Spojrzał Jezus w górę na Zacheusza, by mu powiedzieć, żeby zszedł z drzewa...
Musiał podnieść głowę, by popatrzeć na stojącą przy studni Samarytankę, gdy poprosił ją: "Daj mi pić"....
Także, gdy klęczał przy stopach swoich Apostołów w wieczerniku. Wtedy też patrzył na nich... z dołu.
Taki jest nasz Pan. Nigdy nie patrzy na nas z góry.
Więc co stoi na przeszkodzie, byś, jak Zacheusz, przyjął Go rozradowany?
Przyjąć Boga, który się dobrowolnie upokorzył to trudne.
OdpowiedzUsuń«Nie, nigdy mi nie będziesz nóg umywał» (J 13, 8)
Siostra mi przypomniała tym wpisem :)
OdpowiedzUsuńJak ja pamiętam kiedy byłem na rekolekcjach oazowych i podczas biegu samarytańskiego zadano mi pytanie: kto wszedł na drzewo żeby zobaczyć Pana Jezusa? Tej pięknej
chwili nie zapomnę w Jaworzynce. To już minęło czternaście lat temu.
Takich pięknych chwil nigdy się nie zapomina.
"Spojrzenie z dołu" charakteryzuje się podejściem pełnym szacunku dla drugiego człowieka, a nawet uniżenia wobec jego tajemnicy. Miłość, bowiem nie lęka się uniżenia, nie wymawia się od służby. A co stoi na przeszkodzie byśmy Ją przyjęli? Zapewne jest to ból upokorzenia i wpojone nam schematy myślenia. Wszędzie same podwyższenia, ambony i mównice, a przecież - jak ktoś słusznie zauważył - "Ewangelizacja może być tylko oddolna"
OdpowiedzUsuńKtoś powiedział, że "miłość podnosi, a zazdrość potępia". Czyż nie jest to najkrótsze zdanie porządkujące rzeczywistość? Dodam, ze by podnieść coś lub kogoś trzeba się schylić/pochylić, spojrzeć "z dołu" albo "w dół", a więc z empatią, współczuciem i miłosierdziem...
OdpowiedzUsuń(Mt 11,28)
"Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię",podniosę...
Święta generalnie mnie rozczarowują i przygnębiają, chyba za duży rozziew pomiędzy oczekiwaniami, a realnością. Podobnie jak życie, które obiecuje, ale w końcu rozczarowuje. Myślę, że można dobrowolnie przyjąć tę nędzę, ale nie samemu, trzeba koniecznie ją z Kimś podzielić.
OdpowiedzUsuń