Wróciłam ze znanej w okolicy z dowcipów Ptaszkowej (wiecie, w stylu: "Gdzie był najostrzejszy pies w Polsce? U sołtysa w Ptaszkowej, bo jak zdechł to łańcuch jeszcze trzy dni szczekał." ).
Urokliwe widoczki gór, aż po bieszczadzkie połoniny, drewniany kościółek z XV wieku, jeszcze starsza drewniana Madonna ze słonecznikiem i miejsce po odkrytej nie tak dawno i zabranej do muzeum w Nowym Sączu "Modlitwie w Ogrojcu" Wita Stwosza. Sztuka przez duże S w swoimi naturalnym środowisku. No i ludzie. Ludzcy jacyś trochę bardziej niż to przewiduje średnia krajowa. Przesładzam? Być może. Ale jutro jadę do Warszawy. I chociaż nic nie mam do stolicy (szczerze mówię, jakem krakowianka ;-)), to jednak "konduktorze łaskawy, byle nie do Warszawy..."
Urokliwe widoczki gór, aż po bieszczadzkie połoniny, drewniany kościółek z XV wieku, jeszcze starsza drewniana Madonna ze słonecznikiem i miejsce po odkrytej nie tak dawno i zabranej do muzeum w Nowym Sączu "Modlitwie w Ogrojcu" Wita Stwosza. Sztuka przez duże S w swoimi naturalnym środowisku. No i ludzie. Ludzcy jacyś trochę bardziej niż to przewiduje średnia krajowa. Przesładzam? Być może. Ale jutro jadę do Warszawy. I chociaż nic nie mam do stolicy (szczerze mówię, jakem krakowianka ;-)), to jednak "konduktorze łaskawy, byle nie do Warszawy..."
"Modlitwa w Ogrojcu" Wit Stwosz
Siostra ciągle w drodze...
OdpowiedzUsuń