Kiedy Jezus mówi o Janie Chrzcicielu, nazywa go "lampą, która płonie i świeci" (J 5,35). Lampa! To porównanie przemawia bardzo mocno do mojej duszy! Czy można wymyśleć obraz, który by trafniej oddawał ideę ruchu "Solaris"? Jezus jest Prawdziwą Światłością, a my mamy być lampami, niosącymi Go światu, jak Jan.
Lampa istnieje dla światła. Bez niego traci sens istnienia. Światło zaś potrzebuje lampy. Co za szczęśliwa wzajemność!
Ponieważ obrazy przemawiają do nas siłą skojarzeń i doświadczeń, to warto sobie uświadomić, że chodzi o lampę oliwną. Dzisiaj lampa kojarzy się nam z abażurem, w którym świeci żarówka. A to sugeruje większą autonomię. Można zdjąć abażur i żarówka będzie świecić bez niego dalej. Ale nie da się "wyjąć" światła z oliwnej lampki. Ono jest jej sercem, duszą. Jezus potrzebuje nas, a my Jego! Sam wymyślił tę słodką zależność.
I druga różnica: w naszych czasach żyrandole pełnią w dużej mierze funkcję estetyczną. Nie, żeby dawniej nie dbano o piękno, ale, niewątpliwie, lampy w naszych domach mają nie tylko dawać światło, ale też w ciągu dnia zdobić wnętrza. Czasem nie wiadomo, co jest ważniejsze. I to zaciemnia nam, nomem omen, znaczenie tego obrazu. Lampa, która nie ma w sobie światła jest zbędna. Nawet gdyby była szczerozłota!
Stawanie się "odblaskiem" Chrystusa w świecie (poczytajcie sobie o tym u Jana Pawła II w Novo millenio ineutne (NMI 54)), nie jest przywilejem, ale naszym obowiązkiem. Mamy świecić, a raczej pozwolić Jezusowi, by świecił w nas. I ta Jego obecność w nas jest sensem naszego życia.
Bardzo dosadnie mówi o tym św. Paweł: "Czyż nie wiecie o samych sobie, że Jezus Chrystus jest w was? Chyba żeście odrzuceni" (2 Kor 13,5).
Jeśli Jezus - Światłość Prawdziwa jest w nas, to my jesteśmy dla Niego lampą niosącą Go w świat. I inni mają prawo Go w nas zobaczyć!
To prawda, że jesteśmy kruchymi, glinianymi kagankami. To prawda, że knot czasem ledwie się tli, ale to nie jest przeszkodą, bo nasz Pan przychodzi, by rozpalić WIELKI OGIEŃ.
Amen. Marana tha! Przyjdź, Panie Jezu!