Upał zelżał, więc i mózg powraca do jako takiej sprawności, ale ciągle jest na wakacyjnych obrotach, zatem nie liczcie na poważne tematy.
Nie jest tajemnicą, że z postów najlepiej wychodzą mi te na blogu. Gorzej z odmawianiem sobie jedzenia. Nie żebym nie rozumiała wartości postu, ale po prostu nie bardzo mieści się on w mojej duchowości. Pan Jezus powiedział przecież, że goście weselni będą pościć dopiero wtedy, gdy zabiorą im Oblubieńca. A M. Paula uczyła, że Jezus zawsze żyje w naszych duchach. Więc sami rozumiecie, że nie bardzo wypada, by, jak to drzewniej mówiono, suszyć przy weselnym stole.
A tak trochę poważniej. W naszej duchowości akcent jest położony nie na praktykowanie różnych umartwień, ale na... dziękowanie za wszystko co niesie dzień. To pozornie wydaje się łatwiejsze, ale co wtedy, gdy od samego rana wszystko leci ci z rąk lub wali się na głowę? Dziękować za to? Tak.
W tym jest głęboki sens. Dziękczynienie uczy takiego spojrzenia na życie, dzięki któremu można zauważyć w każdym wydarzeniu ukrytą wartość. Nawet w tym co trudne czy bolesne. Bo w tym jest sens. Dziękczynienie nie zaprzecza faktom, ale wydobywa to, co cenne. Przypomina otwieranie małża, by dostać się do drogocennej perły (można przy tym pokaleczyć palce, ale warto).
A więc w wakacyjnej aurze dziękujmy Bogu za wszystko i korzystajmy z postów... tych oto z tego bloga :-)
Zresztą posłuchajcie "Lubię to!" Indios Bravos. Czy to nie o takie podejście do życia właśnie chodzi?
Dziękuję za posty :)
OdpowiedzUsuńTak właśnie codziennie w największych trudnościach uczę się dziękować i to jest po prostu piękne!
OdpowiedzUsuńJa również za posty dziękuje jak i za muzyczne odkrycie (nie tyle zespołu co piosenki) :)