Dzisiaj więcej się mówi o doświadczeniu mocy Boga. I dobrze.
Chcemy, by Bóg działał w nas i wokół nas i by objawiał swoją potęgę. Pragniemy tego!
Przecież wierzymy, że pomiędzy nami jest ten sam Jezus, który działał znaki i
cuda. Wierzymy w Boga, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. Co więcej,
ufamy, że On nas kocha. Więc, czy nie należy się spodziewać, że On użyje swojej
mocy dla naszego dobra?
Jednak zanim ktoś zacznie szukać po księgarniach poradnika w
stylu „Jak otworzyć się na moc Boga w swoim życiu?”, musi zadać sobie pytanie,
czego tak naprawdę pragnie. Bowiem w pragnieniu mocy może być ukryty haczyk
nieprzyjaciela.
Od zawsze siła, która daje władzę deprawowała ludzkie dusze
i zapewne będzie deprawować do końca świata. Pokusa, by móc więcej niż inni
jest stara jak świat. Nawet tam, gdzie chodzi o sprawy najświętsze, nie
jesteśmy wolni od jej sideł.
Kiedy pragniesz, by moc Boga objawiła się w twoim życiu,
musisz mocno przylgnąć do samego Jezusa. Do OSOBY. Nie do tego, co On może lub
co można dzięki Niemu otrzymać. Do Niego samego. Św. Paweł mówi, że najwyższą
wartością dla niego jest poznanie Jezusa „zarówno mocy Jego zmartwychwstania, jak
i udziału w Jego cierpieniach” (Flp 3, 10). Najważniejsze jest być z Jezusem,
przy Nim, dla Niego, pośród chwały i mocy, ale także wtedy, gdy On jest
wzgardzony, lekceważony i gdy nic się nie dzieje, gdy nie ma cudów, nie ma
mocy, jest szaro i zwyczajnie.
Zresztą sam Bóg dba o to, byśmy nie wpadli w sidła pokusy wszechmocy. Otóż
drzwi do doświadczenia prawdziwej mocy Boga zazwyczaj są ciasne i wymagają
tego, by zgiąć kark. Moc Boga zaczyna działać dokładnie tam, gdzie kończą się
nasze możliwości. Właśnie to miejsce, ten czas, ta sytuacja, gdzie doświadczamy
granic naszej siły i władzy jest uprzywilejowaną przestrzenią objawienia się
wszechmocy Boga. Doświadczenie bezradności, niemocy, wyczerpania wszystkich
możliwości, może być początkiem rozpaczy, rezygnacji, upadku, ale także punktem
zwrotnym w otwarciu się na doświadczenie mocy Boga. Wtedy człowiek WIE, że to
nie jego moc, ale Kogoś ponad nim. I to chroni nas przed pychą i nadmuchiwaniem
swojego ego.
Podam dwa przykłady. Jeden z Biblii, drugi z życia.
(J 6) Jezus rozmnożył chleb. Apostołowie rozdawali ten
chleb. Cud dokonywał się poprzez ich ręce. Jak łatwo uwierzyć, że samemu się
jest wyjątkowym i kimś ponad ten tłum głodomorów wokoło… Zanim jednak cud się
dokonał, Jezus prowadzi z Apostołami dziwny dialog. Pyta Filipa: „Skąd kupimy
chleba?” Ewangelista dopowiada, „mówił to, wystawiając go na próbę”. Bo
przecież wiedział, co zamierza zrobić. Więc po co to pytanie? Filip musi się
przez nie skonfrontować z faktami. A te są takie: Nie starczy! Choćby nie wiem,
co, nie da się tych ludzi nakarmić! Apostołowie muszą doświadczyć granic sowich
możliwości, dotknąć swojej bezradności. Mają pięć chlebków i dwie rybki. To
wszystko, na co ich stać!
Doświadczenie bezradności jest bolesne. Ale jest szansą.
Zresztą Jezus znając ludzką naturę, także po dokonaniu cudu,
chroni uczniów przed popadnięciem w triumfalizm. Sam ucieka na górę przed
tłumem, a Apostołów wsadza do łódki, by płynęli na drugi brzeg. Wiosłują.
Doświadczają znowu własnych ograniczeń. Jest ciemno, wiatr przeciwny, są sami,
zdani na własne siły.
I znowu zwrot akcji: Jezus przychodzi do nich po jeziorze i
sprawia, że łódka znajduje się cudowne przy brzegu! I tak dalej, i tak dalej.
Ludzka słabość i moc Boża, splecione razem.
I żeby nie było tylko o wydarzeniach sprzed dwóch tysięcy
lat, historia sprzed 6 lat. Paweł był pacjentem ośrodka Monaru. Po latach
brania heroiny, wyszedł z nałogu, ale okazało się, że jego wątroba jest tak
zniszczona, że nie ma po ludzku sposoby, by go leczyć. Guz wątroby uniemożliwia
leczenie HCV, a HCV jest przeszkodą do przeszczepu wątroby. Przyjechał na
rekolekcje do Siedlca z kolegą i szefową Monaru. Było tam wiele osób, o lepszej
przeszłości, większych możliwościach, ale właśnie całkowita bezradność
przyciągnęła moc Boga. Paweł został całkowicie uzdrowiony w ciągu jednej
chwili. Dzisiaj pracuje, ożenił się, remontuje dom i chce zdać maturę, żeby w
przyszłości pomagać innym uzależnionym. Jest zwykłym, niepozornym facetem. A ja
czekam na ciąg dalszy i jestem pewna, że zobaczę jeszcze większe działa Boże w
jego życiu.
P.S. Tekst publikuję, więc będzie można to moje przekonanie
zweryfikować po latach!