środa, 22 października 2014

Po sesji "Chrzest, Przymierze, Konsekracja"

  Być może ktoś sobie pomyślał: "Cóż, cóż, przyszła jesień i jakoś zamarło na tym blogu. Jakiś sen zimowy czy cuś". Ależ skąd! Po prostu akurat wczoraj odbywała się sesja "Chrzest, Przymierze, Konsekracja" (którą tu zresztą na blogu reklamowałam), więc głosiłam w realu (tzn, w auli seminarium krakowskiego, nie w sklepie, chociaż  to też byłoby ciekawe :-)
  Jeśliby to kogoś zainteresowało, to udostępniam poniżej to, co w przybliżeniu wczoraj mówiłam. Jest to oczywiście trochę inny rodzaj tekstu - forma bardziej referatu niż żywego słowa, ale może się komuś spodoba :-)

M. Paula Zofia Tajber – świadek Boga bliskiego człowiekowi

            Chciałabym poświęcić tę refleksję postaci tyleż ciekawej, ile nieznanej szerszej w Kościele. M. Paula Zofia Tajber jest Służebnicą Bożą. Trwa jej proces beatyfikacyjny, więc tym bardziej cieszę się, że mogę zaprezentować jej sylwetkę pośród innych postaci świętych i błogosławionych. M. Paula jest Założycielką Zgromadzenia Sióstr Duszy Chrystusowej, do którego należę, dlatego mój stosunek do niej, jako duchowej matki jest oczywiście dość emocjonalny i naznaczony fascynacją. Być może brakuje mu, tak potrzebnego w analizie teologicznej obiektywizmu, ale właśnie taką pragnę ją ukazać: fascynującą, niezwykle utalentowaną muzycznie, wrażliwą, odważną i samodzielną w myśleniu, czasem nawet kontrowersyjną, poszukującą, bezkompromisową. Z powodu ograniczeń czasowych tego wystąpienia skoncentruję się na tych wydarzeniach z jej życia, które wpisują się w ramy niniejszej sesji, a więc - na Chrzcie, na Przymierzu, rozumianym jako osobista, świadoma relacja z Bogiem oraz na Konsekracji zakonnej.
CHRZEST
            W roku 1890, a dokładnie 8 lipca w dwa tygodnie po urodzeniu w altance przy rodzinnym domu w Białej Podlaskiej zostało ochrzczone najmłodsze dziecko rodziny Tajberów – Zosia. Imię zaproponował najstarszy syn Tajberów sugerując, że literka Z - ostatnia litera alfabetu, oznacza już ostatnie dziecko w rodzinie. Zofia była bowiem 15. spośród rodzeństwa.
            Wielodzietność, jak to często bywa, łączyła się w tej stosunkowo bogatej, polskiej rodzinie fabrykantów, z pobożnością, uczciwością i patriotyzmem. Można zatem powiedzieć, że ziarno łaski zawarte w Sakramencie Chrztu trafiło na podatny grunt i mogło rozwijać się swobodnie. A nawet bujnie.
            Warto uświadomić sobie, że w sakramencie Chrztu Zofia otrzymała wszystko, co potrzebne było do pełnego rozwoju duchowego, aż po świętość, aż po najgłębsze zjednoczenie z Bogiem. Cały ten potencjał został złożony w jej duszy w tym właśnie momencie. Reszta, jak uświadamia nam Jezus z przypowieści o zasiewie ziarna zależało od gleby duszy. A ta okazała się nad wyraz żyzna.
            Od najmłodszych lat Zofia w sposób całkowicie spontaniczny i naturalny nawiązała kontakt z Bogiem. Kontakt, który nazwalibyśmy mistycznym. Dominowało w nim doświadczenie Bożej miłości, świadomość obecności Boga, Jego dobroci objawionej w świecie stworzonym, a to wszystko rodziło w duszy małej Zosi uwielbienie, wdzięczność (te cechy będą rozwijać się w niej przez całe życie) Towarzyszył temu rozwój wrażliwości moralnej, wstrętu do zła i do szatana, jako niszczyciela Bożej harmonii (to także będzie wyraźnie obecne w całej duchowości Zofii Tajber i znajdzie odzwierciedlenie w egzorcyzmach, które z pozwoleniem Kościoła wprowadziła do praktyk zgromadzenia).
Niech przykładem tego stanu ducha, w jakim wzrastała Zofia będzie jeden z opisów jej dzieciństwa, który sama pozostawiła: „Biegałam po sadzie od jednego drzewa do drugiego. Każda truskawka, jagódka malina, agresty porzeczki w podziw mnie wprowadzała, więc smakując niekiedy myślałam sobie: „Ależ Bozia jest Dobra, to naprawdę bez granic Dobra, że w taki dziwny sposób daje nam dowody Swojej Miłości. I to chce byśmy dzieci, a i dorośli, cieszyli się owocowaniem przedziwnym roślinności wszelakiej, Którą Bozia Wszechmocny Ręką Swą na tej ziemi zasadziła, jej rozkaz dała róść, kwitnąć i owocować dla nas!
Wówczas przytuliwszy usteczka swoje do oglądanej jabłonki, wiśni czy śliwy, całowałam drzewo po drzewie, dziękując mu za smaczne owoce, a nade wszystko Bozi Ukochanej, że tak troskliwie po Ojcowsku o nas ludziach pomyślała, obdarzywszy letnią porą roku takim smakowitym czarem.”
Po latach tak podsumowuje ten okres życia:
 „Był to dziwny okres, prawie niczym niezamąconego pokoju, wesela i szczęścia, tylko dziwna troska o ziszczenie się w rodzaju ludzkim Woli Bożej, zamierzeń Bożych oraz troska o dobro ludzkości, już od pierwszych lat życia, osiadła w głębi wnętrza mego i poczęła przez życie całe je trawić.”
CZAS ZAGUBIENIA
            Niestety, idylla nie trwała wiecznie. Delikatny kwiat duszy Zofii, chowany do tej pory w nieco szklarniowych warunkach, został pozbawiony ochrony i poddany wpływom, które przyćmiły i zatrzymały oddziaływanie łaski. Gdy Zofia miała 12 lat zmarła jej matka. Chociaż źródła nie mówią zbyt wiele na ten temat, wydaje się, że właśnie to wydarzenie zapoczątkowało proces, który ostatecznie doprowadził do wewnętrznego zagubienia Zofii.        Rodzina Zofii mieszkała wówczas w Żytomierzu, gdzie Zofia była najpierw uczennicą rosyjskiego gimnazjum, a następnie podjęła studia muzyczne, rozwijając swoje umiejętności gry na fortepianie także w Berlinie, Warszawie, Kijowie. Jakkolwiek w spotkaniu z tzw. wielkim światem i zapewne nie zawsze pobożnym środowiskiem, Zofia zachowała moralny kręgosłup i zdolność krytycznej refleksji nad wartością spraw doczesnych, jednak wydaje się, że brak wsparcia i duchowego kierownictwa w tym trudnym czasie dorastania sprawiły, że jej dusza nie była odporną na truciznę fałszywych ideologii wrogich Kościołowi, które pociągały ją pozorem nowoczesności.
            Otóż, pod wpływem lektury i dyskusji ze starszym bratem, Zofia uległa pokusie, której łatwo podlegają młodzi, inteligentni ludzie: odrzuciła wszystko to, co tradycyjne i przekazywane przez pokolenia, chcąc tworzyć swój świat na nowo. Niestety, wśród odrzuconych wartości znalazł się także Kościół wraz z jego sakramentami, a więc źródło łączności z Bogiem żywym.
            Trzeba tu podkreślić, że Zofia nigdy nie utraciła wiary w Boga - Stwórcę, jedynie odcięła się od  Kościoła, sama wprowadzając się w stan wewnętrznego rozdarcia i frustracji. 
„Byłam zupełnie sama i bezradna w tych cierpieniach i ciemnościach niewiadomości,” - pisze po latach - „bowiem od 18 do 26 roku mego życia byłam pod wpływem mędrkującego brata i czytanych dzieł Marksa, przez co zupełnie oddaliłam się od Chrystusa Pana, sakramentów św. Kościoła i jego nauki, choć przy Bogu jako Stwórcy swoim wciąż trwałam. O tych wewnętrznych cierpieniach nikt z otoczenia mego nie wiedział, nawet nie przypuszczał, że tak wiele wewnątrz cierpię. A zresztą nie potrafiłby mi w tym dopomóc, bo i ja wówczas nie umiałam sama sobie wytłumaczyć, a tym bardziej słowy wyrazić, co dzieje się w głębi mej duszy”.
            Tęsknota za harmonią, za jakimś kamieniem filozoficznym, który nadałby szlachetności jej egzystencji, nieustannie rozdzierała jej duszę. Szukała tego jednak poza Kościołem, widząc w nim jedynie złowrogie działanie kleru, który chce wykorzystać naiwność prostaczków, do których ona oczywiście nie zamierzała należeć. Czytała Woltera, Nietschego, angielskich i amerykańskich psychologów. Szukała sensu w sztuce, a nade wszystko w ukochanej muzyce. Daremnie.
            Była to tak naprawdę tęsknota za Bogiem, którego przecież już kiedyś poznała i pokochała w dzieciństwie. Można powiedzieć, że Zofia umierała z pragnienia, będąc tak blisko źródła. Zagubiła drogę do Boga, ale pozostał w niej „smak” Jego łaski, dlatego nie była w stanie znaleźć zadowolenia w czymkolwiek innym. Stan duszy Zofii w tym czasie trafnie oddaje fragment Psalmu 42, 8 „Głębia przyzywa głębię hukiem wodospadów”. Głębia Bożej miłości przyzywa i otwiera głębię pragnień w duszy człowieka, tak, że nic innego, nie jest w stanie jej napełnić.
PRZYMIERZE
            To Bóg rozbudził w niej nieugaszony ogień tęsknoty i to On sam doprowadził do spełniającego tę tęsknotę spotkania, gdyż relacja – przymierze pomiędzy Bogiem a człowiekiem jest zawsze Bożą inicjatywą. Nikt z nas ludzie nie może sobie rościć pretensji do spotkania z Najwyższym. Życie Zofii jest tego czytelnym obrazem. 
            Oto, 2 kwietnia 1915 roku w Wielki Piątek Zofia weszła do kościoła św. Aleksandra w Kijowie. Celem wizyty nie była modlitwa, lecz względy estetyczne – chciała obejrzeć wystrój Bożego Grobu. W kościele trwała adoracja Najśw. Sakramentu.
            W ciągu jednej chwili do Zofii dotarła świadomość, że w Hostii obecny jest żywy Jezus. I że to właśnie On jest spełnieniem jej tęsknoty i pragnień. Tak opisała to po latach:
„Z niezwykłą żywą jasnością i przeświadczeniem odczułam, że Ten Chrystusa Pan za mnie był umęczony; umarł, aby mnie uratować, zbawić i zdobyć na wieki. Odczułam, że to właśnie Ten, Którego dusza moja bezustannie szuka i za Którym tak tęskni!”
„Odczułam niezwykłą promieniującą siłę skierowaną z monstrancji wprost na mnie i z tak silnym wpływem miłości, dobra, pokoju i pożądania posiadania mej duszy, osoby, że nie mogłam się oprzeć tej błogiej pociągającej mnie sile miłości – Miłości Boga-Człowieka, Który widać ujrzawszy mnie stojącą przed Nim po tyloletnim odejściu od Niego, chciwie wpatrywał się w moją biedną, zmęczoną, zabłąkaną duszę, którą Sobie obrał i przeznaczył za narzędzie do czci Swojej Boskiej Duszy oraz Dzieła Odrodzenia rodzaju ludzkiego, chcąc mnie przygarnąć do Serca Swego Bosko-Ojcowskiego, jakoby marnotrawnego syna.
Pod dobroczynnym wpływem miłości Jezusowej, ciemności niewiary zalegające całą duszę moją, jakby mgła pod promieniami wschodzącego słońca ginęły, a wiadomości z nauki religii szkolnych lat poczynały ożywać w pamięci i nabierać siły prawdy, mocy i piękna.”
            Był to moment, w którym łaska Boża wreszcie mogła się przedrzeć poprzez blokadę utworzoną z pychy rozumu i zainicjować świadome, wzajemne przymierze pomiędzy Bogiem a duszą. Bóg ze swojej strony jest zawsze gotowy do relacji. Pragnie jej i niejako wychyla się ku człowiekowi. Jednak po stronie człowieka istnieją różne, świadome i nieuświadomione przeszkody, które udaremniają przymierze. Jeśli zostają one usunięte, łaska, która ze strony Boga została już zaoferowana w chwili Chrztu, aktualizuje się i owocuje doświadczeniem spotkania, a następnie coraz głębszym poznaniem i umiłowaniem Boga.
            Zauważmy, że ta pierwsza chwila spotkania Zofii z Bogiem nacechowana była ogromnym ładunkiem doświadczenia Bożej miłości. Była w nim także skrucha, ale i ona wypływała z odkrycia, że Jezusa, kocha ją, a nawet kochał wcześniej „pomimo” odrzucenia ze strony Zofii.
            Miłość Boga, na którą rodzi się odpowiedź człowieka jest fundamentem przymierza. Po latach M. Paula tak to podsumowała:
„Od chwili, gdy poznałam i pojęłam nieskończoną Miłość Boga do każdej duszy ludzkiej, dla której On, Bóg, stał się Człowiekiem, już nigdy w tę Jego Miłość ku mnie nie wątpiłam i Ona była moją we wszystkim jedyną dźwignią. To też na tym wiecznotrwałym fundamencie, zbudowałam całe swoje życie wewnętrzne – obecne i wieczne. Dawne moje grzechy i teraźniejsze upadki moje zniszczyć nie mogły tej świadomości o Miłości Boga - Człowieka ku mnie”
            M. Paula pisze, że „poznała i pojęła” Miłość Boga. Pokazuje to jak ważnym jest ten element subiektywny w realizacji przymierza z Bogiem. Bóg kocha zawsze. Jego łaska jest udzielona już u zarania życia w Chrzcie św., a nawet ogrania nas przed naszym poczęciem. Jednak skuteczność zbawczego oddziaływania łaski zależy od absorpcji tej miłości, od zdolności do jej pojęcia i przyjęcia.
            Doświadczenie miłości Boga przynagla duszę do odpowiedzenia miłością na miłość. Skłania do świadomej deklaracji, która pieczętuje przymierze ze strony człowieka. Można powiedzieć, że Bóg przypieczętował swoją miłość na krzyżu, a człowiek robi to poprzez oddanie mu swojego życia w akcie konsekracji. Oczywiście, pierwsza podstawowa konsekracja dokonała się już w Chrzcie św. jednak jej niepodważalna obiektywna wartość nie posiada znamion świadomej decyzji ze strony człowieka. Stąd potrzebne jest wyrażone w różnej formie potwierdzenie przymierza. Niektórzy są wezwani do tego w szczególny sposób poprzez konsekrację zakonną.
KONSEKRACJA
            Zofia Tajber na dopełnienie przymierza poprzez konsekrację potwierdzoną pieczęcią Kościoła, musiała czekać bardzo długo. Mogła złożyć śluby zakonne dopiero w wieku 61 lat. Jednak czas od świadomego spotkania z Bogiem do uroczystych ślubów nie był czasem jałowym, lecz procesem pogłębiającego się nieustannie poznania Boga, który owocował coraz ściślejszym z Nim zjednoczeniem.
            Można powiedzieć, że Zofia przed swoim nawróceniem znała Boga na sposób pogański. Czyli umiała rozpoznać Jego mądrość i wielkość z obserwacji piękna stworzenia i nosiła w sobie tęsknotę za tym, jakby umykającym jej Obiektem miłości, którego odnajdywała jedynie ślady. W chwili spotkania z Jezusem w Najśw. Sakramencie otwarła się przed nią droga zjednoczenia z Bogiem Wcielonym, z Bogiem, który stał się bliski człowiekowi w Jezusie Chrystusie. I właśnie z tej centralnej prawdy chrześcijańskiej o Wcieleniu, czy raczej o wczłowieczeniu Syna Bożego wyciągnęła egzystencjalne wnioski, które zaprowadziły ją aż do zjednoczenia z Bogiem. Nie była to jedynie intelektualna przygoda, ale poznanie, które prowadzi do miłości. 
            Zrozumiała, że głębokie spotkanie z Bogiem w tajemnicy Wcielenia dokonuje się poprzez poznanie Duszy Jezusa rozumianej jako wnętrza Boga-Człowieka. I że tak rozumiana przyjaźń z Jezusem jest:
- po pierwsze przez Niego chciana. Wszak mówi: „Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego”(J 15,15). Zatem pragnie odsłonić przed człowiekiem swoje wnętrze i zaprosić go do bliskiej relacji pełnej zaufania.
- po drugie jest ona spełnieniem pragnień ludzkiej duszy i jakby „naturalnym  środowiskiem” rozwoju człowieka. W tej samym fragmencie ewangelii janowej, zresztą ukochanej perykopie M. Pauli o krzewie winnym, słyszymy: „Trwajcie we Mnie”. „Beze mnie nic uczynić nie możecie”
            Stąd zrodziło się w niej pragnienie, by tę Duszę Jezusa nieustannie poznawać, kontemplować i zgłębiać. W Niej odnalazła wzór dla każdej ludzkiej duszy. Jakby pierwotną formę człowieczeństwa, według której wszyscy jesteśmy stworzeni i której podobieństwo zatraciliśmy przez grzechy. To ważna wskazówka. Zofia, która pomimo wielkich, pięknych pragnień pogubiła się w życiu, wiedziała, że człowiek potrzebuje Mistrza, Wzoru do kształtowania swojego człowieczeństwa. Miała świadomość, że bez tego przebóstwiającego wzorca duszy ludzkiej grozi „nie tylko zezwierzęcenie, ale i zszatanienie”. 
            Drugim ważnym odkryciem, którego Zofia dokonała poznając i coraz głębiej jednocząc się z Bogiem, było prawda o zamieszkaniu Boga w duszy człowieka. Prawda o Bogu, który stał się bliski człowiekowi, stając się człowiekiem, znajduje swoje przedłużenie w obecności tegoż wcielonego Boga w eucharystycznym Chlebie. Zofia odkryła tę obecność w chwili swego nawrócenia.
            Jeśli zatem Jezus prawdziwie z Bóstwem i Człowieczeństwem przychodzi do nas w komunii św., to ta chwila nie kończy naszego spotkania z Nim, ale otwiera nową perspektywę. Perspektywę życia z Nim zamieszkującym nasze dusze. Wszak nie przychodzi on do nas, by po chwili wyparować, lecz by w sposób mistyczny przebywać w nas, a skutkiem tego przebóstwić nasze dusze i działać zbawczo po przez nas na cały świat dusz. M. Paula tak głęboko przeżywała tę prawdę, że jej głoszenie stało się misją jej życia. Gotowa była za tę prawdę zapłacić każdą cenę i zapłaciła ją, gdy spotkała się w tej kwestii z niezrozumieniem ze strony niektórych teologów. Chociaż nie była teologiem (stąd nieporozumienia związane z brakiem precyzji w wyrażaniu poznanych prawd), M. Paula głęboko wpisała się mistyczny nurt Kościoła, przypominając tę prawdę, którą św. Paweł wyraził prostymi słowami w liście do Galatów: „Już nie ja żyje, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2,20)
            Zofia Tajber pomimo licznych przeszkód założyła w roku 1923 Stowarzyszenie ku czci Duszy Jezusa, które dzięki Kard. Stefanowi Sapiesze zostało w roku 1949 przemianowane w Zgromadzenia zakonne. W roku 1981 papież Jan Paweł II zatwierdził je na prawie papieskim. Po latach oczekiwania M. Paula mogła wreszcie w roku 1951 złożyć swoje śluby zakonne. Były one jakby pieczęcią Kościoła na jej życiu, które można określić jako życie w przyjaźni z Bogiem bliskim człowiekowi.
ZAKOŃCZENIE    
            Gdy Arystoteles zadawał sobie pytanie, czy człowiek może przyjaźnić się z Bogiem, jego odpowiedź była jednoznacznie negatywna: Nie, bo istnieje zbyt wielka przepaść pomiędzy tymi bytami. Bóg w Jezusie Chrystusie zniweczy ten dystans, wychylając się ku człowiekowi i jakby podnosząc go do siebie. Życie M. Pauli Zofii Tajber jest historią właśnie takiej przyjaźni. Relacji, w której Bóg okazuje się zawsze wiernym przymierzu, a człowiek pomimo słabości i przeszkód osiąga upragniony cel.





3 komentarze:

  1. Tęskno za Siedlcem :) To miejsce ma coś takiego w sobie...
    https://www.youtube.com/watch?v=5GXAEaK6XX0

    OdpowiedzUsuń
  2. "Bóg kocha zawsze", a jeśli ja na każdym kroku Go odtrącam? Mój rozum mówi mi, że to wszystko nie ma sensu, a serce mimo tego ciągnie do Boga. Nie wiem już co dalej mam robić i czego tak naprawdę słuchać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mi się podoba dylemat Anonimowego. Jeśli mogę podpowiedzieć, to może warto zapytać jakie "korzyści" odnosisz z tego, o czym rozum mówi, że nie ma sensu. W tym wypadku chyba mądrzejsze, choć bez rozumu, jest serce. Odwagi życzę i pomodlę się o moc dla Ciebie.

    OdpowiedzUsuń