Wiara w zmartwychwstanie, jak widać z opisu Ewangelii, to nie jest prosta sprawa. Praktycznie nikt w pierwszych dniach nie uwierzył "na słowo". Apostołowie nie uwierzyli kobietom, Tomasz nie uwierzył Apostołom itd. Bo też nie jest to ploteczka, do skomentowania: "A co też Pani mówi? Idę opowiem o tym Kowalskiej". To szok! I rodzi słuszny opór. My słyszymy tę prawdę od dwóch tysięcy lat i... No właśnie. I co?
To działa skutecznie tylko w jeden sposób: trzeba spotkać Jezusa osobiście. Trzeba Go zobaczyć, upaść Mu do nóg, usłyszeć: Witajcie!", zjeść z Nim rybkę i porozmawiać o miłości ("Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że cię kocham").
Nie, nie potrzeba do tego nadzwyczajnych objawień. Tak działa nasza prosta, powszechna wiara. Nie musimy sobie obecności Jezusa wyobrażać. On jest pośród nas. Żyjący, ofiarny, kochający do końca.
Jeśli dziś jest w Tobie pustka, jakaś próżnia, a te słowa wydają Ci się "czczym gadaniem", to proś, szukaj, wołaj, módl się. Bo kto szuka, znajduje, a kołaczącemu otworzą.
Tomasz chodził ze swoją beznadzieją przez tydzień. Przez Wielkanocny Tydzień! Tu oktawa, wszyscy: "Alleluja!", śpiewają "Zwycięzca śmierci", a on w żałobie. Taka sytuacja.
Ale się doczekał.
I ty się doczekasz.
Tylko szukaj, proś i kołacz. Nie ustawaj.
P.S. Lubię Tomasza. Lubię ludzi, którzy nie dają się tanio przekabacić i lecą w tłumie na procesję rezurekcyjną, bo "wypada". Prawdziwe święta zaczynają się wtedy, gdy grób jest naprawdę pusty i niepotrzebny.
P.S. Taka sytuacja: Po procesji rezurekcyjnej ogłoszenia parafialne: "...zapraszamy też do odwiedzenia grobu Pańskiego..." A ja pytam: Po co? Czy myślicie, że ktoś z Apostołów po spotkaniu żywego Jezusa miał jeszcze ochotę na spacer do grobu? A przecież procesja rezurekcyjna to ten moment, gdy żywego Jezusa w Najśw. Sakramencie pokazujemy światu, wychodząc z kościoła! Jak świat ma uwierzyć, gdy my sami nie jesteśmy pewni, co się stało?
Więc dla tych zdezorientowanych, informacja: W nocy z soboty na niedzielę Pan nasz zmartwychwstał. W związku z tym cały tydzień (a nie dwa dni) świętujemy totalnie (do pracy, niestety, trzeba iść, ale w piątek nie ma postu, bo Wielkanoc trwa!). Okres wielkanocny trwa 50 dni, aż do Zesłania Ducha Świętego. Jezus ukazywał się przez dni 40 (my też potrzebujemy czasu, by się oswoić z prawdą o zmartwychwstaniu), a potem wstąpił do Nieba i obiecał Ducha Świętego. Liturgia odtwarza te zbawcze wydarzenia. I je uobecnia. I to jest piękne.
Dobrego świętowania :-)