piątek, 29 kwietnia 2016

O "namiastkach radości"

"A co Siostra ma na myśli pisząc "namiastki radości"?" - dopytuje ktoś.
Dobre pytanie. Dobry punkt wyjścia do refleksji nad naszym życiem codziennym.
Odpowiedź testował na sobie Ignacy Loyola i wielu innych znanych i nieznanych świętych (nie tylko tych kanonizowanych). I my także, jeśli uczciwie na własne życie popatrzymy, znajdziemy tę samą odpowiedź.

Ale zacznijmy od Ignacego.
Gdy ranny przebywał w zamku Loyola, nudził się, więc chciał coś poczytać. Jakiś romans albo opowieść rycerską. A tu nic z tych rzeczy, tylko jakieś pobożne księgi. Z barku ciekawszej lektury, zajął się czytaniem Złotej Legendy i Żywotów świętych. Nawet go to pociągało, ale marzył również i o innych, bardziej przyziemnych sprawach. I wtedy dotarła do niego taka oto refleksja:
"Kiedy myślał o rzeczach światowych, doznawał w tym wielkiej przyjemności, a kiedy znużony porzucał te myśli, czuł się oschły i niezadowolony. Kiedy znów myślał o odbyciu boso pielgrzymki do Jerozolimy lub o tym, żeby odżywiać się samymi tylko jarzynami i oddawać się innym surowościom, jakie widział u świętych, nie tylko odczuwał pociechę, kiedy trwał w tych myślach, ale nawet po ich ustąpieniu pozostawał zadowolony i radosny. Nie zwracał jednak na to uwagi ani nie zatrzymywał się nad oceną tej różnicy aż do chwili, kiedy pewnego razu otworzyły mu się nieco oczy i kiedy zaczął dziwić się tej różnicy i zastanawiać się nad nią. To doświadczenie doprowadziło go do zrozumienia, że jedne myśli czyniły go smutnym, inne zaś radosnym."

I to jest różnica pomiędzy "namiastkami radości" i radością prawdziwą, którą daje Pan.

Te pierwsze są jak krople wody, która jedynie wzmagają pragnienie. Gdy się kończą, rodzą jeszcze większe poczucie niespełnienia. Stąd wiele z nich staje się nałogami, bo człowiek łaknie ciągle i im więcej się nimi karmi, tym większy głód odczuwa.

Radość zaś płynąca z wiary, zaufania, dobra i modlitwy jest trwała i, jak zapowiedział Jezus, nikt nie może nam jej odebrać.

Nie znaczy to oczywiście, że ziemskie radości i przyjemności są złe. Ale ich realną wartość, a tym samym umiejętność dobrego, przynoszącego satysfakcję korzystania z nich, zna tylko ten, kto nasycony jest radością Bożą. Wtedy nabierają one właściwego smaku.

"Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskającej ku życiu wiecznemu. Rzekła do Niego kobieta: Daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać. (J 4, 13-15)


2 komentarze:

  1. No teraz rzeczywiście brzmi to bardziej sensownie... jednak nurtuje mnie jedna rzecz: jeśli prawdziwego szczęścia zaznają tylko chrześcijanie co z resztą ludzi ?? Są przecież osoby które nigdy nie dowiedziały się o istnieniu Boga i żyją zgodnie z własnymi sumieniami - czerpiąc właśnie ową radość.
    Nie chce tu negować niczego - ale wydaje mi się, że głos sumienia o którym tu Siostra zapewne pisze mają zarówno Ci którzy wierzą jak i Ci którzy są niewierzący - warunkiem jest kierowanie się tym głosem i nie zagłuszanie go... Ale to już inny temat :) Dziękuję za rozwianie wątpliwości odnośnie tej "radości" :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Są osoby, które przez całe życie nie mają możliwości przeczytać choć jednej książki nie wspominając o Piśmie Świętym. Oprócz dziesięciu przykazań jest jeszcze kręgosłup moralny i sumienie, który każdy ma. Wystarczy być dobrym człowiekiem.

    OdpowiedzUsuń