Tytuł dość kontrowersyjny, wszak Jezus powiedział wyraźnie: "Nie sądźcie!". Ale zaraz to sobie wszystko wyjaśnimy.
Na początek, żeby rozluźnić atmosferę, bo temat jest poważny, anegdotka z życia: znajomy Francuz, który od dłuższego czasu mieszka w Polsce wrócił z ogródka.
- Co robiłeś? - pyta żona.
- Sądziłem ziemniaki - odpowiedział.
:-)
Temat sądów podsunął mi ktoś w komentarzach. Otóż, w jednym z tekstów napisałam, że widzę wśród czytelników bloga osoby o różnej wrażliwości duchowej. W reakcji na to pojawiło się pytanie: "W jaki sposób Siostra ocenia czyjąś wrażliwość duchową? Na jakiej podstawie sądzi o niej?" Z kontekstu wynika, że osoba pytając jakby obawia się, że jest w tym jakaś ocena wartościująca, czyli, że według mnie są ci o lepszej i ci o gorszej wrażliwości. Spieszę zatem wyjaśnić, że w tym opisie różnorodności nie ma żadnej oceny. Jest stwierdzenie faktu.
Bo rzeczywiście, sądząc po komentarzach różne osobowości przywiało pod ten adres :-) Mamy różne priorytety, co innego nas dotyka, nawet niektóre słowa odmiennie definiujemy. I uważam, że to jest ogromna wartość. Rozmawiając, uczymy się odmienności, a to poszerza nasze rozumienie świata.
Szczerze powiedziawszy nawet bardziej się cieszę z obecności tych, którzy krytycznie, a nawet podejrzliwie czytają moje teksty. Muszę się wtedy pogimnastykować, żeby znaleźć wspólny język. Ale nie o tym chciałam....
Wróćmy do sądzenia.
Otóż, według mnie, wezwanie Jezusa: "nie sądźcie!" nie oznacza nakazu wyłączenia tej najważniejszej funkcji rozumu, jaką jest zdolność osądu. Mamy prawo, a nawet obowiązek nazywania rzeczywistości (Bóg przyprowadził do Adama zwierzęta, aby ten nadał im nazwę!). Sądzenie w tym znaczeniu wyraża zdolność oddzielania, porządkowania spraw, nazywania ich po imieniu. Bez tego jesteśmy jak dzieci we mgle. Oczywiście, osądowi powinno towarzyszyć pokorne uznanie swoich ograniczeń. To Bóg ma prawdę. My jedynie mamy racje, czyli cząstki tej prawdy. Stąd właśnie wynikają granice ludzkiego sądzenia. Mogę nazwać rzeczywistość, tak jak ją poznaję i rozumiem, ale nie wolno mi wydać wyroku.
Wyrok należy jedynie do Boga. On jest Sędzią, bo ma wszelkie dane i Jego osąd jest sprawiedliwy. Nie wiem jak wam, ale mnie myśl o Bogu jako Sędzim uspokaja i daje poczucie bezpieczeństwa. Jest jakiś ład. Białe jest białe, czarne jest czarne...
To oczywiście nie oznacza, że nie mam świadomości własnej grzeszności i tego, że gdyby Bóg chciał mnie osądzić jedynie według sprawiedliwości byłoby krucho! Na szczęście sprawiedliwy Bóg jest także miłosierny. Gdyż pomiędzy sprawiedliwością, a miłosierdziem nie ma sprzeczności, lecz wzajemne dopełnienie. Ale to już temat na inny tekst...