Śledziłam sobie w wolnych chwilach na FB to, co się działo na "Sercu Dawida". Nie ukrywam, że zdjęcia uśmiechniętych znajomych, opatrzone komentarzami: "Nie mogło nas tam nie być", sprawiały, że żmijka zazdrości w mojej, ciągle mało pobożnej, duszy podnosiła z sykiem łebek :-) Ach, oni tam, a ja tu w zwykłej codzienności. Bez mikrofonów i reflektorów. Bez relacji na żywo w mediach społecznościowych i bez selfików z gośćmi z górnej półki. :-O
Ok, troszkę sobie śmieszkuję, ale temat, który chcę poruszyć jest poważny.
Celowo zwróciłam uwagę na oprawę i medialny wymiar tego spotkania (to dotyczy także innych tego typu wydarzeń). Profesjonalnie, z rozmachem zrobione "Serca Dawida" cieszy. Jestem pełna uznania dla organizatorów (pozdrawiam serdecznie Maćka i Dorotkę Wolskich i wielu innych, którzy współtworzą to wydarzenie). Jeśli chcemy głosić Jezus współczesnemu człowiekowi trzeba to robić współczesnymi metodami, a nie przy pomocy przaśnych środków, które jedynie utwierdzają przekonania, że to, co pobożne jest nudne. W tej kwestii nie ma co dyskutować.
Jednak cel, który chcemy osiągnąć, to sprawić, by ludzie umieli widzieć obecność Jezusa ciągle. Nie tylko w czasie świetnie zaaranżowanych eventów.
Dlatego tak ważny jest ten moment, gdy gasną reflektory, a ludzie wracają do swoich domów i do codzienności.
Jezus jest zawsze TU, nigdy TAM.
Był w hali Expo dla tych, którzy tam się modlili i był w tym samym czasie w mojej zakonnej kaplicy. A nade wszystko jest obecny w nas, w naszych duszach, bo jesteśmy Jego Mistycznym Ciałem - Kościołem.
On jest.
Niezależnie od okoliczności.
Jeśli robimy wielkie ewangelizacyjne czy uwielbieniowe spotkania, to tylko po to, by bardziej Go zauważyć.
Kiedy gaśnie światło reflektorów, najważniejsze Światło płonie dalej jasnym blaskiem. Właśnie tu gdzie jesteś, jest coś więcej niż Jonasz, niż Salomon, niż Mojżesz, niż którykolwiek z dawnych lub współczesnych proroków.
On tu jest.
Jezus i Maria Magdalena Tycjan
Piękny wpis:-) Dziękuje :-)
OdpowiedzUsuń