Tyle się dzisiaj dyskutuje na temat znaków i cudów. Więc i ja się do tej dyskusji dołączę. Wniosek pierwszy i oczywisty jest taki, że dyskutuje się, bo te znaki SĄ. Nie byłoby o czym gadać, gdyby cuda nie działy się na naszych oczach. Ja sama byłam świadkiem niewytłumaczalnego, nagłego i całkowitego uzdrowienia z guza wątroby i HCV oraz wielu innych pomniejszych cudów i cudeniek. Nic nie pomoże zaklinanie rzeczywistości przez tych, którzy woleliby, żeby Bóg bardziej się przystosował do praw natury. Znaki się dzieją.
Inną sprawą jest to, jaki mamy do owych znaków stosunek. Czym one są w naszym życiu wiary. I tu już dyskusja rozpala się do czerwoności.
Ważne, nieważne. Pomagają, przeszkadzają.... i tak w kółko, w nieskończoność. A Jezus daje nam dzisiaj całkowicie czytelną lekcję o roli znaku na drodze wiary (por. J 6, 23-29)
Po pierwsze, Jezus dokonuje rozmnożenia chleba. Bardzo konkretny, przemawiający do zmysłów cud. Jedli do syta! To poruszyło wyobraźnię, emocje. Dało taki napęd, że ludzie szukali Jezusa, latając na około sporego jeziora. Jezus nie bał się wzbudzić takich emocji. On wie z jakiej gliny jesteśmy ulepieni. Gdyby zaczął od wzniosłego kazania o życiu wiecznym i wierze, nie dotarłby do serc tych ludzi.
Ale jest i ciąg dalszy. Gdy ludzie zostali poruszeni, dotknięci widzialnym cudem. Pokazuje im, że jest on znakiem większej rzeczywistości. Może to spłycę, ale sparafrazuje to tak: "Podobało się? Ja ja chcę wam dać sto razy więcej".
Jezus stopniowo podprowadza ludzi do odkrycia tej prawdy, że On sam jest Chlebem, czyli tym, który zaspokaja wszystkie pragnienia i potrzeby ludzkiego serca.
"Na tym polega dzieło zamierzone przez Boga, abyście uwierzyli". To jest cel: Wiara w Jezusa, która sprawia, że możemy być z zbawczej relacji z Nim bez przerwy, także wtedy, gdy nie widzimy znaków. Która sprawia, że Jezus sam jest w centrum naszego życia, a nie to, co możemy dzięki Niemu uzyskać. Która daje skuteczniejsze spotkanie z Bogiem niż cuda.
Ale droga prowadzi poprzez znaki. Więc się cudów nie bójmy. One krzywdy nam nie zrobią. Jedynie mogą nas wyrwać z otępienia pobożności, o której św. Paweł powiedział, że zachowuje pozory, ale jest pozbawiona mocy (2 Tm 3,5). To boli, ale akurat jest zbawienne.
Trzeba żyć w ciągłej komunii z Jezuse-wszystko mu oddać,zaufać I dzieją się wtedy cuda-takie namacalne I zauważalne Bóg jest dobry chce tak niewiele a tyle daje.������
OdpowiedzUsuńTrzeba żyć w ciągłej komunii z Jezusem,oddać mu wszystko zaufać, a wtedy będą się działy cuda takie namacalne I zauważalne. Bóg jest dobry. Chce tak niewiele a tyle daje.
OdpowiedzUsuńTak tak sama ostatnio doświadczam takich małych cudów, za co jestem bardzo wdzięczna Jezusowi. Nie tak dawno byłam smutna i przygnębiona, bo troski życia codziennego wydawały mi się ciężarem nie do udźwignięcia. I wówczas powiedziałam w modlitwie: "Jezu ufam Tobie, Jezu zajmi się tym..." i tydzień później zaczęły dziać się te małe cuda... za co jestem wdzięczna Panu!
OdpowiedzUsuńDziękuję za to świadectwo.
Usuń