wtorek, 9 lutego 2016

Post na post

To jest post pożegnalny. Jak zwykle w czasie Wielkiego Postu na 40 dni odchodzę od gwaru internetów na pustynię. Żadnych facebooków, twitterów i innych social mediów. Sam real w czystej postaci.
To bardzo orzeźwiające doświadczenie. Uwielbiam to!
Nie każdy może sobie na to pozwolić, ale jeśli tylko jest to możliwe, polecam z całego serca.

Nie oznacza to, oczywiście, izolacji. Wprost przeciwnie. Jest więcej czasu na spotkania w realu: na modlitwę i adorację, na rozmowy z ludźmi. 

A właśnie, jeśli chodzi o realne spotkanie z Bogiem i ludźmi w konkretnym miejscu i czasie. Zapraszam wszystkich na weekendowe, wielkopostne rekolekcje do Siedlca.


SPOTKAĆ MIŁOSIERNEGO BOGA
18-20 MARCA 2016

Więcej informacji znajdziecie klikając w link domu:
Do zobaczenia. Polecam Was wszystkich dobremu Bogu.

niedziela, 7 lutego 2016

Duchowe łasuchowanie, czyli ostatki po chrześcijańsku

Trwa właśnie uroczyste pożegnanie z mięsem (czy ktoś jeszcze pamięta, że karnawał to carne (mięso) vale (żegnaj)?). Ciekawe, że im ktoś mniej się przejmuje czterdziestodniowym postem, tym huczniej ów karnawał obchodzi... 
Ale nie o tym chciałam. Zostawmy na razie post, a zajmijmy się ostatkami.

Ostatki to czas, w którym każdy ma ochotę na odrobinę szaleństwa. Żeby tak sobie trochę pofolgować i bez ograniczeń oddać się przyjemnościom. Do syta, a nawet łakomie cieszyć się, bawić i imprezować w gronie przyjaciół.

I tak właśnie postrzegam nabożeństwo czterdziestogodzinne. 

Mam świadomość, że w założeniach jest ono nabożeństwem pokutnym. Że między innymi zostało one ustanowione, by wynagradzać za tych, którzy swoją karnawałową zabawę zamienili w grzech. Ale można je też rozumieć jako pokazanie alternatywy - przyjemności z wyższej półki. Bo czyż nie lepiej przeciwdziałać zamiast leczyć?

Otóż, Adoracja Najśw. Sakramentu jest największą przyjemnością i radością jakiej można doświadczyć tu na ziemi.
Serio.
Żaden tłusty czwartek, śledzik, bal i inne imprezowanie, nie może się mierzyć z czystą radością, którą człowiek doświadcza klęcząc przed Najśw. Sakramentem.

40 godzin Adoracji! Bal do białego rana! Uczta dla duszy! Tak, pozwól sobie na odrobinę szaleństwa i nakarm się do syta tym, co dobre, przyjemne i piękne. Podaruj sobie czas na bal u Króla. To właśnie tam każdy Kopciuszek przemienia się, dzięki spojrzeniu Jezusa w królewnę (a żaba w Księcia???)
Idealizuję?
Być może. Ale każdy kto chociaż raz doświadczył, jak promienie łaski wychodzące z monstrancji przenikają jego serce niewypowiedzianą miłości i szczęściem, wie o czym mówię.

Oczywiście, czasem adoracja jest trudem i zmaganiem. Ale warto czekać w ciszy na łaskę, z którą nic na świecie nie może się równać.

P.S. Nie, żebym była przeciwna dobrej zabawie, ale są rzeczy dobre i lepsze :-)

w naszej kaplicy w Krakowie-Prądniku Białym

czwartek, 4 lutego 2016

O debatach, czyli jak Wałęsa rozmawiał z IPN

Różne już debaty przeżyliśmy. Przyzwyczailiśmy się, że nie są to partnerskie spotkania poszukiwaczy prawdy, ale raczej starcia przeciwników przekonanych(?) o swoich racjach.
A ponieważ tylko prawda może być wspólna (racja, jak sama nazwa wskazuje, jest wydzieloną częścią), więc patrzyliśmy na te walki podziwiając różne style i techniki: od okładania się ciosami na oślep po subtelne rozgrywanie przeciwnika.

Ze skruchą przyznaję, że nie raz z emocjami oglądałam te boje, zapominając, że ich styl sam w sobie jest już porażką spotkania.

Ale teraz poziom debaty zszedł już do piwnicy.

Stare heglowskie powiedzenie, że "jeśli teoria nie zgadza się z faktami, to tym gorzej dla faktów", zostało zawstydzone, przez nowy styl "dochodzenia do prawdy".

Po prostu, jak coś nie pasuje, trzeba się obrazić, wyjść i pogrozić sądem.

Proste i genialne w swej prostocie, prawda? Nie trzeba już nawet wysilać się na argumenty i narażać, że przeciwnik ujawni jakieś niewygodne fakty.

I, niestety, nie dotyczy to jedynie debat publicznych.
Przykład idzie z góry i przenosi się do naszych miejsc pracy, a nawet do rodzin...

To jest ślepa uliczka. A wyjście z niej można znaleźć jedynie w świetle słów Jezusa:

"Szukajcie prawdy, a prawda was wyzwoli".

Prawda, a nie racja...

środa, 3 lutego 2016

"I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu. Dziwił się też ich niedowiarstwu" Mk 6,5-6 

Nie lekceważ spotkania z Jezusem

wtorek, 2 lutego 2016

Życie zakonne - Co jest za tym murem?

Dla wielu, zbyt wielu, ludzi życie zakonne kojarzy się z jakąś tajemną rzeczywistością osnutą klimatem mitów i bajań. Życie zakonne to dla nich coś pomiędzy historią Templariuszy a Opus Dei, podane w sosie teorii spiskowych w stylu "Kodu Leonarda Da Vinci" (swoją drogą, to mamy szczęście do różnych Kodów, czyż nie?)

Co zatem skrywają klasztorne mury? I po co one są? Przecież sekrety zawsze stwarzają pole do domysłów i plotek.

Życie zakonne nie jest jednak sekretem, ale jest tajemnicą. A to nie to samo.
Sekret coś ukrywa, a tajemnica zaprasza, by ją poznawać. Ona jest jak głęboka jaskinia, której nie można ogarnąć, ale w głąb której można wejść.

Bo my sami, konsekrowani, nie ogarniamy tajemnicy własnego powołania. Bóg nas wezwał, byśmy żyli dla Niego i wraz z Nim dla Kościoła i świata. Nikt z nas nie urodził się w habicie, ani z aktem ślubów zakonnych w ręce. Jednak, w którymś momencie życia, poczuliśmy, że zwykłe życie, nawet pobożne i dobre, to mało wobec miłości i dobroci Boga. Że warto iść na całość, skoro i Bóg poszedł na całość.

To nie jest tak, że jesteśmy rozczarowani światem i jego sprawami. Ale jest coś więcej! Ktoś więcej. Ktoś tak potężny, że aby pomieścić Go w duszy, trzeba z niej usunąć wszystko inne. Słowo klucz to "wyłączność". 
Bóg ma na nas wyłączność. Właśnie to oznacza konsekracja. Gdy konsekruje się ołtarz, to służy on od tej chwili tylko do sprawowania Eucharystii. Do niczego więcej.

Tak samo my. 

Owszem, jesteśmy zwykłymi, grzesznymi ludźmi. Gubimy nieraz sprzed oczu nasz ideał i plątamy się w małostkowość i zaniedbania. Ale nasz styl życia ciągle jest znakiem. Znakiem tego, że Bóg jest ponad wszystkim. I tylko On jest w stanie wypełnić ludzkie serce.

W świecie błyskotek i świecidełek, ten znak może być niezrozumiały. Dlatego dziwią się ludzie, że sobie "życie marnujemy" i domyślają się Bóg wie czego. Ale wszystko jest kwestią perspektywy. Jeśli patrzy się z perspektywy wieczności, wszystko jest jasne i oczywiste...

I tak jest od wieków. 
Dzisiaj także Bóg powołuje ludzi do takiego stylu życia. Ale ten głos bywa zagłuszany. Dlatego proszę Was, byście się modlili, by ci, których Bóg wzywa, usłyszeli Boże wezwanie i mieli odwagę za nim pójść.


2 lutego 2016 - Eucharystia w Święto Ofiarowania Pańskiego

poniedziałek, 1 lutego 2016

Na zakończenie Roku Życia Konsekrowanego: Ratownik duchowy - taki fach

Moje życie zakonne oparte jest na procesie duchowego oddychania. Robię wdech zwracając się do mojego Boga i czerpiąc z Niego siłę/miłość/świętość/nadzieję, a potem robię wydech zwracając się ku światu, który tego wszystkiego potrzebuje.
Tylko wtedy moja egzystencja ma sens.

Czasem gubię rytm tego oddechu. Ale bez niego nie ma życia. Życia zakonnego i życia w ogóle.