piątek, 17 grudnia 2021

Jan zwany lampą

Kiedy Jezus mówi o Janie Chrzcicielu, nazywa go "lampą, która płonie i świeci" (J 5,35). Lampa! To porównanie przemawia bardzo mocno do mojej duszy! Czy można wymyśleć obraz, który by trafniej oddawał ideę ruchu "Solaris"? Jezus jest Prawdziwą Światłością, a my mamy być lampami, niosącymi Go światu, jak Jan.
Lampa istnieje dla światła. Bez niego traci sens istnienia. Światło zaś potrzebuje lampy. Co za szczęśliwa wzajemność!
Ponieważ obrazy przemawiają do nas siłą skojarzeń i doświadczeń, to warto sobie uświadomić, że chodzi o lampę oliwną. Dzisiaj lampa kojarzy się nam z abażurem, w którym świeci żarówka. A to sugeruje większą autonomię. Można zdjąć abażur i żarówka będzie świecić bez niego dalej. Ale nie da się "wyjąć" światła z oliwnej lampki. Ono jest jej sercem, duszą. Jezus potrzebuje nas, a my Jego! Sam wymyślił tę słodką zależność. 
I druga różnica: w naszych czasach żyrandole pełnią w dużej mierze funkcję estetyczną. Nie, żeby dawniej nie dbano o piękno, ale, niewątpliwie, lampy w naszych domach mają nie tylko dawać światło, ale też w ciągu dnia zdobić wnętrza. Czasem nie wiadomo, co jest ważniejsze. I to zaciemnia nam, nomem omen, znaczenie tego obrazu. Lampa, która nie ma w sobie światła jest zbędna. Nawet gdyby była szczerozłota!
Stawanie się "odblaskiem" Chrystusa w świecie (poczytajcie sobie o tym u Jana Pawła II w Novo millenio ineutne (NMI 54)), nie jest przywilejem, ale naszym obowiązkiem. Mamy świecić, a raczej pozwolić Jezusowi, by świecił w nas. I ta Jego obecność w nas jest sensem naszego życia.
Bardzo dosadnie mówi o tym św. Paweł: "Czyż nie wiecie o samych sobie, że Jezus Chrystus jest w was? Chyba żeście odrzuceni" (2 Kor 13,5).
Jeśli Jezus - Światłość Prawdziwa jest w nas, to my jesteśmy dla Niego lampą niosącą Go w świat. I inni mają prawo Go w nas zobaczyć!
To prawda, że jesteśmy kruchymi, glinianymi kagankami. To prawda, że knot czasem ledwie się tli, ale to nie jest przeszkodą, bo nasz Pan przychodzi, by rozpalić WIELKI OGIEŃ.
Amen. Marana tha! Przyjdź, Panie Jezu!



wtorek, 30 listopada 2021

Zanim zstąpi na obłokach

 Czekali ludzie na Mesjasza. Czekamy i my na Jego powtórne przyjście. A między tym są nasze małe nawiedzenia. 

Jezus przychodzi niepozornie, cicho. Zagubiony między sklepowymi półkami z mikołajami i dźwiękami świątecznych piosenek. Żeby Go zauważyć trzeba klimatu Adwentu: ciszy, przygaszonych świateł, monochromatycznego pejzażu, w którym nic nie przykuwa uwagi. 

Wtedy można Go usłyszeć, spostrzec jakby kątem oka, gdy przemyka dyskretnie po tym swoim i nie swoim świecie.



czwartek, 25 listopada 2021

Strasznie piękna wizja przyszłości

Świat, który znamy, jak wszystko, co ma swój początek, będzie miał swój koniec. A my z nim. Jednak, gdy jedni zmierzają ku kresowi, inni zmierzają do celu.
Tym upragnionym celem jest spotkanie z Jezusem, Jego powtórne przyjście. Może nie zawsze dążymy do tego z entuzjazmem, więc warto wykorzystać te chwile, gdy tęsknota za Paruzją staje się naturalna.
Mam tu na myśli trudne chwile. Przyjście Jezusa poprzedzać mają wojny, przewroty, trzęsienia ziemi. I wielu takie kataklizmy właśnie przeżywa już dzisiaj. Ich świat drży w posadach. Ale także my doświadczamy naszych małych, codziennych "kataklizmów": choroby, niesprawiedliwości, braki, konflikty, krzywdy, niepewność jutra... Te wszystkie wydarzenia wstrząsają naszą bezpieczną egzystencją. Mogą sprawić, że będziemy "mdleć ze strachu". Ale mogą także pchnąć nas ku czemuś innemu: 
"Podnieście głowy" - mówi Jezus. 
Podnieś głowę, bo, chociaż wszystko jest kruche i czasowe, Jezus, który wstąpił do nieba i stamtąd powróci, ma nieprzemijające panowanie.



wtorek, 9 listopada 2021

Boski Gość duszy czy Gospodarz?

 Kiedy Jezus zaczyna przy pomocy bicza ze sznurka robić porządki na terenie świątyni jerozolimskiej, pytają Go: "Jakim prawem? Wykaż się znakiem, który daje ci prawo do takiego postępowania!"

Podobnie się dzieje ze świątynią naszej duszy. Jezus przychodzi do niej w Komunii św. i chciałby tam panować, działać, zmieniać, po prostu, czuć się jak gospodarz, który może urządzić wszystko według swojej wizji. Jednak nieraz, spotyka się z pewnym oporem. Może nie pytamy Go wprost: "Kto ci dał prawo, żeby się tu rządzić?", ale subtelnie wypychamy Go do roli "Boskiego Gościa duszy". Czyli: "Proszę bardzo, tu masz miejsce na fotelu" (nie na tronie!), "zostańmy w pokoju gościnnym" (reszta niedostępna!), jakiś small talk (krótkie dziękczynienie po komunii) i tyle...

I Jezus do tej roli gościa się ogranicza. A szkoda. Bo przecież przychodzi do swojej świątyni. To On jest tu Panem. I co więcej, to panowanie wychodzi nam na dobre! To nie jest wrogie przejęcie, ale rządy Tego, który nas zna i chce naszego dobra. 

W ten sposób dochodzimy do pytania: dlaczego nie pozwalamy Jezusowi rządzić w naszych duszach? Przecież byłoby to świetne dla nas i całego Kościoła! Wyobrażacie sobie, że działamy w Kościele wreszcie jak członki jednego ciała, gdzie rządzi jedna głowa - Jezus?! Ile rzeczy poszłoby lepiej!

Dlaczego tak nie jest?

Myślę, że w wielu przypadkach z braku świadomości. M. Paula Tajber mówiła, że świadomość obecności Jezusa w nas i świadome poddanie się pod Jego wpływ, odrodzi świat ludzkich dusz. I dziwiła się, że ludzie wchodzą do kościoła i wychodzą po mszy... tacy sami. A przecież przyjęli Jezusa! Nie trzeba iść na "specjalną" mszę w dalekim mieście, żeby spotkać wszechmocnego, uzdrawiającego, żywego Jezusa. Jest w najbliższym kościele i w każdej Eucharystii. Trzeba tylko świadomości. Tylko tyle i aż tyle.

I druga rzecz, która przychodzi mi do głowy. Znam ją z mojego własnego doświadczenia: opór pychy. Nie lubimy, żeby ktoś nami rządził. Nie łatwo oddajemy stery. Nawet Bogu. Potrzeba całego procesu uzdrowienia wewnętrznego, żebyśmy umieli zaufać, poddać się w poczuciu bezpieczeństwa. Nie jak niewolnik, ale jak syn, jak dziecko. Przywrócić porządek rzeczy: ja jestem stworzeniem, a to jest mój Bóg. On jest Panem, a ja Jego świątynią. Moją chwała jest to, że jestem świątynią i że Bóg mieszka we mnie.

Jest taka modlitwa, którą ułożyła M. Paula. Przez te słowa człowiek oddaje się do dyspozycji Bogu. Totalnie. Mocna rzecz. Codziennie odmawiają ją osoby, które należą do ruchu "Solaris". To jest ich jedyne zobowiązanie. I to wystarcza. 

Dzielę się się za Wami tą modlitwą, bo jest darem dla wszystkich:

"Jezu żyjący we mnie, błogosławię obecność Twoją we mnie! Weź mnie w swoje bosko-zbawcze wszechwładne posiadanie i panuj nade mną w każdej chwili dnia, bym mógł wiernie pełnić wolę Twoją Najświętszą.

Żyję jedynie dla Ciebie, Panie, i chcę spełniać wszystko, co zamierzyłeś dokonać przeze mnie. Więc zechciej Jezu działać we mnie i przeze mnie, bym mógł zdążyć dokonać to, co jest przeznaczone dla mnie.

Ty wiesz, mój Jezu, że chwile życia tak szybko upływają bezowocnie, ja zaś pragnę wszystkie wykorzystać dla chwały Twojej. Więc pociągaj mnie wolą Twoją Najświętszą ku Sobie zamieszkałemu we mnie, bym od Ciebie nie odchodził ani na chwilę, a żył zawsze w Tobie, przy Tobie, dla Ciebie zamieszkałego we mnie.

Pragnę żyć Tobą, mój Drogi Zbawicielu, bym stał się cały Twój i podobny Tobie, byś mógł mnie zdobyć na wieki żyjącego Tobą, bym stał się wiernym przejawem Twoim.

O Jezu, zabierz mnie całego w posiadanie Twoje, bym żył w Tobie, z Tobą, dla chwały Ojca Niebieskiego, byś Ty opanował cały mój umysł i wolę moją, bym już myślał, pragnął i czuł jedynie przez Ciebie, w Tobie i za łaską Twoją wraz z Tobą.

Niech miłość Twoja przejawia się przeze mnie, myśl Twoja całego mnie podnosi ku Tobie, a wola Najświętsza niech mnie z Tobą na wieki zjednoczy i uczyni jedno. Amen."

poniedziałek, 13 września 2021

Czwartkowe spotkania przy Duszy Jezusa

 Kochani, wracamy do spotkań w realu. Już w najbliższy czwartek w naszej kaplicy (Kraków-Prądnik Biały, ul. Matki Pauli Tajber 1) spotkanie: adoracja, konferencja, pogaduchy przy herbacie...

Zapraszam

Start o 18.30!


środa, 8 września 2021

Niezatapialni

 Minęły już czasy, gdy ludzie bezrefleksyjnie wierzyli w postęp techniczny. W tym "postoptymistycznym" (genialny ks. Halik!) świecie, niejeden Titanik poszedł na dno i to bez większego wstrząsu społecznego. Po prostu, chociaż brzmi to strasznie, przyzwyczailiśmy się do rozczarowań. Odkąd świat tańczy tak, jak mu zagra mały, niewidoczny wirus, nic już nie wydaje się niezatapialne.

Pesymistyczne? Zapewne. Prawdziwe? W wielu duszach ta ponura melodia ma jeszcze bardziej skowyczące dźwięki.

W tym kontekście, chciałabym przed Wasze oczy postawić starą, rosyjską zabawkę. Nie jako tanią pociechę, czy rozrywkę odwracającą uwagę od ponurej rzeczywistości, ale jako... wzór.

Wańka-Wstańka, bo o niej mówię, przyszła mi do głowy, gdy myślałam to tym, skąd dzisiaj człowiek może czerpać siłę i optymizm. 

Wańka-Wstańka - symbol tego, czego nie da się przewrócić! Jeśli popchniesz tę zabawkę, pokołysze się na boki, ale po chwili wróci do pionu. Zawsze do pionu. Nie do wywrócenia. 

I właśnie w tej zabawce jest ukryte dla nas przesłanie. Wiecie dlaczego Wańka-Wstańka się nie wywraca? Bo ma środek ciężkości umiejscowiony wewnątrz, w samym środku, nisko. Chyba już domyślacie się, co chcę przez to powiedzieć.

Jeśli to, co stanowi przedmiot naszej nadziei, nasz skarb, cel, szczęście jest poza nami, w ludziach, przedmiotach, ogólnie w świecie stworzonym, to w jakimś momencie możemy się, biegnąc do tego celu, przewrócić. Może nas spotkać zawód, rozczarowanie.

Ale jeśli przedmiotem Twoich pragnień jest Bóg, to On mieszka w głębi Twojej duszy, w samym centrum Ciebie. Nie musisz nigdzie biec! Boga nie da się zdobyć, jedynie można przyjąć Jego miłość. I właśnie ta miłość sprawiła, że On zamieszkał w naszych duszach. Kiedy przyjmujemy Komunie św. ustaje wszelkie zmaganie, bieganina i wysiłki. Masz wszystko. Jesteś najbogatszy na świecie. Nigdzie nie musisz pędzić, o nic walczyć. 

Właśnie wtedy stajesz się niezatapialny, nie do wywrócenia, jak Wańka-Wstańka.

środa, 2 czerwca 2021

Do celu

 Każde głoszenie ma swój cel. Kiedy ktoś otwiera usta, by mówić, robi to po coś. Nawet, jeśli sobie tego nie uświadamia. 

Czasem warto, zanim zaczniemy mówić, zastanowić się, czy.... warto mówić.

Szczególnie kiedy jesteśmy ludźmi Kościoła. Bo w Kościele jest tylko jeden cel przepowiadania: Eucharystia.

Słowo stało się Ciałem, a Ono zostało pośród nas pod postacią Chleba. Zatem każde słowo ma prowadzić do wiary i spożywania tego Chleba, w którym jednoczymy się z Bogiem. I z ludźmi.

Reszta jest milczeniem.


czwartek, 27 maja 2021

Po Pięćdziesiątnicy

 Co jest po Pięćdziesiątnicy? Sześćdziesiątnica!

Taki suchar na początek :-)

Ale na poważnie, po Zesłaniu Ducha Świętego nic się nie kończy (poza okresem wielkanocnym), a wszystko się zaczyna.

Pięćdziesiątnica jest jak blok startowy, dzięki któremu możemy dynamicznie ruszyć do przodu, by głosić Jezusa. 

Zdaję sobie sprawę, że "blok startowy" brzmi sucho, technicznie. A przecież Duch Święty jest Osobą, Miłością, Więzią... I chcę żebyście wiedzieli, że jest On dla mnie przede wszystkim Umiłowaną Osobą, która zamieszkuje wnętrze mojej duszy.

I właśnie właśnie dlatego jest jak...  blok startowy.

Żeby z mocą gdzieś pobiec, potrzebuję oparcia. Kogoś, kto mnie wspiera i posyła. Żeby być posłanym, muszę mieć miejsce, z którego jestem wysyłana. Potrzebuję bezpiecznego domu, z którego wyjdę i do którego mogę wrócić.  Jak Jezus, który od Ojca wychodzi i do Niego wraca. Bez domu jestem tylko błąkającym się bez celu wędrowcem. 

Tym domem jest moje dusza, w której przebywa Ojciec, Syn i Duch Święty.

Jezus posyła nas do świata, który potrzebuje zbawienia. Potrzebuje zbawienia, bo jest zagubiony i bezduszny. My nie jesteśmy "ze świata". To nie jest nasze naturalne środowisko, ale miejsce pracy. 

Jezus też nie ukrywa, że ta wyprawa do świata mocno może nas potarmosić i poobijać. 

Tym bardziej potrzebujemy bezpiecznego domu. 

Zanim zamieszkamy w mieszkaniu przygotowanym nam przez Jezusa w niebie, musimy nieustannie wracać do wnętrza duszy. Do sanktuarium, gdzie przebywa Bóg, by zaczerpnąć siły w kochanej i kochającej się Rodzinie Trójcy. 

I wtedy, napełnieni miłością, którą jest Duch Święty, możemy wystartować jak z bloku startowego.

niedziela, 4 kwietnia 2021

Film o obrazie Jezusa Promieniującego

 Popatrzcie, kontemplujcie... Niech Was prześwietli Jego światło: https://www.youtube.com/watch?v=QmiQhP92f9Q

Pewność

Cóż bardziej pewnego niż śmierć? Ze wszystkich rzeczy na ziemi, które mogą się wydarzyć, śmierć jest najbardziej przewidywalna. 

Pewnego dnia ta pewność została zachwiana. Pusty grób naruszył najbardziej podstawowy porządek rzeczy. 

Co zatem jest pewne? Co nie zawodzi?

Tylko Ten, który zwyciężył niezawodną śmierć.

Jezus



niedziela, 21 marca 2021

Ciastko, czyli ziarno, czyli właściwie życie samo

 Dzisiaj człowiek chce zjeść ciastko i mieć ciastko. Chce mieć bliskie relacje, przyjaciół, rodzinę. Być otoczony ludźmi, którzy go rozumieją, kochają, akceptują. Chce rozmawiać, patrzeć, dotykać. Jednym słowem być blisko. Każdy z nas tego pragnie, bo Bóg stworzył nas do relacji. Do tego, by kochać i być kochanym.

Ale dzisiaj człowiek chce równocześnie mieć swoje życie, prywatność, bezpieczną przestrzeń, bańkę, dużą bańkę... Chce, żeby go nikt nie kwestionował, żeby wszystko było według jego planu, racji, przyzwyczajeń, wygody.

I tego się nie da pogodzić. Jezus mówi prosto:

"Jeśli ziarno, wpadłszy w ziemię, nie obumrze, zostanie samo"

To nie jest jakaś religijna ideologia, to samo życie. Jeśli nie chce się zostać samemu jak palec, trzeba nakłuć balonik egoizmu. Nie ma trzeciej drogi.



niedziela, 24 stycznia 2021

Zdrada wśród najbliższych

 Jezus był atakowany przez nieprzyjaciół. Przez tych, którzy zwalczali Jego naukę, albo Go po prostu nienawidzili, bo był inny. Zwykła rzecz, można by powiedzieć. Tak wygląda życie.

O wiele bardziej bolą rany zadane przez najbliższych, wewnątrz rodziny Kościoła. Ciosy ze strony tych, którzy są blisko, którzy przecież chcą dla Jezusa dobrze, którzy Go cenią, kochają, walczą o Jego Królestwo...

Czy można równocześnie być "za" Jezusem i zadawać Mu ból? Niestety, można.

I w tym miejscu zatrzymajmy się na chwilę. Bo można by ten tekst kontynuować, wymieniając przeróżne zdrady i grzechy w Kościele. Od tych oczywistych i najgorszych zaczynając, co do których wszyscy jesteśmy zgodni, że są ohydne, po te bardziej subtelne, gdzie ocena już nie jest taka jednoznaczna. Być może nawet doszlibyśmy do punktu, w którym coś dla jednych byłoby zdradą, a dla drugich zasługą i heroiczną wiernością. Bo jedni dla Jezusa robią to, a inni wprost przeciwnie... I zaczyna się wojna. A wszystko dla Jezusa!

Może więc warto zastanowić się co jest wspólnym mianownikiem dla różnych przejawów zdrady Jezusa. Co jest jej istotą. Tak ze strony Jego wrogów, jak i zwolenników. 

Wrogowie Jezusa "chcieli Go pojmać". Nawet w pewnym momencie fizycznie im się to udało. Na szczęście, Boga nie można okiełznać czy ograniczyć i Jezus konsekwentnie przeprowadził swój plan. Plan zbawienia człowieka przez miłość.

Hej! Ale czy tego samego nie próbowali jego fani! Przecież chcieli Go "porwać, aby Go obwołać Królem" (J 6, 15)! A rodzina? "Przyszli go powstrzymać" (Mk 3, 21). A Szymon Piotr, czyż nie chciał Jezusa zatrzymać w Jego drodze do Jerozolimy? Wszyscy Oni także starają  się Jezusa "pochwycić", okiełznać, zapanować nad Nim, bo Jego plany nie zgadzały się z ich własnymi.

I to jest, Drodzy, historia nas wszystkich, którzy jesteśmy blisko Jezusa. Raz po raz jesteśmy kuszeni, by, zamiast słuchać Jezusa i iść za Nim, próbować naginać Jego naukę do własnych pomysłów.

Jezus idzie własną drogą, a "drogi Jego nie są naszymi drogami". Jeśli nie chcemy dzień po dniu słuchać Jego pomysłów i pozostajemy przy jedynie ludzkim sposobie myślenia, zdradzamy Go. Nawet jeśli należymy do Jego rodziny czy grona najbliższych przyjaciół.

Słuchać i być posłusznym. Nawrócony Szymon Piotr, już nie przepasuje się sam i nie idzie gdzie sam chce (por. J 21,18)