wtorek, 25 lipca 2017

Świętość - ładowanie programu...

Marzył im się sukces. Trochę rywalizowali, więc i zazdrościli jeden drugiemu. Czasem wydawało się, że słowa Jezusa o poświęceniu, ofierze i miłości spływają po nich jak po kaczce. A jednak ostatecznie oddali życie dla Jezusa, wierni w wierze i miłości do końca - Apostołowie.
Są dla nas przykładem i nadzieją, że i my dojrzejemy do pełnej miłości.
Jeden z nich jest też przestrogą - to nie dzieje się automatycznie...

Ładownie programu "świętość" trwa...

niedziela, 23 lipca 2017

Łyżka dziegciu - jak to paskudztwo zneutralizować?!

To nie jest dobry tekst na słoneczną niedzielę, ale przecież możecie go sobie przeczytać w poniedziałek. Te myśli dojrzewały we mnie podczas moich zakonnych rekolekcji i potem, gdy słuchałam i czytałam, co w piszczy w ludzkich duszach.
A usłyszałam, że w naszych dyskusjach, w komentarzach (także na blogu #DuszaJezusa ) sporo jest bólu, że nie jest tak jak powinno być. Że Kościół nie taki święty, politycy wredni, sąsiedzi nieużyci, a dzień nie dość słoneczny/chłodny jakbyśmy sobie życzyli.
Piszę to bez ironii, bo domyślam się, patrząc także w głąb swojej własnej duszy, że za tym niezadowoleniem kryje się tęsknota za idealnym światem, pięknym i życzliwym, za dobrocią i szacunkiem, których deficyt nieustannie nas dręczy.
Tęsknota za niebem, krótko mówiąc, którego jakieś niezatarte wspomnienie w sobie niesiemy.
I dobra jest ta tęsknota, ale jest ona jak młode wino, które, albo z czasem dojrzeje, albo zmieni się w ocet.
I  właśnie temu octowi chciałabym poświęcić ten tekst.
Bo niezauważenie tęsknota może przerodzić się w pretensje, a te rosną jak na drożdżach przysłaniając istniejące dobro. Jest takie stare powiedzenie, że "łyżka dziegciu  popsuje smak beczki miodu". I niestety, jest to bardzo prawdziwe powiedzenie.
Rozgoryczamy się złem, własnym i cudzym (cudzym, powiedzmy sobie szczerze, raczej zastępczo, żeby nie myśleć o swoim. Tak, tak, można protestować, ale warto się zmierzyć z tą myślą, że te drzazgi, które tak nas drażnią w oczach innych, są naszym sposobem, by oddalić od nas samych świadomość własnych belek). Zalewają nas fale, a nawet czasem tsunami pretensji, żalu i złości. I skutek jest taki, że z naszego pragnienia, by świat stał się piękniejszy, rodzi się mały potworek zgredek.
Daleka jestem od osądzania zgredków, bo i sama nieraz dołączałam do tego zacnego grona. Nie o krytykę tu chodzi, ale o lekarstwo.
Jeśli chodzi o testy na zwierzętach, to wypróbowałam je na samej sobie. Działa!
Najpierw diagnoza. A raczej zrozumienie, co tak naprawdę dzieje się wkoło nas.
Nie jesteśmy w niebie. To oczywiste, ale warto czasem sobie to przypomnieć. A na ziemi, na której mieszkamy toczy się walka dobra ze złem. Nasz Pan już zwyciężył, ale my musimy konsekwentnie opowiedzieć się po stronie dobra, by mieć udział w Jego zwycięstwie.
Zakładam, że wszyscy chcemy dobra (gdyby tak nie było nie denerwowałoby nas zło), ale nie wystarczy chcieć. Trzeba umiejętnie je podtrzymywać i rozwijać.
Klasyczny przykład, jak tego nie należy robić? Proszę bardzo:
1. Siedź i dołuj się, że w Kościele/świecie/rodzinie nie ma miłości i życzliwości...
2. Napisz sążnisty komentarz o tym, jak jest źle i wezwij świat, żeby się opamiętał, wylewając hektolitry pretensji i żalów...
3. Grzeb w szambie i wyciągaj z niego przez udostępnianie co smakowitsze kąski (fuj!) przykładów zła i grzechów.
Smacznego.
Prawda, że dobro szerzy się, że aż miło?
Na zdrowy rozum wiemy, że to nie działa, ale spontanicznie sięgamy po takie środki, bo... dajemy się wciągnąć w strategię złego ducha.
Zły duch atakuje doprowadzając kogoś do popełnienia zła. Ale to zło nie dotyka jedynie grzeszącego. Ono jest jak trzęsienie ziemi, które wywołuje także tsunami. Fale zgorszenia docierają do nas i chcą nas porwać. Chcą by wino naszego  pragnienia dobra przerodziło się w ocet goryczy, którą będziemy bluzgać dalej. W ten sposób zło zatacza coraz szersze kręgi.
Kto potrafi je zatrzymać?
Tylko jedno - dobroć.
A właściwie Jeden Dobry - Bóg-Człowiek Jezus Chrystus.
A my w Nim i z Nim.
I nie chodzi tu o naiwne poklepywanie złego człowieka po ramieniu, jak w tekście ks. Twardowskiego o mordercy, który zabił ojca, matkę i dziadka: "No co? Ciach mamusię, ciach tatusia, a dziadula dylu,dylu?". Nie, nie o to biega.
Rzecz jest w tym, czy jesteśmy gotowi przyjąć strategię Jezusa, czyli zwyciężać zło dobrem.
Bo dobro jest nieśmiertelne.

Modlę się o to, by każdy kto czyta ten tekst wypuścił z ręki miecz gniewu i wziął najskuteczniejszą broń dobroci, która nie jest naiwnością, ale prawdziwą mocą, która zwycięża zło.

środa, 19 lipca 2017

Duchowa kondycja

Poszłam dzisiaj sobie z moimi siostrami do Czarnego Gąsienicowego Stawu. I chociaż trasa, jak wiadomo, jest niewątpliwie typu emerycko-sanatoryjnego, to niejeden emeryt zawstydził mnie dzisiaj w drodze.
Bo z kondycją jest jak z wiarą. Obie, nieużywane, szybciutko marnieją. Oj, szybciutko.


Pozdrawiam ciepło :-)

wtorek, 18 lipca 2017

Zaczepki, czyli jak zagadać do Boga na ulicy

Raz po raz spotykam ludzi, którzy może by i zaczęli się modlić, ale jakoś do tej pory nie mieli z Bogiem po drodze i nie bardzo wiedzą jak zacząć. Poza tym w sumie nie interesują ich jakieś wzniosłe rzeczy ("uwielbiać? hmmm.. ale, że dlaczego?") i wydaje się im, że pomiędzy ich światem, a Bożym światem zionie przepaść, której nikt przeskoczyć nie zdoła. 
Na szczęście, i to jest dobra nowina, przez duże D, nasz Bóg zainteresował się człowieczym światem na tyle, że nań zstąpił, stając się człowiekiem. Zatem jest punkt styczny.
Chcę zaproponować Wam zatem kilka zdań, którymi można zaczepić Boga, kiedy przyjdzie Wam na to ochota. Nie jest to jakaś zaawansowana forma modlitwy, ale ma jeden plus: jest niesamowicie uczciwa i można ją podjąć nawet wtedy, gdy ma się z Bogiem na pieńku. 
Zatem pierwsze z brzegu zdanie:
"Jezus, czy to jest ci obojętne?...
To zdanie wzięte z Ewangelii. Wypowiedzieli je..., a raczej wykrzyczeli apostołowie, gdy w czasie podróży łódką po jeziorze rozpętała się burza i sprawy wymknęły się im spod kontroli. Ale jest ono użyteczne nie tylko w chwilach śmiertelnego zagrożenia. To samo powiedziała Marta do Jezusa, gdy nawał pracy w kuchni ją przekroczył, a pomocy znikąd nie było. Jak widzicie modlitwa, to nie jest coś co się robi, kiedy człowiek znajduje się w komfortowej sytuacji ciszy i skupienia, ale właśnie w chwilach napięć, stresu i poczucia, że coś nas przekroczyło. Macie takie sprawy? To świetnie :-) Zatem można zacząć się modlić :-)

I drugie zdanie. To czerwony szlak, dla tych, którzy niby chcieliby zagadać do Boga, ale równocześnie trochę się poboczyć....
"Gniewam się śmiertelnie!". W tenże wyrafinowany sposób zwrócił się do Boga nie byle kto, bo prorok. Krnąbrny prorok Jonasz tak oto wypalił swojemu Bogu, gdy siedział sobie pod krzaczkiem rycynusowym, ale robaczek pogryzł krzaczek i słonko przypiekło Jonasza w ciemię. Wbrew pozorom, to też jest dobry punkt wyjścia do rozmowy.

Gdyby nie to, że powyższe zdania wzięłam z Biblii, można by je uznać za mówiąc delikatnie, bezczelne. Czyż można tak zwracać się do Boga? Jak widać można i Bóg w każdej z tych podanych sytuacji podjął dialog.
Oczywiście, nie jest to ideał. Celem jest pełna zaufania i wierności przyjaźń z Bogiem, który stał się człowiekiem z miłości do nas. Ale od czegoś trzeba zacząć. Choćby od takich zdań...


P.S. Pozdrawiam wszystkich wakacyjnie :-) Taka zaczepka :-)