czwartek, 14 kwietnia 2022

Z Jezusem w Ogrodzie Oliwnym


„Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który uprawia. Wytrwajcie we Mnie, a Ja /będę trwał/ w was. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie - o ile nie trwa w winnym krzewie - tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie. Ja jestem krzewem winnym, wy - latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie. Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej!" J 15,1-9


Podczas Ostatniej Wieczerzy Jezus wielokrotnie powtarza to wezwanie: „Trwajcie we Mnie”. Jest to Jego gorąca prośba i przestroga. Ostatnia przed męką. Najważniejsza. Wie, że od tego zależy nasze życie lub śmierć. Bo poza trwaniem w Jezusie nie ma życia. Można jedynie wegetować i usychać, aż przyjdzie dzień, gdy ostatecznie zostanie się odciętym i wrzuconym w ogień.

W Nim natomiast jest życie w obfitości i owocowanie. I nie ma drogi pośredniej. Dlatego M. Paula Tajber pisała do Sióstr Duszy Chrystusowej: „Jednym z głównych rysów naszej reguły jest nie tylko, żeby dążyć do Boga, aby dojść do Niego, ale trwać w Nim wytrwale”

Trwać przy Jezusie trzeba nie tylko w chwilach triumfu i powodzenia, ale także wtedy, gdy wierność każe iść za Nim pogardzanym, odrzuconym i wyśmianym. Jezus także dziś jest odrzucany. Jego nauka jest wyśmiewana. Jego postawa posłuszeństwa, ofiarowania siebie i wierności lekceważona. A triumf święci, delikatnie mówiąc, umiejętność zadbania o swoje interesy i radzenia sobie w życiu nawet kosztem innych. Dlatego Jezus mówi:

„Smutna jest moja dusza aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie ze Mną!” Mt 26, 38

Gdy wielu odchodzi lub wprost staje się wrogami Jezusa, On liczy na naszą bliskość i przyjaźń. Liczy na to, że chociaż my zostaniemy w przy Nim wierni i kochający. Że pocieszymy Jego zbolałą duszę swoich trwaniem przy Nim.

Nadciąga noc i nadciąga Judasz. Jezus jest świadomy, że na Jego cierpliwą i delikatną miłość odpowie brutalną przemocą i wyrachowaniem. Jego Dusza cierpi i wydaje się, że jest wydana na pastwę nienawiści i wrogości złego ducha, który uwiódł ludzkie dusze. Ale to nie Jezus jest ofiarą. On jest zwycięzcą, bo pozostaje wierny i posłuszny Ojcu. I chce byśmy i my mieli udział w Jego zwycięstwie przez wierność i wytrwanie przy Nim. Nie żąda wiele, tylko tego, byśmy przy Nim zostali i nie odchodzili w ciemność nocy.

Jezus zna naszą ludzką słabość. Wie, że w obliczu trudu i cierpienia mamy ochotę uciec, tak jak uciekli Apostołowie – najpierw w sen w Ogrojcu, a potem całkiem spod krzyża. Najpierw jest „ucieczka ukryta”. Śpiący uczniowie pozornie nie odchodzą od Jezusa. Są na miejscu, ale ich serca uciekają w bardziej komfortowy świat marzeń, gdzie nie trzeba wybierać między trwaniem przy cierpiącym Mistrzu, a własną wygodą. Jezus przychodzi ich obudzić, bo wie, że ta ukryta ucieczka, jeśli z niej nie zawrócą, skończy się prawdziwą. A poza Jezusem i trwaniem przy Nim nie ma życia. Jest to paradoks, którego nie da się uniknąć: albo trwamy przy Jezusie, który ofiarowuje swoje życie, oddajemy je razem z Nim i zyskujemy życie w pełni, albo uciekamy od Jego ofiary, by zachować siebie i tracimy życie prawdziwe.

Dlatego Jezus, póki czas, przychodzi do nas, budzi i mówi:

„Tak, jednej godziny nie mogliście czuwać ze Mną? Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe.” Mt 26, 40-41

Jezus w tej ostatniej godzinie nie tylko zmaga się, by sam pozostać wiernym Ojcu, ale także walczy o nas, byśmy nie odpadli jak uschłe gałązki; by było w nas prawdziwe życie i siła miłości, która sprawia, że zamiast tchórzliwego użalania się nad sobą zaczniemy mówić: „Ojcze, nie jak ja chcę, ale jak Ty. Niech się stanie Twoja wola”. Nie ma innej drogi wiodącej ku życiu.

Dlatego Jezus mówi dalej:

„Wstańcie, chodźmy!” Mt 26, 46

Te słowa są jak sygnał do ataku dla wojska. Do zwycięskiego ataku na wroga zbawienia, do walki z grzechem i z szatanem, i ze starym człowiekiem, który w nas samych walczy przeciwko nam. Jezus pierwszy, jako nasz Wódz, staje na nogi i zagrzewa nas do podjęcia boju, który przecież z Nim jest nieuchronnie zwycięski.

 


1 komentarz:

  1. Dziękuję😘💕
    Dzisiaj było mi to bardzo potrzebne. Dopóki do końca nie przyjmę tej ofiary Jezusa jako swojej, nie zwyciężę tak naprawdę! Muszę w to wejść cała. Chęć ucieczki zawsze mi towarzyszy, ale zmuszam się, żeby pozostać przy Nim. Wtedy w końcu zmartwychwstaję. 👍💪💓

    OdpowiedzUsuń