"Módlmy się za tych, którzy nie mają czasu na dobre przygotowanie do Świat Bożego Narodzenia" - pisze ktoś. I ma rację. Adwent tuż, tuż, a poza przestrzenią kościołów, coraz mniej miejsca na adwentową ciszę. Oceany atramentu wylano już pisząc o hałaśliwiej, przedświątecznej atmosferze galerii i hipermarketów, ale mniej, o tym hałasie, który tłucze się w ludzkich sercach, gdy trzeba, że tak zacytuję "odebrać dziecko z przedszkola, zrobić zakupy, posprzątać...", (czy jakoś tak, w każdym razie kończyło się to koniecznością wzięcia proszków na uspokojenie). Aż by się chciało powiedzieć za klasykiem: "Sorry, taki mamy klimat". Spraw jest dużo, czasu jakby mniej, a siły słabną w jesienno-zimowej aurze.
Trzeba w tym wariactwie znaleźć jakąś metodę. Albo trochę zatrzymamy ten rozpędzony pociąg, albo wszyscy zginiemy (zabrzmiało bardziej groźnie niż planowałam, ale niech zostanie :-)). Fakt, na wiele spraw nie mamy wpływu, ale na odrobinkę już tak. Na tę jedną chwilkę, gdy możemy zamknąć oczy i powiedzieć: "Boże, wierzę, że jesteś przy mnie. Oddaję ci wszystkie moje troski i ciężary. Wiesz, jak mi trudno, ale ufam Ci. Amen". To może być rano w łazience, a może zanim wieczorem zaśniesz, lub korku ulicznym czy w kolejce do lekarza (tu nawet coś można dłużej pogadać z Bogiem...) I, chociaż niechętnie ryzykuje takie stwierdzenia, to powiem tak: Daję głowę, że to działa. Bo właśnie dzięki temu, jeszcze jej nie straciłam.
Bardzo praktyczna rada. I prosta .....
OdpowiedzUsuńA takie nam najciężęj przychodzą do głowy.