wtorek, 17 listopada 2015

Refleksja jeszcze listopadowa...

W odpowiedzi na post we Wspomnienie Wszystkich Zmarłych, ktoś napisał do mnie maila. Refleksja o życiu wiecznym w kontekście zamachów w Paryżu wydała mi się tu jak najbardziej właściwa, dlatego przytaczam ten list w całości:

"Kilka słów do Siostry wpisu z 2 listopada (zdjęcie płyty nagrobnej z cytatem pochodzącym z Rz).
Otrzymałem kiedyś od o. Augustyna Jankowskiego OSB, znanego biblisty z Tyńca, przesyłkę z religijnymi obrazkami (mam w domu taki "mały" zbiór).
Na załączonej pocztówce znajdowało się także jego zapewnienie: "Z mojej strony ciąg dalszy nastąpi, ale na razie brak mi wolnego czasu".
Ojciec Augustyn zmarł 6 listopada 2005. 
Po kilku latach, przeglądając starą korespondencję, z "tynieckiej" koperty wyciągnąłem mały obrazek (zdjęcie w załączniku).
Zaintrygował mnie, znajdujący się na obrazku, podpis ks. Jana Twardowskiego. Czy to ten znany poeta? Kim jest ów prefekt? Zacząłem poszukiwania...
Okazało się, że o. Jankowski początkowo był księdzem diecezjalnym w Warszawie i... prefektem ks. Twardowskiego.
Natknąłem się na książkę pt. "Nikt z nas nie żyje dla siebie...", która stanowi zapis rozmowy z o. Augustynem.
Ten fragment Listu do Rzymian odegrał ogromną rolę w życiu tynieckiego biblisty, który wspominał tak:
"Dzień 7 września 1939. Z dwiema małymi walizeczkami, w zielonym kapeluszu i zielonym płaszczu idę mostem Poniatowskiego naprzeciw fali, która z Warszawy ucieka na wschód. Byłem chyba jedynym, który szedł wtedy do Warszawy. Pod prąd. To było dla mnie znamienne przeżycie. Nie widziałem, żeby ktoś szedł w tym kierunku. Roztrącałem tę ogromną falę, która uciekała na wschód przed inwazją niemiecką. Szedłem do seminarium. Od razu trafiłem do kaplicy. Ojciec duchowny, niezapomniany ks. Paweł Piotr Dembiński CM, lazarysta odprawiał poranną Mszę Świętą ku czci bł.Melchiora Grodzieckiego w czerwonym kolorze, a klerycy śpiewali suplikację Święty Boże, Święty Mocny.
Minęło trzynaście dni. Nasi artylerzyści tak nieszczęśliwie tuż przed szczytem gmachu ustawili jaszcz artyleryjski, a niemiecki lotnik wypatrzył go. Zrzucił bardzo ciężką bombę, taką, która dosłownie ogoliła cały gmach dwupiętrowy, aż do piwnic włącznie - a pewnie ten jaszcz także wyeksplodował. Mam ten moment przed oczyma. Byliśmy wtedy w piwnicy. Jeden z kolegów mówi:
- Polecajmy się Bogu!
Za chwilę gaśnie światło i następuje potężna detonacja. Mnie coś uderzyło lekko po ramieniu. Był to przewód prądu elektrycznego. Szczęście,że izolowany...
Spod gruzów wyciągnęliśmy kolejno siedem trupów naszych kolegów. Ja ocalałem. Kiedyśmy już ułożyli ich ciała, poszedłem do spowiedzi. I wtedy na tej spowiedzi usłyszałem słowa, które są hasłem mojego przyjścia tutaj (do Tyńca). Ojciec Dembiński był wielkim znawcą i miłośnikiem św. Pawła. To był jego patron, ciągle więc go cytował - a wtedy cytaty biblijne mówiło się wyłącznie po łacinie. Pamiętam dokładnie i spowiedź, i widok trupów kolegów czekających na trumny.
Nemo enim nostrum sibi vivit
et nemo sibi moritur.
Sive enim vivimus, Domino vivimus;
sive morimur, Domino morimur.
Sive ergo vivimus, sive morimur, Domini sumus
(Rz 14, 7n)
Dla pewności przetłumaczę:
Nikt z nas nie żyje dla siebie
i nikt dla siebie nie umiera.
Jeżeli żyjemy, żyjemy dla Pana;
jeżeli umieramy, umieramy dla Pana.
I w życiu więc, iw śmierci należymy do Pana.
Wtedy dobrze zrozumiałem, że wszystkie moje dotychczasowe motywacje, żeby apostołować i żeby działać, nie były dość głębokie. Nie były oparte na kompletnej zależności od Chrystusa, która w kapłaństwie jest najistotniejsza. Pan w tym tekście, to jest On, zmartwychwstały Chrystus.I wtedy właśnie złożyłem ślub, że gdy tylko będę miał ku temu warunki moralne - "póki co", miałem obowiązek troski o mamę i ciocię - to wstąpię do zakonu o ślubach wieczystych... Realizacja tego ślubu faktycznie nastąpiła dopiero w roku 1955, czyli po szesnastu latach od tamtej chwili".

To takie skojarzenie napisu z płyty nagrobnej - z życiem o. Augustyna.
I na koniec jeszcze jedna myśl. Ojciec Jankowski napisał mi, że z jego strony ciąg dalszy nastąpi.
I nastąpił... po jego śmierci. Mały obrazek zainspirował mnie do poszukiwań. Poznałem historię życia tego wspaniałego człowieka, a jego słowa dały mi wiele do myślenia.
Siostry wpis ukazał się we Wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych. 
W "mojej" historii z obrazkiem dotykamy, mam takie wewnętrzne odczucie, tajemnicy świętych obcowania.
Wszak "nasza modlitwa za zmarłych nie tylko może im pomóc, lecz także sprawia, że staje się skuteczne ich wstawiennictwo za nami" (KKK, 958)."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz