piątek, 29 kwietnia 2016

O "namiastkach radości"

"A co Siostra ma na myśli pisząc "namiastki radości"?" - dopytuje ktoś.
Dobre pytanie. Dobry punkt wyjścia do refleksji nad naszym życiem codziennym.
Odpowiedź testował na sobie Ignacy Loyola i wielu innych znanych i nieznanych świętych (nie tylko tych kanonizowanych). I my także, jeśli uczciwie na własne życie popatrzymy, znajdziemy tę samą odpowiedź.

Ale zacznijmy od Ignacego.
Gdy ranny przebywał w zamku Loyola, nudził się, więc chciał coś poczytać. Jakiś romans albo opowieść rycerską. A tu nic z tych rzeczy, tylko jakieś pobożne księgi. Z barku ciekawszej lektury, zajął się czytaniem Złotej Legendy i Żywotów świętych. Nawet go to pociągało, ale marzył również i o innych, bardziej przyziemnych sprawach. I wtedy dotarła do niego taka oto refleksja:
"Kiedy myślał o rzeczach światowych, doznawał w tym wielkiej przyjemności, a kiedy znużony porzucał te myśli, czuł się oschły i niezadowolony. Kiedy znów myślał o odbyciu boso pielgrzymki do Jerozolimy lub o tym, żeby odżywiać się samymi tylko jarzynami i oddawać się innym surowościom, jakie widział u świętych, nie tylko odczuwał pociechę, kiedy trwał w tych myślach, ale nawet po ich ustąpieniu pozostawał zadowolony i radosny. Nie zwracał jednak na to uwagi ani nie zatrzymywał się nad oceną tej różnicy aż do chwili, kiedy pewnego razu otworzyły mu się nieco oczy i kiedy zaczął dziwić się tej różnicy i zastanawiać się nad nią. To doświadczenie doprowadziło go do zrozumienia, że jedne myśli czyniły go smutnym, inne zaś radosnym."

I to jest różnica pomiędzy "namiastkami radości" i radością prawdziwą, którą daje Pan.

Te pierwsze są jak krople wody, która jedynie wzmagają pragnienie. Gdy się kończą, rodzą jeszcze większe poczucie niespełnienia. Stąd wiele z nich staje się nałogami, bo człowiek łaknie ciągle i im więcej się nimi karmi, tym większy głód odczuwa.

Radość zaś płynąca z wiary, zaufania, dobra i modlitwy jest trwała i, jak zapowiedział Jezus, nikt nie może nam jej odebrać.

Nie znaczy to oczywiście, że ziemskie radości i przyjemności są złe. Ale ich realną wartość, a tym samym umiejętność dobrego, przynoszącego satysfakcję korzystania z nich, zna tylko ten, kto nasycony jest radością Bożą. Wtedy nabierają one właściwego smaku.

"Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskającej ku życiu wiecznemu. Rzekła do Niego kobieta: Daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać. (J 4, 13-15)


czwartek, 28 kwietnia 2016

Krótki przepis na życie

Gdy czytałam dzisiejszą perykopę ewangeliczną (J 15, 9-11), te kilka zdań w mojej świadomości ułożyło się w krótki i genialny w swej prostocie przepis na życie.

"Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem"

Jezus mnie kocha. To jest fakt. Obiektywna rzeczywistość, niezależna od mojej postawy, zasług lub ich braku. Tak po prostu jest.

"Wytrwajcie w miłości mojej!"

Trwanie w miłości Jezusa jest moją odpowiedzią na Jego miłość. Jest aktem przyjęcia, zgody na bycie kochanym, karmienia się tą miłością, tak jak gałązka karmi się sokiem winnego krzewu. To uznanie, że ta miłość jest moim tlenem, moja wodą i moim żywiołem.

Ale żeby nie była to jedynie romantyczna mrzonka, Jezus konkretyzuje to trwanie:

"Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej"

Cóż tu dodać? Chyba jedynie to, że chłonąc w siebie miłość i łaskę Jezusa staję się zdolna do zachowania przykazań, a zachowując je, staję się bardziej otwarta na miłość i łaska. Błogosławiona zależność!

I skutek:

"To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna."

Oto prosta droga do radości doskonałej.

Więc dlaczego szukamy namiastek radości, goniąc za iluzorycznym szczęściem?

"Chodźcie, powróćmy do Pana..."



wtorek, 26 kwietnia 2016

Dziękczynienie - dźwignia życia duchowego

Przez weekend prowadziliśmy rekolekcje "Promieniować Chrystusem" w Krynicy. Były one poświęcone duchowości M. Pauli Tajber Założycielki Zgromadzenia Sióstr Duszy Chrystusowej, do którego należę. 
Ale jeden weekend to bardzo mało czasu, by przekazać niezwykle bogatą i głęboką duchowość. Musiałam w konferencjach pomijać niektóre wątki.
Jednym z tematów, który zamierzałam "wyciąć" było dziękczynienie. Dziękczynienie, które w ujęciu M. Pauli nie jest tylko jedną z form modlitewnych, ale stylem życia...
Jakież było moje zdziwienie, gdy wieczorem w czasie modlitwy, wiele osób zaczęło modlić się dziękując Bogu za otrzymane łaski... Robiły to całkowicie spontanicznie, bez żadnej sugestii czy podpowiedzi z naszej strony.

To pokazało mi, jak spójną drogę życia duchowego przekazała M. Paula. Podjęcie jakiegoś elementu tej duchowości, sprawia, że w sposób naturalny pojawiają się pozostałe.

Bo kto spotka Jezusa i odkryje tajemnicę Jego Boskiego promieniowania w ludzkich duszach, nie może się powstrzymać od dziękczynienia. Nawet nie trzeba mu mówić, że trzeba dziękować.
Po prostu czuje taką potrzebę.

I ja dziękuję Bogu za ten piękny czas na "Leśnej Polanie". Dziękuję za to miejsce i za ludzi, których Bóg postawił na mojej drodze.



"Samo poznanie Boga bez dziękczynienia jest suchą nauką, nie dającą chwały Bogu, a nam wzrostu w Nim. Kto chce szybko wzrastać w cnotach wszelkich i wzmacniać doskonałości Boże, udzielające się nam, ten winien dbać o ducha dziękczynienia, gdyż dziękczynienie pomnaża w nas to, co Bóg zapoczątkował".

"Dziękczynienie jest nadprzyrodzonym kluczem do nieba"

Służebnica Boża M. Paula Zofia Tajber


poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Po rekolekcjach "Promieniować Jezusem"

Wczoraj zakończyliśmy rekolekcje "Promieniować Jezusem" w Krynicy.
Dobry, pełen łaski czas.
Ufam, że wkrótce dostępne będzie nagranie konferencji z tych rekolekcji.
Na razie kilka fotek:


"Leśna Polana"

czwartek, 21 kwietnia 2016

Między morzem a górami

Witam po kilkudniowej przerwie. Gdańsk jak zawsze był piękny i jak zwykle wyjechałam z niego z poczuciem niedosytu, bo bez końca mogłabym chodzić po tych uliczkach. A ponieważ jutro znowu wyjeżdżam, tym razem do Krynicy, żeby prowadzić rekolekcje "Promieniować Jezusem", więc szybciutko wrzucam na bloga przepiękną modlitwę Symeona Nowego Teologa. To moja ulubiona litania. Polecam się Waszym modlitwom na czas rekolekcji.

Przyjdź, światłości prawdziwa
Przyjdź, życie wieczne
Przyjdź, tajemnico ukryta
Przyjdź, skarbie bezimienny
Przyjdź, niewysłowiona rzeczywistości
Przyjdź, niepojęta Istoto
Przyjdź, szczęśliwości bez końca
Przyjdź, światło nieznające zachodu
Przyjdź, niezawodne oczekiwanie tych wszystkich, którzy mają być zbawieni
Przyjdź, przebudzenie tych, którzy śpią
Przyjdź, zmartwychwstanie umarłych
Przyjdź, o wszechpotężny, który zawsze wszystko tworzysz, odnawiasz i przemieniasz swoją mocą
Przyjdź, o Niewidzialny, ze wszech miar Nieuchwytny i Niedotykalny
Przyjdź Ty, który zawsze pozostajesz nieporuszony, a w każdej chwili cały się skłaniasz ku nam i przychodzisz do nas leżących w otchłani
Przyjdź Ty, który jesteś ponad niebem
Przyjdź, o imię ukochane i powtarzane wszędzie, którego jednak absolutnie nie możemy wyrazić istoty ani poznać natury
Przyjdź, wieczna radości
Przyjdź, wieńcu, który nie więdniesz
Przyjdź, purpuro naszego Króla, naszego Boga
Przyjdź, naprawdę wszechmocna prawico
Przyjdź Ty, którego pragnęła i pragnie moja biedna dusza
Przyjdź, sam do mnie samego, ponieważ widzisz, że jestem sam
Przyjdź Ty, który oddzieliłeś mnie od wszystkiego i uczyniłeś samotnym na tej ziemi
Przyjdź Ty, który sam stałeś się we mnie pragnieniem i sprawiłeś, że pragnę Ciebie, chociaż jesteś całkowicie niedostępny
Przyjdź, moje tchnienie i moje życie
Przyjdź, pociecho mojej biednej duszy
Przyjdź, moja radości, moja chwało i moja rozkoszy nieskończona

Rozbij swój namiot we mnie, łaskawy Nauczycielu, zamieszkaj we mnie teraz i pozostawaj w swym słudze bez przerwy, do końca. Przy mym odejściu z tego świata i potem, niech się znajdę w Tobie i panuję z Tobą, który jesteś Bogiem ponad wszystkim.

 Pozostać ze mną, Nauczycielu, nie zostawiaj mnie samego. Moi wrogowie, którzy zawsze starają się pożreć moją duszę, gdy znajdą Ciebie mieszkającego we mnie, będą zmuszeni do ucieczki. Nie będą mieli władzy nade mną, gdy zobaczą Ciebie, który jesteś potężniejszy niż wszystko, zamieszkującego mą pokorną duszę.

 Nie zapomniałeś o mnie, Nauczycielu, gdy byłem w świecie, zatopiony w niewiedzy, ale wybrałeś mnie i oddzieliłeś mnie od świata i postawiłeś mnie w obecności swojej chwały. Zachowaj mnie umocnionego i niewzruszonego w wewnętrznym mieszkaniu, które uczyniłeś sobie we mnie. Choć umarły, żyję, gdy wpatruję się w Ciebie. Chociaż ubogi, jestem na zawsze bogaty, bogatszy niż jakikolwiek władca, ponieważ posiadam Ciebie. Spożywając Ciebie, ubierając się codziennie w Ciebie, zostanę napełniony błogosławieństwami i rozkoszami bez granic. Ponieważ Ty jesteś wszelkim błogosławieństwem i wszelką wspaniałością i radością, Tobie się należy chwała, Świętej, Współistotnej i Życiodajnej Trójcy, czczonej i wyznawanej przez wszystkich wiernych i uwielbianej w Ojcu, Synu i Duchu Świętym, teraz i zawsze, i na wieki wieków. Amen.


Symeon Nowy Teolog

piątek, 15 kwietnia 2016

Chleb życia

"Moje ciało jest prawdziwym pokarmem, a moja krew prawdziwym napojem..."
Gorszyli się słuchacze tymi słowami Jezusa: "Jak on może dać nam swoje ciało do jedzenia?"

Słuchając tego fragmentu Ewangelii jesteśmy kuszeni, by popatrzeć trochę z góry na tych sprzeczających się Żydów, którzy nie rozumieli nauki Jezusa. My przecież wiemy, że chodzi o Eucharystię, o Komunię św...

Ale czy naprawdę rozumiemy i przyjmujemy słowa:"Jestem Chlebem życia"?
Jezus mówi, że On i tylko On zaspakaja ludzki głód.

A Ty czym się karmisz? Bez czego czujesz, że umierasz z głodu?

"Czemu wydajecie pieniądza na to, co nie jest chlebem? I waszą pracę - na to, co nie nasyci? Słuchajcie Mnie, a jeść będziecie przysmaki i dusza wasza zakosztuje tłustych potraw. Nakłońcie wasze ucho i przyjdźcie do Mnie, posłuchajcie Mnie, a dusza wasza żyć będzie." (Iz 55,2-3).

Sprawa jest jak najbardziej aktualna. Każdy z nas potrzebuje duchowego trzęsienia ziemi i nawrócenia serca i umysłu, by przyjąć tę prawdę, że Jezus jest Chlebem


P.S. Jadę dzisiaj do Gdańska, gdzie będziemy świętować 70-lecie pracy naszego przedszkola "Solaris". 70 lat! Wychowankowie przedszkola przyprowadzają dziś swoje wnuki :-)

środa, 13 kwietnia 2016

Wybieram real :-)

Wiele ciekawych komentarzy się pojawiło, np. te pytania o "serce nowe", ale czasu trochę brak na pisanie.
Dziś wieczór konferencja na Alphie w DA Dobry Pasterz.
Doba niezmiennie ma 24 godziny, a światy teraz są dwa: realny i wirtualny :-)

wtorek, 12 kwietnia 2016

o cierpliwości w Radzionkowie

Dzisiaj będę w Radzionkowie głosić konferencje o... cierpliwości. Sama się dziwię, że wybrali mnie do takiego właśnie tematu. Nie jestem z natury cierpliwa. Wprost przeciwnie. Mogę kompetentnie z własnego doświadczenia opowiadać o złych skutkach braku cierpliwości w życiu osobistym i społecznym. Doktorat mogłabym o tym napisać.
A także o tym, jak Bóg jest ciągle i po wielokroć cierpliwy dla mnie.

Czyli w sumie jest o czym mówić. 
Zatem jadę.

Polecam Waszej modlitwie to głoszenie oraz całą parafię Radzionkowie, a szczególnie Wspólnotę Dorosłych, która jest organizatorem tego spotkania :-)


poniedziałek, 11 kwietnia 2016

O przyznawaniu się do błędów...

Rozgorzała na blogu gorąca dyskusja o uznawaniu swoich grzechów i błędów. Jej niespodziewanym, pozytywnym bohaterem został premier D. Cameron, który przyznał się do posiadania udziałów w funduszu w rajach podatkowych. Ale pojawił się komentarzach także "czarny charakter" w takiej oto postaci:

""Dla mnie to był gest odwagi, za który zapłacił falą krytyki. Brytyjczycy nie docenili prawdy w ustach wyraźnie zawstydzonego premiera. " Wyobrażam sobie taki gest w ustach osoby, która właśnie za zasłoną czarnej sutanny zachowuje się w dwuznaczny sposób..."

Z kontekstu wynika, że kto jak kto, ale duchowny do takiego aktu skruchy nie jest zdolny...

A ja właśnie czytam książkę Bpa Piotra Jareckiego. Tak, to ten sam biskup, który pod wpływem alkoholu wjechał w latarnie. Książka nosi tytuł: "Podróż do siebie" i jest dziennikiem z ponad miesięcznego pobytu Autora w Opactwie Genesee. Książka szczera i pokorna do bólu. Biskup opowiada w niej o swoich przemyśleniach, pragnieniach i drodze nawrócenia. Analizuje przyczyny swojego bolesnego upadku, który zaowocował wyrokiem pozbawienia wolności na pół roku w zawieszeniu oraz zawieszeniem w posłudze biskupiej na dwa lata. 

Nie, nie pochwalam tego, co zrobił. Ale nie zgadzam się z opinią, że duchowni są tą grupą społeczną, która jest najbardziej dwuznaczna i za sutanną się chowa. Przypomnę tylko, że żadna grupa społeczna nie podjęła tak zdecydowanych działań jak duchowni w ramach przeciwdziałania i rozliczenia się ze zbrodnią pedofilii. 
Ale dla tych, którzy i tak swoje wiedzą, fakt, że o procesach i oczyszczaniu Kościoła dużo się mówiło, to tylko dowód na to, że widać tylko w Kościele takie rzeczy...

Nie dajmy się zwariować. Wszyscy jesteśmy grzesznikami. Jeśli zapominamy o własnej grzeszności, to energię, którą należałby zainwestować we własne nawrócenie spalamy na osądzanie i krytykowanie innych. Fantastycznie analizuje to Ks. Bp Jarecki w swoim dzienniku:

"Przez skórę czuję, że przyczyną [mojego zbytniego krytykanctwa] były niespełnione oczekiwania, zbytnie wiara w siebie i swoje racje, racjonalizacja, a nawet zagłuszanie sumienia, niepozwalanie mu, aby zajęło się mną samym. Wtedy duch krytycyzmu musiałby zmienić przedmiot: przejść z tego zewnętrznego na ten wewnętrzny: na mnie samego. A to byłoby bolesne. Byłaby to prawdziwa konfrontacja z samym sobą, wymagająca zapewne konkretnych postanowień i idących za nimi czynów. A to wymagałoby z kolei zmiany życia, trudu, krzyża przezwyciężania samego siebie, umierania sobie, swojej wygodzie, swojemu egoizmowi".
Koniec cytatu.

sobota, 9 kwietnia 2016

Ku własnemu zawstydzeniu...

Ja tu z, nie da się ukryć, trochę ironicznym tekstem poleciałam, a w komentarzach takie coś:

"Chcę aby kiedyś osoba wierząca w Jezusa Chrystusa spojrzała na mnie oczami Tego , który ukochał człowieka, tak , że życie swoje oddał za niego... PRAGNĘ PRAWDZIWEJ MIŁOŚCI płynącej z serca prawdziwie kochającego, z serca, które przyjęło Pana Boga! Stanie się tak kiedyś? :( :/ Poszukuję takich serc wśród tych co chodzą na pielgrzymki, co uczęszczają na Mszę św. , co badają Pismo św. co studiują teologię, co śpiewają piosenki religijne i... nie znajduję! Przyjdź Panie do mnie grzesznika, tak bardzo pragnę Twojej Miłości!"

Jezus mieszka we mnie od chwili Chrztu św., ale nieliczne są chwile, gdy może objawić swoją dobroć i miłość w moim człowieczeństwie tak, by ci, którzy pragną Jego światła, mogli je dostrzec we mnie.

Przebacz, bracie.

piątek, 8 kwietnia 2016

Co myśli Papież o rodzinie?

Tyle się już nasłuchałam sprzecznych twierdzeń o tym, co też Papież Franciszek myśli o... , że nie mogę się oprzeć wrażeniu, że każdy próbuje przeforsować swoje tezy i podeprzeć się, jak w apokryfach, papieskim autorytetem.
Czytam więc tekst adhortacji "Amoris Laetitia" i cóż?
Nauka jakaś znana... taka... katolicka. Żadnego zaskoczenia, szoku i gwałtownego skrętu łodzi piotrowej...

Zanim dacie się zakrakać komentatorom, którzy będą cytować tylko te fragmenty, które im pasują, przeczytajcie całość, choćby na stronie "Gościa Niedzielnego":


I oceńcie sami.

Kilka myśli wokół kościoła św. Anny

Nie pisałam kilka dni, bo są takie sytuacje, kiedy lepiej milczeć. W tym wypadku przyczyną była gorączka, która jak wiadomo, trochę upośledza jasność myślenia. A słowo ma to do siebie, że wyleci wróblem, a wołem powraca (to przysłowie wymyślono zanim powstały internety, więc teraz zapewne wraca w postaci rozrośniętego płetwala błękitnego!)
Oczywiście, to nie jedyna przyczyna, dla której warto wstrzymać się z wypowiedzią. Różne są rodzaje gorączek, które niespodziewanie dopadają ludzi. I pod ich wpływem różne ludzie rzeczy mówią. 
Czasem np. ktoś (pod wpływem gorączki, jak mniemam) zaprotestuje głośno, że w Kościele głosi się katolicką naukę. Potem innym też rośnie temperatura i oto zgorączkowana pani powraca w mediach wołem (płetwalem?) jako jużże prawie więzień totalitaryzmu, dysydent i głos zniewalanego sumienia narodu.
Dawnej niegrzeczne dzieci po prostu wyprowadzało się z kościółka, żeby pofikały sobie na zewnątrz i nie przeszkadzały innym we mszy świętej.
Pani wyszła sam (wróblem) i niech tak zostanie.

poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Zwiastowanie, czyli... Wcielenie

Kiedy w Święto Zwiastowania słuchamy słów św. Łukasza (Łk 1,26-38) nasze myśli biegną spontanicznie ku Maryi - ku Jej wybraniu, posłuszeństwu Bogu, zaufaniu itd.
Jednak to wydarzenie ma treść o wiele głębszą i absolutnie fundamentalną dla naszej wiary. Treść ta niejednokrotnie, jak to często bywa z rzeczami istotnymi, umyka nam.
To właśnie wtedy, w chwili Zwiastowania, Bóg stał się człowiekiem! Syn Boży począł się w łonie Maryi i została stworzona Jego ludzka, piękna, najpiękniejsza dusza.

I to jest całkowicie wyjątkowe, jedyne takie wydarzenie. Wstrząsające i bulwersujące.

Syn Boży "istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi." (Flp 2, 6-7).

Nam trudno nawet sobie wyobrazić, czym jest owo "ogołocenie". Pomiędzy naturą Boską a  ludzką jest przepaść większa niż pomiędzy krańcami kosmosu. A jednak Bóg staje się jednym z nas. 
To nie jest bajeczka o księciu, który z miłości do pasterki przebrał się za żebraka, by jej nie przerazić swoim majestatem i bogactwem. To jest coś więcej. W tym wypadku słowo "wcielenie" jest nieco mylące, bo Syn Boży nie tyle "przebrał się za człowieka", przyjmując ludzkie ciało (to już byłoby i tak duże samoograniczenie Wszechobecnego i Wszechmogącego), ale stał się człowiekiem, czyli przyjął także ludzką duszę i zaczął żyć "na sposób" ludzki.

A to wszystko z miłości do Ciebie, człowieku.

I jeszcze jedno. On nie przyjął ludzkiej natury na 33 lata. On stał się człowiekiem na zawsze. 

Bóg-Człowiek. Z miłości.

Lem by tego nie wymyślił...


P.S. W Święto Zwiastowania Siostry Duszy Chrystusowej obchodzą swoje najważniejsze święto zakonne (teraz, gdy wiecie, że jest to moment stworzenia Najśw. Duszy Jezusa, jest to zrozumiałe, prawda?). 

niedziela, 3 kwietnia 2016

Nietrudno jest przekonać Boga, by się ulitował. On jest Miłosierny.
Trudniej nam ugiąć kolana i powiedzieć: Potrzebuję miłosierdzia...

Miej miłosierdzie dla nas i całego świata. Amen

sobota, 2 kwietnia 2016

ś.p. S. Ancilla Milejszo (1928-2016)


S. Ancilla Milejszo urodziła się w roku 1928 na Wileńszczyźnie w zaścianku Słowiki, pow. Oszmiany w rodzinie polsko-litwińskiej. Tereny te wówczas należały do Rzeczpospolitej, a po wojnie zostały włączone do Białoruskiej Republiki i obecnie są częścią Białorusi. Rodzice posiadali gospodarstwo rolne, a także warsztat kowalski. W roku 1946 rozpoczął się na tych terenach proces kolektywizacji, z map zniknęły nazwy majątków i zaścianków, a rodzina Milejszów straciła ziemię i musiała pracować w kołchozie. Anna codziennie przemierzała 10 kilometrów do kołchozu i z powrotem, cały dzień ciężko pracując. W duszy marzyła o życiu zakonnym, ale realizacja tego planu w realiach Związku Radzieckiego wydawała się niemożliwa. Pewnego razu miała sen, który umocnił ją bardzo na duchu: zobaczyła zabudowania i osoby w zakonnym stroju oraz usłyszała głos: "Tu będziesz i będziesz szczęśliwa". Sen był proroczy. Spełnił się, gdy 14 czerwca 1958 r. rodzinie Milejszów udało się wyjechać z sowieckiego raju z kartami repatriantów w ręce, dzięki bliskim, którzy już wcześniej znaleźli się w Polsce. Zamieszkali w Gdańsku i tam Anna poznała Siostry Duszy Chrystusowej. Gdy przyjechała do Krakowa do domu generalnego rozpoznała zabudowania i siostry ze swojego snu. 

Wstąpiła do zakonu 29 czerwca 1958 r. Pierwsze lata życia zakonnego spędziła przy Sł.B. M. Pauli Zofii Tajber - Założycielce Zgromadzenia. Pracowała w Gdańsku, a potem w sierpniu 1976 r. wyjechała do Stanów Zjednoczonych do Rensselaer w stanie Nowy Jork, by tam pracować przy seminarium Ojców Franciszkanów. W 1989 siostry przeniosły się do Granby w stanie Massachusetts także pracując przy kolegium Franciszkanów.

Zanim s. Ancilla wyjechała z Polski, udało się jej na początku lat 70 ubiegłego wieku odwiedzić ukochaną Wileńszczyznę. Wizytę wykorzystała także do tego, by na teren Związku Radzieckiego przemycić trochę różańców, medalików i książeczek do modlitwy. W czasie kontroli na granicy na pytanie celniczki, po co jej tyle książeczek, s. Ancilla ułożyła modlitewniki w 3 stosiki i bez mrugnięcia oka, spokojnie oświadczyła celniczce: "Te służą do modlitwy rannej, te w południe, a z modlitewnika w trzecim stosiku modlę się wieczorem". Do miejscowości Gudohaje na Białorusi dotarła w stroju świeckim. Obyczaje dobrze znała, dokumentów tam nie sprawdzano kobietom, więc mogła poruszać się po okolicy swobodnie. W Gudohajach odwiedziła ks. Sienkiewicza, wówczas 90-letniego proboszcza. S. Ancilla zanim wyjechała z Wileńszczyzny i wstąpiła do zakonu była czynnie zaangażowana w życie parafii, przygotowując dzieci i osoby dorosłe do Komunii św. i bierzmowania. Organizowała także transport na msze dla osób mieszkających daleko od kościoła. Nieraz wyruszano furmankami już o godz. l w nocy, zabierając po drodze oczekujących. S. Ancilla woziła także Ks. Proboszcza do ludzi, by mogli przyjąć sakrament Pojednania i Namaszczenia. 

Początki pracy w Stanach zjednoczonych nie były łatwe. Obcy język, obce zwyczaje. Wynikały z tego czasem zabawne historie. Jak ta, gdy S. Ancilla postanowiła odwiedzić swojego brata Napoleona, który mieszkał wówczas w Kanadzie. Na lotnisko odprowadzał ją kleryk. Siostra weszła na niewłaściwy pas startowy, ale kleryk nie wiedział, jak ją o tym poinformować, gdyż siostra nie znała na tyle angielskiego. Krzyknął więc: "Dominus Vobiscum". Siostra odwróciła się, pomachała w geście pożegnania i krzyknęła: "Et cum spiritu tuo" i poszła - oczywiście do niewłaściwego samolotu i poleciała. Dzięki ludzkiej i Bożej pomocy w końcu szczęśliwie do brata dotarła. Ojciec przeor Seminarium Franciszkańskiego w Renssealer mawiał więc: "S. Ancilla nie zna j. angielskiego, ale my ją rozumiemy, bo ona mówi językiem miłości".

W roku 1994 S. Ancilla wróciła do Polski, zamieszkała najpierw w domu zakonnym w Radoszycach, a potem w Siedlcu koło Krzeszowic. Od roku 2010 przebywała  w domu generalnym Sióstr Duszy Chrystusowej na Prądniku Biały w Krakowie. Od dłuższego czasu chorowała. Zmarła 2 kwietnia 2016 roku w przeddzień Święta Miłosierdzia Bożego.

Gdy umarła, Siostry, zgodnie z jej wcześniejszym życzeniem, odśpiewały Magnificat. 

 Niech Pan da jej radość przebywania ze Sobą w Królestwie Niebieskim.