Józef z Maryją wyruszają w podróż do Betlejem. Nie jest to podróż turystyczna. Nie z własnej chęci podejmują tę wędrówkę. Przyczyną jest „rozporządzenie cezara”, a więc nakaz narzucony siła przez obcego władcę. Muszę iść, choć ani czas, ani stan Maryi nie sprzyja podróży. Ale nie ma z kim dyskutować. Nie ma do kogo się odwołać, napisać zażalenia. Dwoje nieznaczących, prostych ludzi jest jakby miotanych losem, na który nie mają wpływu. A Bóg milczy. Nie wstawia się za swoimi wybranymi.
Dołączę się do ich podróży. Przypomnę sobie sytuacje, w których czułem się zdana na łaskę i niełaskę woli ludzi i wydarzeń. Jak reagowałem, gdy byłem przymuszona do zrobienia czegoś wbrew swojej woli? Czegoś co według mnie było niesprawiedliwe i krzywdzące?
Ewangelia nie opisuje uczuć, które towarzyszyły Józefowi i Maryi. Jednak pozostawia nam pewną wskazówkę. Opis ukazuje nam ich jak idą jakby w ciszy. Nie ma zapisu rozmów. Tak jakby cała wyprawa odbyła się w milczeniu.
Co pozwoliło im na tę wewnętrzną ciszę, choć mieli prawo narzekać miotani gniewem, bezradnością, żalem i buntem? Zanim jeszcze obecność aniołów potwierdziła, że Bóg nie zapomniała o swoich sługach i że realizują się Jego odwieczne plany, Maryja i Józef trwali w wierze. W ciemnej, nic nie tłumaczącej, ale pozwalającej ufać wierze. I mocniej się na niej oparli niż na tym, co mówiły im wydarzenia zewnętrzne.
Co mówiły te wydarzenia, a co mówiła wiara?
Wydarzenia mówiły: jesteście nic nieznaczącymi ludźmi. Z perspektywy cezara jesteście tylko pionkami, które on dla swojej zachcianki przesuwa. Jesteście bezradni wobec jego przemocy. Z takiego myślenia mogło zrodzić się jedynie poczucie upokorzenia i wewnętrzny bunt lub zniechęcenie. Bez wiary właśnie tak nieraz się czujemy. Mali i rzuceni w nieprzyjazny świat. Upokorzenie i brak poczucia bezpieczeństwa rodzi gniew a nawet okrucieństwo. Stajemy się twardzi wobec tego wrogiego świata i walczymy do upadłego o swoje prawa. Robimy wszystko, by zwyciężyć naszego „cezara” i udowodnić, że panujemy nad swoim losem. Tracimy pokój i walka o przetrwanie staje się naszym chlebem powszednim.
Jednak jest inna droga. Podpowiada ją wiara. Co mówi wiara? Jesteście dziećmi Boga i Jego wzrok spoczywa na Was. Nie wypadliście spod Jego opieki, bo On nie zapomina, ani się nie odwraca do swoich stworzeń. To prawda, że nie zawsze ingeruje w nadzwyczajny sposób, ale i tak przeprowadza swoje plany, które ostatecznie są dobre dla nas i wszystkich stworzeń. On jest „świadomy zamiarów, jakie zamyśla co do nas. Zamiarów pełnych pokoju, a nie zguby, by zapewnić nam przyszłość, jakiej oczekujemy” (por. Jr 29:11). Nawet jeśli wydarzenia wydają się przeczyć temu, to po czasie, jeśli zawierzymy, doświadczymy bliskości i opieki Boga. Jak aniołowie nad Betlejem, otoczy nas łaska. To przedziwne, ale poczucie godności i wartości rośnie nie z tego, że walczy się, by nigdy nie zostać upokorzonym, ale z tego, że zawierza się Bogu i przyjmuje z dziękczynieniem wszystko, co los niesie.
Czy chcemy czy nie, nie unikniemy sytuacji trudnych, bolesnych, krzywdzących. Jednak od nas zależy jaką zajmiemy wobec nich postawę. Czy pójdziemy drogą za Józefem i Maryją. Pokornie, cicho. Dojdziemy wtedy do naszego Betlejem i zobaczymy dzieła Boga. Inna ścieżka prowadzi na bezdroże. Wtedy też kiedyś dojdziemy do Betlejem, ale już w innym charakterze: jako Herod, bo cóż innego popchnęło go do rzezi niewiniątek jak nie walka o swoją ważność i lęk o swoje panowanie. Nie chciał uznać, by ktoś (nawet Bóg) miał władzę nad nim. Z tego rodzi się okrucieństwo.
Zatem kim chcesz być? Cichym, pokornym człowiekiem. Może czasem pomijanym, nawet krzywdzonym, ale pełnym pokoju i zawierzenia Bogu? Czy Herodem lękającym się o swoją ważność i władzę, gotowym niszczyć każdego, kto mógłby ci zagrozić?
Wybór należy do ciebie.
„...idą jakoby w ciszy.”
OdpowiedzUsuń„Każda miłość musi być próbowana i doświadczana. Ale gdy wytrwa, doczeka się nagrody-zwycięskiej radości."
Powyższy cytat przyszedł mi do głowy jako wniosek, motto wypływające z Siostry wpisu. Tak, Bóg wypala miłość "jak złoto w tyglu"(por. Mdr 6,3). Po chwili zdałem sobie sprawę, że Autor tych słów kard. Stefan Wyszyński może być w odczuciu Sióstr Duszy Chrystusowej postacią niejednoznaczną (delikatnie rzecz ujmując) z racji tego, iż podjął decyzję o zdjęciu Matki Pauli z przewodnictwa zakonowi ZDCH. Ale cóż tam, Święta to okazja do pojednania, jesteśmy w rękach Boga, każdy z nas wypełnia jakąś ewangeliczną misję i to się może zmieniać w czasie. Raz możemy być Herodem, a innym razem dzielimy los Świętej Rodziny. Nie mam wątpliwości, że Matka Paula była prorokinią, prorokiem był także kard. Wyszyński, bez którego być może nie mielibyśmy świętego Jana Pawła II, i tak to się jakoś zazębia i dopełnia. Pozdrawiam świątecznie:)
to pytanie bardzo istotne, zwłaszcza dla tych którzy są odpowiedzialni za innych, mają władzę
OdpowiedzUsuńgdy trafiłem do mojej firmy, jako świeży członek zespołu miałem większe kwalifikacje od mojego szefa
on niestety nie zachował się dojrzale i zamiast z moich zdolności korzystać starał się na kazdym kroku je umniejszać, krytykował mnie. nie była to krytyka słuszna, ale podszyta taką nieuświadomioną zazdrością i obawą, że ktoś ma coś czego nie ma on. Mimo moich starań nie zmieniał swojej postawy i tu pomniejszył moje dokonania, tam obmawiał przed innymi pracownikami. Po pewnym czasie zwolniłem sie, bo nie da się pracować, przebywac większość dnia w takiej atmosferze. I cieszę się, że to zrobiłem. teraz pracuję w miejscu gdzie mogę swoimi zdolnościmi służyć innym. nie mam przełożonego który chce zawsze być "numerem jeden" i czuje się zagrożony tym, że ktoś potrafi coś więcej niż on. Może to postawa chrześcijańska, a może zwyczajna ludzka dojrzałość i poczucie przyzwoitości. jakkolwiek to nazwiemy to piękna postawa, która sprawia, że dobra na świecie się powiększa
ale głupi człowiek. co z tego, ze miałeś większe kwalifikacje od niego, przecież jakby był sprytny to cała firma mogła na tym zyskać, więc i on też, widać wolał chronić swoje ego niż zabiegać o dobro wspólnego interesu. Ale czasem tak jest, że ludziom z zazdrości "żal dupę ściska", jak to mówią młodzi i wolą coś zniszczyć niż przyznać się w sobie do tego uczucia. tak czy inaczej słusznie zrobiłeś, że odeszłeś. szkoda twojej energii tam, gdzie nie umieli z niej korzystać. dobrze, że w nowej pracy Ci ok.
Usuńnie wiem czy to nie będzie wścibskie, ale czy można tak z ciekawości zapytać jaką siostra podjęła decyzję odnośnie tego pytania...
OdpowiedzUsuńbo czasem bywa, że zadajemy innym pytania na które sami szukamy odpowiedzi...
to dość osobiste, ale odpowiem: wybór umysłu i serca bez wątpliwości po stronie Maryi i Józefa, ale, że jestem człowiekiem ze skazą grzechu pierworodnego, raz po raz, wkraczam do Betlejem w charakterze Heroda... Modlę się, żeby to się zmieniło.
UsuńBrawo Siostro! Mam niejasne przeczucie, że Bóg tylko tej prawdy od nas oczekuje, w zamian ofiarowując wino bezwarunkowej miłości!!! Pozdrawiam z radością :-)
Usuńdzięki za odpowiedź. mam nadzieje, że siostry modlitwy zostaną wysłuchane
OdpowiedzUsuńczego z serca życzę