Kiedy przebrzmiał ostatni gwizdek kończący mecz Legii z Realem, przyszła mi do głowy dosyć oryginalna myśl, że gdyby Pan Jezus oceniał wyniki meczów, to tabela Ligii Mistrzów wyglądałaby pewnie inaczej. Ja wiem, że nie można do wszystkiego mieszać Pana Jezusa i że wygląda to jak scenka żywcem wyjęta z anegdoty o siostrze zakonnej i wiewiórce (dla niewtajemniczonych: katechetka pyta: "Co to jest: małe, rude z ogonkiem?", a Jaś odpowiada: "Normalnie odpowiedziałbym "wiewiórka", ale skoro siostra pyta, to pewnie Pana Jezus). Niemniej wszystkie rzeczy tego świata są dobrym punktem wyjścia do głębszych rozważań i zadumania się nad losem człowieczym.
W każdym razie mnie, w kontekście tego meczu przypomniało się słowo Jezusa: "Ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich, ze swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała, całe swe utrzymanie." Mk 12,43-44.
Oczywiście, to Legia miała tu być ową biedną kobietą i niewątpliwie w moich oczach wrzuciła wszystko na co było ją stać i jeszcze więcej. No, ale że nie był to żaden bój święty, więc tak czy siak dostała baty 5-1.
I tak to zazwyczaj wygląda.
Świat widzi wyniki, wykresy, procenty i analizy porównawcze. I na tej podstawie kreuje swoich bohaterów, ale nie wie, że wokoło jest dość sporo potencjalnych mistrzów, którzy od tych ogłoszonych różnią się jedynie tym, że jeszcze nie wiedzą ile mogą. To tacy młodociani Dawidowie (brzmi to tak sobie, ale niech będzie). Ci, których nawet własny ojciec nie obstawiłby ani w Lidze Mistrzów, ani w wyborach na króla... (poczytajcie sobie, jak Jesse - ojciec Dawida przedstawia prorokowi Samuelowi swoich siedmiu synów, ale jakoś "zapomina", że ma jeszcze ósmego... (1 Sm 16)
Zresztą Samuel też początkowo nie umie w Dawidzie dopatrzeć się nic nadzwyczajnego. Dopiero Bóg otwiera oczy proroka. I ten jako pierwszy z ludzi, widzi w Dawidzie "pomazańca Bożego". Tak jakby zdjął z Dawida "czapkę niewidkę".
I to jest przełom.
Dawid został namaszczony przez Samuela, ale także prawdziwym jest stwierdzenie, że Samuel "zobaczył" namaszczenie, które Bóg już złożył w sercu Dawida. I to inne, całkiem nieprzystające do opinii otoczenia, spojrzenie, pozwoliło samemu Dawidowi popatrzeć na siebie nowymi oczami - oczami Boga.
Od tej pory Duch Boży opanował Dawida.
Już nie zważał na ludzką opinię.
Dlatego poszedł walczyć z Golitem i nie wdeptały go w ziemię ani wygląd, ani pogardliwe spojrzenie, ani słowa olbrzymiego Filistyna. Dawid wiedział kim jest w oczach Boga i nic nie było w stanie tego zmienić.
A wszytko zaczęło się od proroka, który uświadomił mu jak na niego patrzy Bóg.
A my chrześcijanie, a więc prorocy Boga żywego, czyż nie jest naszą misją, by oderwawszy wzrok od celebrytów, popatrzeć w oczy "zwykłych" ludzi spojrzeniem Boga, które "namaszcza" i przypomina, że Bóg może dokonać wszystkiego w tym, który daje mu wszystko (nawet, jeśli są to tylko dwa grosze ubogiej wdowy)?
Jeśli my tak na nich nie popatrzymy, to do końca życia wierzyć będą w stugębną, potęgowaną tubą mediów wieść: "A kimże ty jesteś? Cristiano Ronaldo to z ciebie nie będzie."
Tylko że Ronaldo też kiedyś był pryszczatym młodzieńcem z krzywymi zębami...
Ok, zgadam się, to ostanie było nieco złośliwe. Przepraszam.
Ale przypowieść chyba jest czytelna?
P.S.
À propos Dawida. Już wkrótce w Warszawie zaczyna się konferencja Serce Dawida:
http://warszawa24.org/sercedawida/
Chciałabym tam być. Tym bardziej, że pośród wielu świetnych prelegentów, jak np. Jeef Eggers i Peter Hocken czy z polskiego podwórka Marcin Zieliński i Karol Sobczyk (sąsiad, bo "Głos na pustyni" ma siedzibę na moim osiedlu!) będą dwaj moi serdeczni przyjaciele: @Marcin Jakimowicz i o.
@Romek Groszewski.
Kochani modlę się za Was i całym sercem łączę z Warszawą. A to nie jest proste dla serca krakowianki :-)