Jakie są granice wiary? Kiedy można sobie odpuścić, mówiąc: "Już pozamiatane. Nic się nie da zrobić"? lub ogłosić kapitulację tak jak słudzy Jaira w dzisiejszej Ewangelii: "Po co trudzisz Nauczyciela. Twoja córka umarła". Koniec. Kropka.
Gdy ojciec martwego dziecka słyszy do Jezusa: "Nie przestawaj wierzyć", musimy zmierzyć z tą prawdą, że nie istnieją granice wiary w Bożą moc. Bo dla Boga wszystko jest możliwe.
Jednak temat jest niezmiernie delikatny. Szczególnie, gdy mamy do czynienia z ludzkim cierpieniem i ze śmiercią.
Wiara w Bożą moc, nie oznacza, uzurpacji tej mocy i dyktowania Bogu jak i kiedy ma działać.
Obrazek z życia wzięty: Kobieta dowiaduje się od lekarza, że dziecko, które nosi w łonie prawdopodobnie umarło. Jednak ktoś przekonuje ją, że Bóg jest mocen wskrzesić dziecko i budzi w niej nadzieję, że jednak urodzi się żywe. Wydaje się, że wszystko idzie po linii dobrej, mocnej wiary. Przecież Bóg może to zrobić! Jednak tak się nie dzieje i kobieta pozostaje nie tylko zbolała z powodu utraty dziecka, ale także rozdarta przez zawiedzioną nadzieję.
Gdzie przebiega ta cienka granica pomiędzy niewiarą, która nie pozwala Bogu na objawienie mocy, a zuchwałą uzurpacją mocy, która wprowadza zamieszanie i rani ludzi?
Znam odpowiedzi tych, którzy stoją na skrajnych stanowiskach:
Agnostycy (nawet ci praktykujący) powiedzą: Dajcie spokój z tymi cudami! Są prawa natury i to wystarczy.
Zażarci wielbiciele znaków i cudów powiedzą: Czegoś po prostu tu zabrakło. Trzeba było się modlić aż do skutku, do przełomu. Może mieli za mało wiary? Może kobieta popełniła jakiś grzech? Może... Na pewno gdyby było ok, to dziecko by ożyło..."
To są proste, zbyt proste odpowiedzi.
Kiedy czytamy Dzieje Apostolskie widzimy nadprzyrodzone działanie Boga. Ale podam jeden przykład:
W rozdziale 16 opisana jest jedna z takich właśnie cudownych interwencji Boga: Paweł i Sylas siedzą w więzieniu i, gdy w nocy modlą się i śpiewają hymny, zostają cudownie uwolnieni: drzwi się otwierają, kajdany opadają z rąk i nóg. Bóg może wszystko!
Ale Paweł nie tylko wtedy był więziony. Już pod koniec 21 rozdziału znowu jest w lochu i.... Tak dobrze się domyślacie. Nic się nie dzieje. A przecież też zapewne się modlił i śpiewał hymny. I też miał tę samą wiarę. Nawet mocniejszą, bo wspartą doświadczeniem, że Bóg może otwierać więzienia. I co?
Gdy myślę o tym. A myślę często (i to nie teoretycznie, bo modlimy się w tych dniach o cudowne uzdrowienie dla Darka, który jest w stanie krytycznym), to przychodzi mi do głowy pewna intuicja: Wiara jest bez granic. Jest jak włączenie wtyczki do gniazdka. To bardzo prostackie porównanie, bo tu chodzi o relację z Bogiem, o zaufanie, o przyjaźń i miłość, ale niech będzie. Jest jak włączenie wtyczki do gniazdka, tak, że może płynąc prąd mocy Bożej. Ale nie trzeba zapominać, kto jest źródłem mocy, a kto kabelkiem. Bóg jest suwerenny. I takim musimy go pokazywać tym, którzy proszą nas o modlitwę. Ostatecznie chodzi o to, by zrealizowała się Boża wola.
Nie znaczy to, że Bóg nie chce dobra, o które prosimy, ale może mieć inny scenariusz. Lepszy.
W samym sercu chrześcijaństwa nie są znaki i cuda (co nie przeczy temu, że jest na nie bardzo wiele miejsca), w centrum jest Wola Boża i zaufanie.
P.S. Wierzę głęboko w to, że Bóg ma moc podnieść Darka i przywrócić go do pełnej sprawności. Amen.