzenie, które się rusza...

Aż mnie cofnęło, gdy weszłam dzisiaj do naszej kuchni w Abong-Mbang. W misce ruszały się żywe, dorodne larwy! Nie unikamy afrykańskiego jedzenia, ale co to, to nie! Na szczęście robaczki kupił sobie Gustaw i poprosił siostrę Symeonę, żeby mu je usmażyła. Prawdę mówiąc, nawet Symeona, chociaż jest Kamerunką, nie bez oporów zabrała się za przyrządzanie robali... Brrr.
ale ponoć zdrowe to (same proteiny) i dobre (wierzę na słowo!)
Ja osobiście preferuję ryby, owoce, od biedy liście i kuskus. Dobrze, że dzisiaj piątek. Zawsze można powiedzieć, że larwy to mięsko, więc nie mogę :-))))))))
Bon appetit!





niedziela, 20 listopada 2016

Djouth znaczy mgła...

Przez kilka dni byłyśmy na wiosce Djouth.

wioska Djouth o świcie

Od 50 lat jest tam misja zbudowana przez Spirytynów. Od 25 lat pracują tam Siostry Duszy Chrystusowej. Prowadzą przedszkole, szkołę podstawową, szkołę zawodową krawiecką, przychodnię zdrowia, duchową adopcję dzieci. Jednym słowem są wszystkim...
Kiedy przyjechałyśmy kobiety z wioski przywitały nas śpiewami, tańcem i grą na rogu...


Djouth nie znajdziesz na mapie. Djouth jest głęboko ukryte w lesie, na terenach wschodniego Kamerunu, tam gdzie w okolicach mieszkają Pigmeje plemienia Baka.

 A droga państwowa, czyli taka, która jest uwzględniona na mapie wygląda tak:
Przydałoby się jechać na dwóch kołach. A jak się nie potrafi, to cóż,.. dalejże po krzakach :-)



środa, 16 listopada 2016

Ici c'est Paris

Kilka wrażeń ze stolicy Kamerunu, z Yaounde.
Jestem tutaj po raz trzeci i początkowy szok poznawczy jest coraz mniejszy, ale miasto ciągle robi na mnie ogromne wrażenie. Przede wszystkim kontrastami. Ostentacyjne bogactwo, a raczej często nowobogactwo trącące totalnym bezguściem, miesza się ze skrajną biedą. Dzielnice rozlatujących się domków z byle czego to nawet nie są slamsy wokół wiekiego miasta. To norma, pośród której nagle pojawia się coś z pierwszego świata. 

luksusowy hotel na Mont Febe. Nocleg w cenie za jaką Kameruńczyk na wiosce przeżyłby może i cały rok...

uliczka w jednej z dzielnic miasta

Jednym słowem jest tu tak, jak głosi napis na jednej z taksówek jeżdżących po mieście: Ici c'est Paris! :-)

Miasto. Hmmm.... to słowo ma tutaj inne znaczenie. Weźmy na przykład ruch uliczny. Kameruńczycy jeżdżą po ulicach wielką ilością złomu o nazwie samochód. Prym wiodą tu żółte taksówki, które są czasem tak poobijane, że naprawdę trzymają się kupy przy pomocy sznurka (po prawdzie w tych dniach nie mogłam zrobić zdjęcia takowej, bo z okazji jakiegoś świętowania kazali usunąć najgorsze wraki), A pomiędzy tym krążą motocykle i wypasione terenowe wozy. Zasada ruchu jest prosta: masz większy wóz, masz pierwszeństwo (przy czym nasza sytuacja jest niejasna, bo mamy duży samochód, ale jesteśmy białe!). Ulice są zasadniczo trzy lub czteropasmowe (tak, tak, wstydź się Krakowie pełny wąskich uliczek), to zależy od tego ile wozów zmieści się na grubość lakieru obok siebie. Kierowcy zatrzymują się gdzie chcą i jak chcą. Acha! W kilku miejscach widziałam światła, ale okazało się, że akurat lepiej było jechać na czerwonym! Jednym słowem Afryka.
Ale przejdźmy do spraw ważniejszych. Byliśmy w pierwszym kościele w Yaounde. Jest z roku 1906. Trwała w nim adoracja Najśw. Sakramentu. Tak samo w bazylice  Matki Bożej Królowej Apostołów. Jezus jest pośród tego ludu. 


Oczywiście, nie jest to najstarszy kościół w Kamerunie. Ewangelizacja kraju rozpoczęła się wcześniej na zachodzie kraju, tam gdzie na statkach mogli dotrzeć misjonarze. Tam, gdzie pracują nasze siostry, na wschodzie, chrześcijaństwo liczy sobie zaledwie ok. pięćdziesiąt lat. Jednak są rzeczy w których chrześcijanie kameruńscy mogą nas zawstydzić. Dwa obrazki: nierzadko na taksówkach można zobaczyć umieszczone na tylniej szybie wyznanie wiary: Jezus is Lord! (w Kamerunie są dwa języki w użyciu: angielski i francuski, no i, oczywiście mnogie narzecza ponad dwustu plemion) albo krzyż. I taka scenka: na targu, pośród przeciskających się setek kupujących, gość puszcza z głośników chrześcijańską muzykę. Niektórzy sprzedawcy mruczą sobie piosenkę pod nosem, niektórzy śpiewają głośno (to też fenomen Afryki - można sobie iść po ulicy i śpiewać! Wyobrażacie sobie coś takiego na ulicy Krakowa :-)). Ale wydaje się, że nie robi to na nikim większego wrażenie. Potem ten człowiek bierze mikrofon i pomiędzy stosami ryb i mięsa, po którym chodzą muchy (ach, urok afrykańskiego marche!), maniokiem, ananasami i bateriami, zaczyna ewangelizację. Ludzie klaszczą, odpowiadają na jego pytania, mocno reagują na jego słowa. Nigdy nie widziałam czegoś podobnego w Polsce. W gdyby tak coś takiego na Placu Imbramowskim?

To jednie obrzeże marche, które przypomina labirynt. W głębi nie śmiałam robić zdjęć. Lepiej w takiej ciżbie nie drażnić ludzi.... :-)

P.S. Rozpisałam się, ale wrażeń moc, a jutro już będę głęboko w lasach na wschodzie, gdzie, kochani moi, nie ma internetu. Tak, tak, jest taka nieludzka ziemia... :-) no, może to nie jest stosowny żart. Niemniej, au revoir :-)



piątek, 11 listopada 2016

Pożegnanie z Europą

Drodzy Przyjaciele i Znajomi!
Przez najbliższy miesiąc będę we wschodnim Kamerunie, więc możliwość kontaktu będzie mocno ograniczona. Jak się uda, to coś prześlę, jakąś fotę z pigmejskiej wioski czy selfie z małpą, a może napiszę coś całkiem poważnego... zobaczymy.
Na razie proszę o modlitwę i au revoir :-)
P.S. Na pamiątkę zdjęcie z Djouth sprzed sześciu lat :-)


czwartek, 3 listopada 2016

Świętość według Sł.B. M. Pauli Tajber

Jest w nas spontaniczne pragnienie świętości, tęsknota za pięknem, dobrocią i doskonałością. Jest.
Ale cherlawe nieraz i nader podatne na wszelkiego rodzaju infekcje. Na ten przykład, bardzo łatwo pragnienie świętości bywa zakażone perfekcjonizmem. Ukąszone przez komara pychy, pragnienie świętości przepoczwarza się wtedy w monstrualne dążenie do bycia doskonałym. A to już nie jest to samo. Objawy są czasem podobne, ale istota rzeczy przeciwna: świętość jest doskonałą miłością, a perfekcjonizm doskonałym egoizmem.
Ze względu na podobieństwa w okresie inkubacji, warto wskazać czym jest prawdziwa świętość i jak się rozwija. Perfekcyjnie (nomen omen) opisała to zjawisko M. Paula Tajber, Założycielka mojej Zgromadzenia. nie będę przytaczać całości, jedynie wskażę na najbardziej charakterystyczne cechy.
Po pierwsze primo: świętość jest jedna, jedyna. Bóg jest święty. Tęskniąc za świętością, tęsknimy za Nim. On jest Słońcem - Prawdziwą Światłością i nie ma innej. Jeśli chcesz być świętym, nie próbuj tego "wyprodukować". Nie jesteś żarówką - nie próbuj zaświecić sam z siebie. Po prostu, zbliż się do źródła światła - do Boga.
Po drugie primo: długie przebywanie w promieniach Słońca musi przynieść skutek. To naprawdę działa. Jeśli żyjemy w Bożej obecności, zapraszamy Go do swojego życia, poddajemy Mu wszystkie przestrzenie naszej egzystencji: relacje, pracę, odpoczynek, wszystko, to musi zadziałać. M. Paula nazywała to "promieniowaniem" Jezusem. Światło Boże zaczyna się w nas odbijać. Inni widzą wtedy świętość Jezusa w nas.
Symbolicznie wyraża tę prawdę obraz Jezusa Promieniującego, który znajduje się w naszej kaplicy. Z Duszy Jezusa wychodzą promienie światła, które przenikają nasze dusze (te małe bąbelki wokoło postaci Jezusa). Nasze dusze promieniują światłem tym mocniej, im bliżej są Jezusa.


Takie ujęcie chroni przed ukąszeniem pychy. Można świecić bardzo jasno, jak super nowa, ale się nie gwiazdorzy, bo przecież to światło Jezusa a nie nasze :-)
P.S. I jeszcze jedno. Zmienia się postawa wobec tych, którzy są w ciemnościach, a nawet tych, którzy obnoszą się ze swoją czernią. Nie ma miejsca na odrzucenie i pogardę. Jest współczucie i nadzieja, że skoro mnie Bóg za darmo napełnił światłem, to przyjdzie taki moment, że i ten ktoś zmieni czarny strój na białą szatę łaski.

wtorek, 1 listopada 2016

Świętość

Kiedyś myślałam, że świętość to jest coś, co trzeba zdobyć.
Dzisiaj wiem, że chodzi o to, by ją przyjąć.