Cały drugi rozdział Ewangelii według św. Marka i jeszcze kawałek trzeciego (Mk 2,1-3,6), to jedna wielka dyskusja Jezusa z faryzeuszami na temat prawa i jego roli w kontekście misji Jezusa. Jak wiemy, nie kończy się ona porozumieniem, gdyż oponenci Jezusa, gdy brakuje im argumentów, przechodzą do użycia siły i planują "jakby Go zgładzić".
Starcie zaczyna się mocnym wejściem: Jezus odpuszcza grzech paralitykowi. Potem powołuje celnika i siedzi przy stole z grzesznikami. Nie narzuca swoim uczniom postów i akceptuje, gdy, wbrew przepisom prawa o szabacie, zrywają kłosy. W końcu sam uzdrawia człowieka w szabat. To wszystko bulwersuje strażników prawa.
Jak to tak? Bóg dał Prawo i porządek w świecie zależy od jego przestrzegania, czyż nie?
Czy Jezus przyszedł zburzyć ten ład? Czy jest wywrotowcem, anarchistą? Czy lekceważy prawo Boże? A może dobrze, że rozwala zastarzały system i tworzy coś nowego?
Echa tej dyskusji rozbrzmiewają także dzisiaj.
Dzisiaj także spotykamy zapalonych obrońców prawa, którzy drżą ze strachu, że świat pozbawiony czytelnych granic dobra i zła (najlepiej chronionych przez prawo stanowione) rozpadnie się z hukiem. Czy mają rację? W pewnym sensie, tak. Jednak, gdy prawo jest najwyższym dobrem, to z lęku o jego zachowanie często rodzi się przemoc, by ten ład podtrzymywać, nie licząc się z wolną wolę tych, którzy myślą inaczej. Wtedy zaczyna się już nie tyle mówienie o dobru i złu, ale podział na "dobrych i złych" i budowanie barykad. A grzech, w tej walce o dobro, ma się świetnie i opanowuje coraz większe obszary ludzkiego serca.
Spotykamy także "chrześcijańskich anarchistów", którzy chętnie odnoszą się do przytoczonych wyżej zachowań Jezusa, legitymizując nimi swoje lekceważenie prawa i łamanie zasad. Wszak Augustyn powiedział: "Kochaj i rób, co chcesz", a ponieważ miłość nie jedno ma imię, to w sumie wychodzi im z tego: "Róbta, co chceta".
A co tak naprawdę chce nam powiedzieć Jezus?
Wbrew pozorom, meritum sprawy nie dotyczy napięcia: prawo czy wolność, ale dotyczy pytania kim jest Jezus.
Wszystko, co robi: odpuszcza grzech, zniża się do grzeszników, deklarując, że jest dla nich lekarzem, bezpośrednio do swojej osoby odnosi potrzebę lub brak postu i w końcu nazywa siebie panem szabatu, to wszystko ma skłonić otaczających do ludzi do zadania sobie pytania: kim On jest?
W stosunku do prawa, można powiedzieć o Nim: "Oto tu jest ktoś więcej niż prawo".
Prawo dla Izraelity było święte. Było napisane palcem Boga i w tym znaczeniu było Jego śladem, Jego objawieniem. Ale nie było ono Bogiem. Ono nie może człowieka zbawić. Gdy pokłada się w nim całą nadzieję, staje się okrutnym bożkiem, który przygniata człowieka swoim ciężarem nie do uniesienia.
Tylko Jezus jest pełnym objawieniem Boga. Boga, który pragnie zbawienia każdego człowieka. Dlatego "schodzi" w dół, aż na samo dno ludzkiej biedy, grzechu i choroby. Nie pozostaje w należnej Mu przestrzeni doskonałości i niedostępnej świętości i w ten sposób rzeczywiście, przekracza granice sprawiedliwości.
Prawo miało i ma nadal do spełnienia ważną rolę. Określił ją św. Paweł mówiąc, że jest ono "pedagogiem" - niewolnikiem którego zadaniem jest sprawować nadzór nad uczniem (także karcić) i prowadzić go do nauczyciela. Prawo nas prowadzi do Jezusa, gdyż uświadamia nam potrzebę zbawienia. Karci nas w powodu naszych grzechów, jednak nie potrafi nas "nauczyć" żyć inaczej. Jedynie uświadamia nam nasz stan.
Jezus zaś przychodzi jako nauczyciel i lekarz. Jedyny zbawiciel. Siada do stołu z grzesznikami i nie staje się przez to "gorszy", bo to oni uświęcają się Jego obecnością. Ma moc odpuszczania grzechów i uzdrawiania, przełamując w ten sposób tragizm skutków naszych złych wyborów, ale nie neguje ich istnienia. Przemienienia serce celnika w serce ucznia, nie tylko pokazując kim powinniśmy się stać, ale uzdalniając nas do tego. Dlatego Jego przyjście jest weselem, w czasie którego nie wypada pościć. To jest czas zbawienia. Pełnia czasu.
Ten czas trwa. Więc porzućmy próżne spory i przyjmijmy Boże zbawienie.
Czytając powyższe słowa miałem wrażenie, jakby Siostra "wyśpiewała" je na jednym oddechu.
OdpowiedzUsuńDodałbym tylko, że spór, kryzys bywa twórczy, pod warunkiem, że będzie konstruktywnie rozwiązywany. Do tego jednak potrzeba kultury dialogu i mówienie prawdy, a z tym w kraju nad Wisłą krucho. Jezus przynosi Dobrą Nowinę, ale czy wszyscy chcą słuchać, są zainteresowani, że o przyjęciu Jej do serca nie wspomnę. /pś
Istnieje stałe napięcie pomiędzy "naszą małą stabilizacją" płynącą ze zdrowego rozsądku, a rozwojem do którego (łaskawie) wzywa Jezus. "Przeprawmy się na drugą stronę" rzekł do swych uczniów Jezusa, podczas gdy my wciąż brodzimy przy brzegu budując zamki z piasku...
OdpowiedzUsuńSuper artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń