sobota, 29 lutego 2020

Pandemia

Jeszcze póki co nasza wieś spokojna. Ale już nie jest ona z kraja, bo koronawirus przedostał się do krajów i z lewa i z prawa. Co dnia śledzimy doniesienia mediów o rosnącej liczbie zachorowań i czekamy, szykując maseczki i środki odkażające.
Są jednak też inne zarazy, o wiele bardziej złośliwe, które mają zasięg globalny, a jednak nie wywołują paniki i nie są izolowane. A roznoszą się bardzo szybko.
Mam tu na myśli przede wszystkim wrogość.
Przenosi się ona drogą emocjonalną. Zaraza przenika do naszych emocji i nie ma maseczek ani środków antyseptycznych, które by przed tym chroniły. Po prostu, ktoś cię zruga, oszuka, obmówi, poniży lub okaże obojętność, a jego wirus wnika w twoje emocje, produkując nowe komórki agresji.
Jest to pandemia, które nie umieją powstrzymać rządy, służby ani wojsko. A nawet wprost przeciwnie! Jest to pandemia nakręcana przez wiele struktur społecznych, chociaż jej skutki są opłakane dla nas wszystkich.
Dlaczego nikt nie alarmuje? Nie szuka szczepionki? Nie izoluje zarażonych?
Bo wszyscy jesteśmy zarażeni, w tym także ja, pisząca te słowa. Nawet, gdy oburzamy się na agresję w mediach czy w polityce, czy w sąsiedztwie, to jest to oburzenie hipokryty, który pokazuje placem na kogoś, by odwrócić spojrzenia od siebie. Kogo izolować i kto miałby to robić, skoro wszyscy jesteśmy w strefie zapowietrzonej?
To co napisałam do tej pory, nie brzmi optymistycznie. Brzmi okropnie. Lepiej już poczytać sobie "Dżumę" Camusa. Jednak ten ponury pejzaż jest tłem nie dla egzystencjalizmu, ale dla czystego światła Ewangelii.
Jezus przychodzi do nas, jako Jedyny Nieskażony i siada z nami do wspólnego stołu.
"[Celnik] Lewi wyprawił dla Jezusa wielkie przyjęcie u siebie w domu; a była spora liczba celników oraz innych, którzy zasiadali z nimi do stołu. Na to szemrali faryzeusze i uczeni ich w Piśmie i mówili do Jego uczniów: Dlaczego jecie i pijecie z celnikami i grzesznikami? Lecz Jezus im odpowiedział: Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników." (Łk 5, 29-32)
Jezus nie tylko jest odporny na ten szczep, ale ma także skuteczne lekarstwo, które przemienia nasze serca z kamiennych w serce z ciała.
On, obie części [ludzkości] uczynił jednością, bo zburzył rozdzielający je mur - wrogość (...) , wprowadzając pokój,  i [w ten sposób] jednych, jak i drugich znów pojednać z Bogiem w jednym Ciele przez krzyż, w sobie zadawszy śmierć wrogości. A przyszedłszy zwiastował pokój wam, którzyście daleko, i pokój tym, którzy blisko,  bo przez Niego jedni i drudzy w jednym Duchu mamy przystęp do Ojca. A więc nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga (Ef 2, 14-19)


czwartek, 27 lutego 2020

Gorzki smak popiołu

Wielki Post jest okazją, by zmierzyć się z tematem, od którego na co dzień chciałoby się uciec jak najdalej. Z własną grzesznością. 
Czy to konieczne? A może nie powinno się o tym myśleć, bo to dołuje, stresuje i jest przyczyną nerwicy?
Cóż, strachy schowane do piwnicy i tak wędrują po domu nocami, a trupy ukryte w szafie, wypadają z niej wcześniej czy później. Każdy z nas jest na swój sposób Raskolnikowem. Szaleństwem grozi raczej zaprzeczanie zbrodni niż wzięcie odpowiedzialności (właściwie Dostojewski wszystko już w tym temacie napisał i to o wiele mądrzej..). 
Zatem chwyćmy byka za rogi i go on!
Jesteśmy grzesznikami. Mamy za sobą całą historię złych wyborów, a w środku całą masę złych skłonności. 
To naprawdę przykre. 
Przecież rozpaczliwie pragniemy czuć się wartościowi i godni! 
Tak. Świadomość własnej grzeszności naprawdę może doprowadzić do rozpaczy. 
Albo do wolności i doświadczenia bezwarunkowej miłości. 

I własnie o tym robiącym różnicę podejściu do grzeszności chcę powiedzieć.

Kiedy człowiek na chwilę przestanie walić w cudze piersi, walczyć, pouczać i karcić innych, a stanie przed lustrem z popiołem na głowie, to, chociaż jest to gorzki moment, jest o krok od Królestwa Bożego.
To trudne do wytłumaczenia i, niewątpliwie, może zabrzmieć jak jakaś sekciarska gadka o okrutnym Bogu, który znajduje upodobanie w poniżaniu człowieka. Ale nie o upokorzenie chodzi, a o prawdę.

Naprawdę jesteśmy grzesznikami.
Oczywiście, nie jest to nasze pierwsze imię. W Biblii pierwszym określeniem człowieka jest "podobny Bogu" (Rdz 1,26). Taki był zamysł Boga. Obdarował nas wielką godnością. Jednak, nawet ci, którzy nie uznają prawdy objawionej w Biblii, czują, że coś poszło potem nie tak. Sami podeptaliśmy tę godność. Zrobiliśmy to, łamiąc przyjaźń z Bogiem i raniąc Jego Serce. To nie jest tylko historia Adama i Ewy. To historia każdego z nas. Grzech, nie jest złamaniem przepisu. Jest podłym zlekceważeniem bezbronnej miłości Boga. Nie możemy się tego wyprzeć. To opowieść o mnie i o tobie. Kto w pełni odpowiedział na miłość miłością, niech pierwszy rzuci kamień!
Upodliliśmy się egoizmem. Chcąc ocalić nasze życie, straciliśmy je na marne.
Popiół na głowie przypomina nam o tym.

I tu właśnie jest szansa przełomu.
Miłość Boga nie cofnęła się. Ciągle możesz się poczuć przygarnięty, przytulony.
Tylko przyjdź.
Taki jaki jesteś.
Przez bramę skruchy i przyjęcia miłosiernej miłości wchodzi się do Królestwa.

Z popiołu rodzi się nowe życie.





sobota, 22 lutego 2020

Mieszczuch na roli, czyli o sianiu ziarna z nadzieją

Tyle razy słuchałam przypowieści o zasiewie, o ziarnie, o plonie. A jednak, chociaż mam uszy, nie usłyszałam czegoś istotnego.
I jak to bywa z nieodrobioną lekcją z Ewangelii, miało to wpływ na moje życie. Negatywny wpływ.
Być może mnie, mieszczuchowi, zabrakło tego zbawiennego doświadczenia, tak bliskiego uprawiającym ziemię - doświadczenia czekania aż wzejdzie źdźbło.
Oczywiście, wiem jak to się dzieje, ale bez tego emocjonalnego kodu, który zapisuje się w duszy tego, kto sieje i z nadzieją czeka na plon.

W życiu duchowym, jak mówi Jezus, działa podobna dynamika. Siejesz - czekasz - ufasz - widzisz skutek. A to wszystko rozciągnięte w czasie. Nieuznanie tej dynamiki kosztowało mnie wiele błędów i rozczarowań. Być może znacie to także z własnego życia.

Np. czujesz się rozpalony Bożą łaską, wróciłeś z rekolekcji, coś zrozumiałeś, doświadczyłeś, nawróciłeś się, spotkałeś Pana (ziarno zasiane w twojej duszy) i wracasz sobie po tym do domu, do swojej pracy, zwykłego środowiska, to czego chcesz? Tak z całego serca? Ze wszystkich sił? By oni też, natychmiast otwarli się na tę łaskę! To oczywiste! Więc mówisz, świadczysz, przekonujesz, nakłaniasz, w końcu molestujesz. A może nawet chętnie byś nakazał! trochę to przerysowuje, ale nie bardzo :-)
Oczywiście, to wszystko w dobrej wierze i dla zbawienia bliźnich i świata całego.
Jeśli robiliście tak (mnie się zdarzyło nieraz), to wiecie sami, że, wbrew oczekiwaniom i pragnieniom, skutek jest odwrotny. 

Jest jednak inna strategia. Bardziej zgodna z dynamiką agrarno-duchową. Jeśli to co odczuwasz jest łaską - ziarnem, to daj temu czas wzrosnąć w twojej duszy w ciszy. Niech cię to zmienia, nawraca, rozświetla wewnętrznie, aż do wydania plonu, albo chociaż źdźbła, czyli czegoś widocznego dla innych. Aż do chwili kiedy inni sami zaczną zadawać pytania w stylu: "Co ci się stało, że nie wyskoczyłeś z pyskiem na sąsiada, chociaż zawsze tak reagujesz?" To jest ten piękny, zbawienny moment, gdy twoja dusza wydała plon i dzięki temu masz ziarno, by wsiać je w dusze innych ludzi.

I drugi przykład. Naprawdę chcesz pomóc innym. Masz dla nich ziarno dobrego słowa, miłości, przygarnięcia, opieki. Rzucasz je hojnie. I.... nic. Ile razy, nie widząc skutków, pomyślałeś: "nie warto". Ja wielokroć nie wytrzymywałam ciężaru tego czasu oczekiwania. I albo próbowałam coś zrobić, żeby uzyskać spodziewany rezultat (tu często pojawia się presja, która niszczy zbawienną moc słowa), albo traciłam nadzieję.

A przecież Słowo Boże ma moc. I, jeśli je zasiewamy w czyjejś duszy, to my pierwsi, musimy wierzyć w tę moc. Zasiać - czekać - ufać, aż ujrzysz plon.

To działa, gdy postępujemy zgodnie z zasadami uprawy dusz ludzkich :-)





wtorek, 18 lutego 2020

Chleb i kwasy

Mk 8, 14-21
"Jesteś tym, co jesz" - mówią. I jest to bardzo prawdziwe w odniesieniu do ludzkiej duszy. Albo karmisz się "jedynym chlebem" - Jezusem, jego prawdą i dobrem, albo kwasem faryzeuszów (pseudoreligijność pozbawiona wiary, nadziei i miłości) lub kwasem Heroda (bezbożność pogrążona w namiętności). Stajesz się tym, co jesz.
Ta kwestia jest szczególnie aktualna w odniesieniu do tego miejsca. Bo przecież rozmawiamy tu sobie siedząc w Internetach.
Mnóstwo tu różnego rodzaju kwasów.
Ale jest też obecny Jezus i Jego nauka, którą możemy się karmić i podawać innym jak dobry chleb.