środa, 6 czerwca 2018

Miód i ocet

Pisałam jakiś czas temu o tym, że mocno porusza mnie fragment z Psalmu 81:
"Sycił ich miodem z opoki".
Nic się nie zmieniło od tamtej pory. Dalej te słowa pracują w moim sercu. Niosą przesłanie, którego nie jestem w stanie wyrazić słowami. A Bóg, który jest wierny w swoim prowadzeniu pokazuje ciąg dalszy: wczoraj natrafiłam na takie słowa św. Augustyna:
"Miodem chce cię Bóg napełnić; jeśli jesteś pełen octu, gdzie podziejesz miód? Usunąć trzeba to, co jest w naczyniu, oczyścić trzeba naczynie, oczyścić należy, choćby to kosztowało wiele trudu i bólu, aby było w nim miejsce na tę tajemniczą rzeczywistość".

Bóg odsłonił przede mną niewyobrażalnie pociągający urok tej "tajemniczej rzeczywistości", ukrytej pod symbolem miodu płynącego z opoki. Słodyczy, która nie jest tanim sentymentalizmem, ale mocą miłości. Ale życie nie znosi pustki. W czasie, gdy tęsknota za słodyczą łaski była jedynie nieuświadomionym skowytem duszy (to jest opowieść o moim i Twoim, Bracie i Siostro, sercu), nasze wnętrza napełniały się octem rozgoryczenia i zwątpienia.

I właśnie tym octem poiliśmy naszego Pana (Łk 23, 36), szydząc z Jego bezbronnej miłości.

Przesadzam? Nie sądzę. 

I jeszcze jedno. Właśnie tak Jezus nas zbawia. Przyjmuje ocet naszego zgorzkniałego serca w siebie i w zamian daje miód swojej słabej/mocnej miłości.

Inny obraz, który to wyraża, a o którym już wspominałam: Bóg chce dać nam serce nowe. Serca z ciała, zamiast serca z kamienia (por. Ez 36, 26). Ta przemiana dokonuje się, bo Jezus przychodzi do nas z, jak to się pięknie mówi, "sercem na dłoni". I to serce krwawi na ostrych brzegach naszych kamiennych, chropowatych serc. I właśnie ta krew, rozpuszcza twardość kamienia.

Mnie to powala na kolana.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz