poniedziałek, 4 sierpnia 2014

O głoszeniu Ewangelii

      Może się mylę, ale według mnie nie ma innej formy głoszenia Ewangelii niż dawanie osobistego świadectwa. Oczywiście, nie zawsze chodzi o świadectwo w sensie ścisłym,  czyli takie, które zaczyna się od słów: " Ja N.N. przeżyłem to i to".
Ale nawet, gdy jest to katecheza na jakiś temat czy konferencja wyjaśniająca jakieś zagadnienie to zawsze treści docierają do słuchaczy "poprzez" głoszącego. Słowo Boże przechodzi przez pryzmat głosiciela i nabiera niepowtarzalnego zabarwienia jego życia i doświadczenia. Zawsze. Nawet, gdy tego nie chcemy.
    Dajemy to co mamy. Karmimy innych tym, czym sami żyjemy. Tu nic nie da się oszukać. Wyraża się to w naszych spojrzeniach i gestach. Właśnie dlatego czasem, gdy mam głosić drżę. Bo uświadamiam sobie moją niegodność. Nie można głosić miłości, której się nie doświadcza. Nie można mówić prawdy, którą się nie żyje. Bezowocne i szkodliwe są suche słowa o Bogu, którego się nie zna. Nawet, jeśli spotkało się Go kiedyś, nie można mówić o Nim jak o kimś z przeszłości. Jezus tu i teraz. W mnie i w tych, którzy słuchają. Żywy i obecny. To On jest żywą Ewangelią.
    Bez Niego głoszenie zmienia się pyskówki pełne apologetycznego zacietrzewienia albo gładkie gadanie pozbawione soli prawdy. Mamy tego aż za dużo...
    Tylko świadectwo tworzy przestrzeń dla łaski. 
    Tylko.

P.S. a tak "głosimy", gdy ogarnia nas szał przekonywania i nawracania innych... :-/



2 komentarze:

  1. no właśnie i dlatego czasem ciężko wysiedzieć w Kościele, bo nie przekonuje mnie gadanie księży, którzy chcą na siłę jakby moralizować ludzi, jakby byli oni istotami bezrozumnymi
    czasem wolę nawet towarzystwo ludzi niewierzących, którzy kochają się, żyją miłością, służą innym, nie obmawiają innych
    niż takich "gorliwych katolików" którzy nie szanują ludzi o odmiennym spojrzeniu na rzeczywistość, a poza pobożnym gadaniem ciągła krytyka i obmowa innych
    kiedyś wydawało mi się, że jak ktoś chodzi do Kościoła, stara się być blisko Boga to chce być lepszy i ufałem takim osobom
    a potem przekonałem się, że niestety to miłość i szacunek dla innych jest miarą tego jakim ktoś jest człowiekiem, a nie pobożne gadanie o Bogu i praktyki religijne, oczywiście pewnie czasami jedno z drugim może się łączyć mam nadzieję.
    Antek

    OdpowiedzUsuń
  2. "to co wychodzi z ust, pochodzi z serca" mówi Jezus, a każdy z nas ma serce trochę jak podtrute źródło. Podtrute grzechem, bo kto z nas jest bez grzechu? Właśnie dlatego potrzebujemy Jezusa - jedynego, który potrafi uzdrowić ludzkie serce. Kościół daje nam szansę, by Go spotkać. Nam tzn, wszystkim księżom, siostrom, świeckim. Wszyscy Go potrzebujemy

    OdpowiedzUsuń