piątek, 26 października 2018

Życie według Ducha

"Ci, którzy żyją według ciała, Bogu podobać się nie mogą" (Rz 8,8) - mówi św. Paweł.
To zdanie dawniej zawsze mnie wewnętrznie mroziło. Wiedziałam, że wiele moich postaw i czynów wypływa z egoizmu, czyli jest "życiem według ciała" i nie umiałam tego zmienić. Słyszałam to zdanie jako bezlitosne wymaganie: "Musisz się bardziej wysilić, bo jak nie, to Bóg nie będzie na ciebie patrzył życzliwie!" To bardzo frustrujące. I w żaden sposób, nie dodaje sił do przemiany życia. Wprost przeciwnie! Do tego, gdzieś w podświadomości, nosiłam błędne wyobrażenie, że te "uczynki według ciała" to są moje potrzeby, przyjemności i td, czyli wszystko, do czego w sposób naturalny ciążyłam, a "według ducha", no... to jest ten świat wartości, obowiązków, wzniosłych rzeczy, które oczywiście, mi się podobają, ale są poprzeczką, do której trzeba ciągle podskakiwać. Ale czy można ciągle podskakiwać, by czuć, że Bóg ma w tobie upodobanie?
Dzisiaj wiem, że to raczej moje pojmowanie tej nauki było "według ciała", bo przesłanie Pawła jest uwalniając i uzdrawiające, a nie dołujące! To jest Dobra Nowina!
Po pierwsze to, niby przyjemne życie "według ciała", wcale nie jest takie przyjemne. Paweł mówi: "Dążność bowiem ciała prowadzi do śmierci," Rz 8, 6. Jest ona przeciwna temu, co objawia nam Ducha. A co objawia Duch? To, że jesteśmy kochani przez Boga i otrzymaliśmy Boże synostwo. Jesteśmy kochani! Wszystkie skarby Boga, należą do nas! Życie w Duchu to życie według tej rzeczywistości. Natomiast ten, kto żyje według ciała, nie czuje się kochany i bogaty. Jest jak sierota, która musi walczyć o swoje bezpieczeństwo, pozycję i własność z całym światem. Życie według ciała to lęk, smutek i gniew, tłumiony namiastkami przyjemności. Zresztą św. Paweł w liście do Galatów wymienił owoce życia według Ducha. Są nimi: "miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie" Ga 5,22n). Radość i pokój! dobroć i łagodność, które zawsze rodzą się z wewnętrznego ukojenie i poczucia bezpieczeństwa. Wierność, cierpliwość i opanowanie! Tylko ten, kto czuje się kochany może panować nad sobą, bo nie cierpi z powodu niezaspokojonych głodów emocjonalnych, które wprowadzają nieustanny niepokój i frustrację. To jest życie według Ducha, które prowadzi do "życia i pokoju" (Rz 8, 6).
I druga kwestia. Przesłanie Pawła o napięciu między duchem a ciałem, ma sens tylko w kontekście głównego przesłania Listu do Rzymian. A jest nim usprawiedliwienie z łaski. 
Najpierw człowiek przyjmuje tę niepojętą łaskę Boga, który nie czekając na nasze nawrócenie, poprawę czy nawet prośbę, okazał "nam swoją miłość [właśnie] przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami." (Rz 5, 8). A dopiero potem podejmuje współpracę z łaską, by dostosować swoje życie do tego kim jest. Cały wysiłek, by żyć według ducha, a nie według ciała, jest dostosowywaniem się do swojej tożsamości, a nie staraniem się by stać się kimś innym. Jeśli jestem dzieckiem Boga, to.... nie muszę zachowywać się jak żebrak, nie muszę walczyć o uznanie, nie muszę się bać...
To zmienia jakoś życia.
I jest to proces, bo ten, kto całe życie czuł się nikim, potrzebuje czasu, by przyzwyczaić się, że może stawać jako równy wobec innych ludzi. Ten, kto chodził w łachmanach, potrzebuje czasu, by nauczyć się chodzić w królewskiej szacie. Ktoś, kto głodował, nie od razu uwierzy, że nie musi chować jedzenia na zapas.
Najpiękniejsze jest zatem przed nami :-)


poniedziałek, 15 października 2018

Tu jest coś więcej...

Śledziłam sobie w wolnych chwilach na FB to, co się działo na "Sercu Dawida". Nie ukrywam, że zdjęcia uśmiechniętych znajomych, opatrzone komentarzami: "Nie mogło nas tam nie być", sprawiały, że żmijka zazdrości w mojej, ciągle mało pobożnej, duszy podnosiła z sykiem łebek :-) Ach, oni tam, a ja tu w zwykłej codzienności. Bez mikrofonów i reflektorów. Bez relacji na żywo w mediach społecznościowych i bez selfików z gośćmi z górnej półki. :-O
Ok, troszkę sobie śmieszkuję, ale temat, który chcę poruszyć jest poważny.
Celowo zwróciłam uwagę na oprawę i medialny wymiar tego spotkania (to dotyczy także innych tego typu wydarzeń). Profesjonalnie, z rozmachem zrobione "Serca Dawida" cieszy. Jestem pełna uznania dla organizatorów (pozdrawiam serdecznie Maćka i Dorotkę Wolskich i wielu innych, którzy współtworzą to wydarzenie). Jeśli chcemy głosić Jezus współczesnemu człowiekowi trzeba to robić współczesnymi metodami, a nie przy pomocy przaśnych środków, które jedynie utwierdzają przekonania, że to, co pobożne jest nudne. W tej kwestii nie ma co dyskutować.
Jednak cel, który chcemy osiągnąć, to sprawić, by ludzie umieli widzieć obecność Jezusa ciągle. Nie tylko w czasie świetnie zaaranżowanych eventów.
Dlatego tak ważny jest ten moment, gdy gasną reflektory, a ludzie wracają do swoich domów i do codzienności.
Jezus jest zawsze TU, nigdy TAM.
Był w hali Expo dla tych, którzy tam się modlili i był w tym samym czasie w mojej zakonnej kaplicy. A nade wszystko jest obecny w nas, w naszych duszach, bo jesteśmy Jego Mistycznym Ciałem - Kościołem.
On jest. 
Niezależnie od okoliczności.
Jeśli robimy wielkie ewangelizacyjne czy uwielbieniowe spotkania, to tylko po to, by bardziej Go zauważyć. 

Kiedy gaśnie światło reflektorów, najważniejsze Światło płonie dalej jasnym blaskiem. Właśnie tu gdzie jesteś, jest coś więcej niż Jonasz, niż Salomon, niż Mojżesz, niż którykolwiek z dawnych lub współczesnych proroków.
On tu jest.

Jezus i Maria Magdalena Tycjan

piątek, 12 października 2018

All for the soul

Bardzo dawno nie było rekolekcji w Siedlcu. I w najbliższym czasie nie planujemy kolejnych. Może to trochę jesienne spowolnienie tempa, a może po prostu porwały nas inne wyzwania i zadania. Mniejsza o to.
Dla tych, jednak, którzy mieszkają w Krakowie lub okolicach mam zaproszenie:
18 października w naszej kaplicy w Krakowie przy ul. Matki Pauli Tajber 1 będę mieć konferencję p.t. "Gdy chcesz stać się lepszym człowiekiem i ci nie wychodzi..."
Jest to kolejne nauczanie z serii "All for the soul", które zapoczątkowaliśmy w Krakowie. W każdy III czwartek miesiąca zapraszamy na 19.30. Pół godziny wcześniej jest Adoracja Najśw. Sakramentu.
Aaa, jeśli chodzi o adorację. W każdy I czwartek miesiąca w naszej kaplicy przez cała dobę trwa adoracja. Można w ciągu dnia wpaść i pogadać z Panem Jezusem. Szczególnie zapraszam w czwartkowe wieczory. Od 19 godziny trwa wspólne uwielbienie...
Zapraszam


czwartek, 11 października 2018

owcowilki - ciąg dalszy

W komentarzu do ostatniego posta na stronie Gościa Niedzielnego skrytykowano mnie za moją miękką postawę wobec wilków, które według mnie z natury są owcami, tylko pokąsanymi.

"Wilkowi nie da się przywrócić pierwotnej łagodności, bo ta istniała tylko przed upadkiem pierwszych rodziców. Wilk zatem pozostanie wilkiem. Znacznie więcej realizmu od s. Bogny miał Benedykt XVI, który po swoim wyborze na następcę Piotra prosił: "Módlcie się za mnie, abym nie uciekł ze strachu przed wilkami."

W sumie dobrze, bo lepiej podciągać się do poziomu papieża, niż być bardziej papieskim niż papież :-)

Ale poważnie, rozumiem dobrze intencje piszącego. Nie można być naiwnym i wpuszczać wilków do stada. Ta zasada jest słuszna.
Jednak sprawy się komplikują, gdy zadamy pytanie: "A kto ma być tym sędzią, który oddziela wilki od owiec?". Znam kilku samozwańczych i, powiem tak, wydaje mi się, że dużo zamieszania robią w owczarni. Nie wiedzę dobrych owoców. Serio. Mnie samej marzyłaby się taka klarowna sytuacja: kogo unikać, z kim trzymać. Tylko ja nie wiem who is who? I nie chodzi o to, że nie umiem oceniać czynów. To można i trzeba robić: "Według mnie ta i ta postawa czy ten czyn jest zły..." ale określić kogoś wilkiem, to powiedzieć; "Ty jesteś zły". A to daleko przekracza nasze kompetencje.

"Jeden jest Prawodawca i Sędzia, w którego mocy jest zbawić lub potępić. A ty kimże jesteś, byś sądził bliźniego? Parą jesteście, co się ukazuje na krótko, a potem znika." Jk 4, 12.14

Tylko Jezus, gdy przyjdzie w chwale, oddzieli owce od kozłów/wilków. A teraz, popatrzcie co robi. Popatrzcie i pozwólcie, by Jego postawa, nawet, jeśli was bulwersuje, a może dzięki temu, pozwólcie, by ona was przemieniała:
On pozwala się ugryźć wilkom. Podchodzi do każdego człowieka - złego czy dobrego, bezbronny. I ugryziony, uzdrawia go mocą swojej Krwi.

To nie jest bajka. Popatrz na krzyż. Jezus jest pokrwawiony przez nas. Nie przez nich. I nie zasłonił się przed nami. Nie chronił się przed moim okrucieństwem, obojętnością, agresję, zawiścią. Nie odrzucił mnie jak wilka. Właśnie dlatego mogę stawać się owcą.

to ja z koleżankami :-)

poniedziałek, 8 października 2018

Jak owce między wilkami

W historiach o wilkołakach, czy w ich nowoczesnej inkarnacji - zombie, jest dużo prawdy. Nie w znaczeniu, żeby gdzieś się tam po nocy szwendały, ale w warstwie mądrościowej, którą zawierają wszystkie bajki.
Ukąszenie wilkołaka, czy też jego bardziej odrażającej wersji - zombie, sprawia, że ugryziony delikwent zamienia się w podobnego stwora. I tak rzeczywiście dzieje się w rzeczywistości. Kiedy zostajemy ukąszeni przez zło jakiegoś człowieka, który nas rani, robi krzywdę, poniża czy pozbawia czegoś, do naszego duchowego krwiobiegu zostaje wprowadzona trucizna, która ma moc upodobnić nas do krzywdziciela. W odruchu bólu chcemy odpowiedzieć pięknym za nadobne albo po prostu gorszymy się i przestajemy ufać ludziom, zamykając się w skorupce egoizmu. A tej skorupie stopniowo przepoczwarzamy się w całkiem podobnego zombiaka. Nie od dziś psychologia zna ten mechanizm: ofiara często przemienia się w kata.
Chociaż to nie temat tego posta, to warto w tym kontekście pomyśleć o wszystkich "katach", których spotkaliście. Tak. To są biedne ofiary ukąszenia złem. Kiedyś sami doświadczyli krzywdy i teraz zadają ją innym...
Co jednak robić, by uchronić się przed zakażeniem? Przecież niemożliwym jest ukryć się przed wszelkim złem i niesprawiedliwością.
Jezus posyła nas "jak owce między wilki" i podstawową naszą troską nie jest to, by nie dać się zjeść (o to troszczy się Pasterz! Wiecie jaki On jest. Sam da się zabić, ale nie ucieknie, będzie nas bronił do końca, do zwycięstwa!), ale to, by pozostać owcą i nie zmienić się w wilka.
Pozostać łagodnym, dobrym, zdolnym do czynienia dobra, pomimo doświadczanej niewdzięczności, obojętności, wrogości.
I to nie dlatego, że jesteśmy tacy wspaniali i sami z siebie to umiemy. Ale dzięki temu, że jesteśmy w ciągłej relacji z Pasterzem, który daje nam tak wiele miłości, troski, czułości i słodyczy, że starcza dla nas i jeszcze wylewa się na innych.
Dostęp do troski Pasterza ma jednak tylko owca. Wilk tak na zdrowy rozum, może się spodziewać od Pasterza tylko ciosu w zęby.
Ale ten dziwny Pasterz nawet w wilku umie rozpoznać swoją zzombiałą (co za wyraz :-))) owieczkę. I wiecie co wtedy robi? Pozwala się ugryźć temu wilkowi/chorej owcy. Jednak zamiast ulec zakażeniu złem, mocą swojej Krwi przemienia wilka w owcę, przywracając jej pierwotną łagodność. Ale to jest już opowieść z następnej bajki...



sobota, 6 października 2018

Oczy szeroko zamknięte

Osiem miesięcy temu nasz przyjaciel Darek po urazie głowy zapadł w śpiączkę. Pamiętam, że kiedy modliłam się za niego niedługo po tym wydarzeniu, otrzymałam takie słowo z Księgi Syracha: "Henoch podobał się Panu i został przeniesiony jako przykład nawrócenia dla pokoleń" Syr 44, 16.
Ten dziwny stan "przeniesienia", w którym Darek jak Henoch, nie ujrzał śmierci, a jednak został zabrany, trwa do dzisiaj. Gdy patrzę na codzienne życie Darka i jego żony Irenki, jest to niewątpliwie żywy przykład nawrócenia dla pokoleń. 
Myślicie, że to jest smutny tekst o chorobie? Mylicie się.
To tekst o życiu.
Nie wierzycie? Nie tak dawno Darek i Irenka byli razem w kinie. Tak. To nie żart. Dawniej lubili chodzić do kina, więc czemu teraz nie? Nie wiemy jaki jest stan świadomości Darka, ale wiemy na pewno, że każdy bodziec stymulujący jest dobrym krokiem w stronę wybudzenia.
Dzisiaj z Darkiem, Irenką i Mariolą byliśmy razem w Siedlcu w naszym domu rekolekcyjnym. Dawniej często przeżywaliśmy tam wspólnie rekolekcje. Pamiętam, jak Irenka i Mariola kilka lat temu modliły się razem w tym miejscu za Pawła. Po tej modlitwie i Sakramencie Namaszczenia Paweł został uzdrowiony z guza wątroby i HCV. Darek też tam wtedy był i modlił się wstawienniczo w innym zespole. Dzisiaj także prosiliśmy Jezusa w tej samej kaplicy, przed obrazem Jezusa Promieniującego, by jeśli Pan tego chce, kazał Darkowi powrócić do nas. 
Dla Jezusa nie ma rzeczy niemożliwych. Wierzę w to głęboko, że może tego dokonać. I wierzę w to, że każdy dzień, gdy nasz Henoch leży pomiędzy życiem a śmiercią, ma swój sens - jako przykład nawrócenia dla pokoleń.

 
W kaplicy, gdzie znajduje się obraz Jezusa Promienującego, nawet zdjęcia wychodzą ze świetlistą poświatą :-)))))

czwartek, 4 października 2018

Synodalne słuchanie

No i zaczął się synod o i z młodzieżą w roli głównej. Jednak, chociaż się nim interesujemy,  dla wielu zwykłych katolików synody dzieją się gdzieś ponad ich głowami, w jakiejś przestrzeni odległej o zwykłego życia. Instrumentum laboris, dyskusje, dokument końcowy... trochę medialnego szumu wokoło. 
A jednak synod to nie tylko wydarzenie, ale styl życia Kościoła, który może i powinien przenikać do naszej codzienności.
Synodos to wspólne wędrowanie. Tak siebie pojmuje Kościół - lud Boży w drodze. Idziemy razem, zmierzając do celu. To bardzo ważne w rozumieniu własnej tożsamości. Nikt z nas nie może powiedzieć, że osiągnął wszystko. Nikt nie jest guru, bo jesteśmy braćmi w drodze. Nikt też nie może mieć pretensji do brata, że nie jest doskonały. To nie jest pretekst do usprawiedliwiania bylejakości i grzechu. Warunek jest jasny: musisz iść i to w dobrym kierunku!
Papież Franciszek na początek synodu wskazał na potrzebę słuchania. Och! Jak wiele jest spotkań, na których wszyscy mówią i nikt nie słucha. Pomysł, by po kilku wystąpieniach zachować przez chwilę ciszę, jest genialny w swojej oczywistości i prostocie! Tylko w tej ciszy Duch Boży może przetwarzać w nas tę "informacyjną sieczkę", która dociera do nas w ogromnej ilości (to są ważne dane, ale nie przetworzone, pozostawiają tylko chaos informacyjny) w objawienie.
Już na tym etapie możemy wiele skorzystać z rozpoczynającego synodu.
Dialog, słuchanie, wspólne wędrowanie. Styl życia chrześcijańskiego.

środa, 3 października 2018

Jak iskra po ściernisku...

Warszawa wkrótce będzie mocno tętnić Bożym życiem. Stadion Młodych, Serce Dawida. Tysiące bliskich mi w Chrystusie (a pewnie setki znanych mi osobiście :-)) ludzi ruszy do stolicy, by wielbić Boga i ogłaszać Jego Królestwo. 
A ja sobie tu w Krakówku będę w tym czasie. I żeby było śmieszniej, jak jakiś zapóźniony gość, dotrę do Warszawy akurat na koniec miesiąca już po wszystkim, kiedy będę prowadzić tam CDM.
I dla tych właśnie, którzy, z różnych powodów, nie mogą uczestniczyć w wielkich spotkaniach, jest ten tekst.
Hey, Bracia, żal Wam? 
Troszkę żal, nie?
Dobrze jest się ogrzać przy wielkim ogniu, oj, dobrze.
Ale przychodzi taki moment, że samemu trzeba płonąć tam, gdzie Pan nas postawił. I nie tylko płonąć, ale i rozpalić innych.
Właśnie te miejsca, które wydają się tchnąć chłodem, domagają się naszej obecności.
Wchodzisz do autobusu, do biura, idziesz ulicą. Nikt nie uwielbia Pana, nikt rąk nie podnosi. Nie słychać "alleluja!". Zamiast uciekać w bezpieczną przestrzeń, zostań i chociaż ty oddaj chwałę Bogu na tym skrawku ziemi, który przecież też należy do Niego! Może będziesz jedyny w tym miejscu, który pomyśli o Jezusie, może tylko ty zwrócisz się do Niego i wniesiesz błogosławieństwo w jałową przestrzeń.
I to wystarczy. 
Światło w ciemnościach świeci i ciemność jej nie ogarnie! Nawet, jeśli twoje światło wydaje ci się tak małe jak płomyk zapalonej zapałki, to i tak ciemność ustępuje. Jesteś zwycięzcą.


Uczniowie Jezusa rozbiegną się jak iskry po ściernisku.
Amen.


poniedziałek, 1 października 2018

Prawda - dom na skale

Obiecałam tekst o drodze do wolności od opinii ludzkiej i akurat w tych dniach znalazłam się w miejscu, które można nazwać wyjątkowym laboratorium wolności. Spędziłam, bowiem, ten weekend w ośrodku Monaru.
Byłam tam drugi raz i, zaprawdę, był to czas błogosławiony.
Pośród wielu, wielu wrażeń, to jedno powraca do mnie nieustannie, wybijając się na pierwszy plan: atmosfera życia w prawdzie!
Ludzie, którzy podejmują leczenie, kończą z zaprzeczaniem faktom. Przestają uciekać przed prawdą o swoim zniewoleniu. Ściągają maski i porzucają pozory, ale odzyskują autentyczne twarze.
To tworzy niepowtarzalny klimat. Jakbyś po dniach spędzonych w zasnutym smogiem mieście, wyjechał w góry.
Pojawia się tlen  - prawda.
(Nawiasem mówiąc, to jest świetna, żyzna gleba pod zasiew ziarna Ewangelii. Właściwie głoszący nie musi się zbyt wiele wysilać. Łaska rozlewa się sama!)
Mimo tego, że atmosfera prawdy jest błogosławioną przestrzenią, w której rodzi się wolność, nowe życie i autentyczna siła. A przede wszystkim, gdzie może działać Bóg, niechętnie rozstajemy się z zatrutym klimatem pozorów.
Kochamy maski, grę pozorów i zajmowanie się rzeczami nieważnymi. Dopiero, gdy dom zbudowany na piasku rozlatuje się w drobny pył, zaczynamy wołać do Pana.
A i wtedy, często, zamiast wywalić gruzy, pieczołowicie zbieramy szczątki kolorowej fasady i kleimy znowu i znowu, chociaż czujemy, że to tylko kamyki, nie prawdziwe życie.
Dlatego, te chwile, gdy świat pozorów rozlatuje się nieodwracalnie, są tak błogosławione, chociaż bardzo bolesne.
Wolność zaczyna się od uznania prawdy. Od zobaczenia nagiej skały prawdy bez nadbudowy fasady i ozdóbek.
Może ta skała nie wygląda tak kolorowo i efektownie, ale jest autentyczna i trwała. Bóg kocha to miejsce i  zaczyna na nim budować dla ciebie dom niezniszczalny.


"Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli" J 8, 32