poniedziałek, 25 września 2017

Dobroć, która drażni

Kiedyś myślałam, że jak będę dobra dla innych, to inni będą dobrzy dla mnie. Ta iluzja była we mnie silniejsza, niż Prawda, czyli Ewangelia, gdzie, jak byk stoi, że z tą wzajemnością może być różnie i nie o to chodzi, żeby dostać od ludzi nagrodę.
I jak to bywa z iluzją, wydała ona złe owoce w moim życiu.
Bo kiedy człowiek się spodziewa wzajemności, to szybko się zniechęca. A gdy się zniechęca, to się rozgorycza. A kiedy się rozgorycza, to w końcu przestaje być dobry dla otoczenia i pluje tym jadem wokoło (także na tych, którzy chcą być dobrzy!). I tak ta zaraza wędruje po świecie... Znacie to?

Wyzwolenie zaczyna się od przyjęcia Prawdy, bo "gdy poznacie prawdę, prawda was wyzwoli" - mówi Jezus. A prawda jest taka, że nawet na najbardziej czystą, piękną dobroć samego Gospodarza, ludzie patrzyli "złym okiem" Mt 20,15. Nie chodzi o to, że wszyscy są źli i nie ma co liczyć na wdzięczność, bo przecież otrzymujemy całkiem sporo dobra od innych. Raczej chodzi o zmianę w myśleniu, dlaczego chcę być dobra.
Dobro jest dobre i ma wartość samo w sobie - jest Bożą obecnością i Bożym działaniem w nas, bo to On jest Dobry. Dobro nie musi cenić siebie według zapłaty otrzymanej w zamian. Nawet nieodpłacone, jest droższe nad złoto, nad złoto najczystsze. I, zaprawdę, strasznie nam go w dzisiejszym świecie potrzeba. Ludzie są gotowi jechać na biegun, żeby w skrajnie niesprzyjających warunkach wydobywać metale szlachetne, a my mamy kopalnię tego drogocennego kruszcu bardzo blisko - we własnym sercu. Serio. Bo tam mieszka Bóg. On jest dobry, proszę Państwa. Strasznie dobry.


Życzę dużego wydobycia :-) I, jak mówią górnicy, "Szczęść Boże!" :-)

21 komentarzy:

  1. Tak...przestałam starać się być aż TAK DOBRA dla innych, gdy sobie uświadomiłam,że tak naprawdę robię to dla siebie. Bardzo mi to pomogło...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co w tym złego. Miłuj bliźniego jak siebie samego! Jeśli chcesz być złośliwa, wredna, obłudna wobec siebie to proszę bardzo. Nikt nie zabrania. Tylko z czasem będzie trudno o to, żeby siebie traktować dobrze. SERIO, SERIO!

      Usuń
  2. Myślę, że Mmoże się zdarzyć, że ktoś nie odpowiada z wdzięcznością na nasze dobro kiedy jest to dobro niewłaściwie rozeznane lub wynikające z naszych potrzeb, a nie tej drugiej osoby. Wtedy nie tylko nie pomagamy, ale nawet możemy zaszkodzić trudno wtedy spodziewać się wdzięczności.

    OdpowiedzUsuń
  3. Słyszałem, że warunkiem dobrych relacji jest równowaga w dawaniu i braniu i że wdzięczność jest bolesnym uczuciem, szczególnie wtedy gdy nie mamy możliwości się zrewanżować.

    OdpowiedzUsuń
  4. ja bym tam nie uderzał od razu w klawisze "prawdy" i "wyzwolenia", sięgnął bym raczej po sole trzeźwiące:
    "Jeśli więc wy, choć źli jesteście,..." (Łk 11,13)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ze złem jest sprawa jasna ("koń jaki jest, każdy widzi"), ono jest naturalne, natomiast dobro zawsze wygląda podejrzanie, nie rzuca się w oczy, trudno weń uwierzyć, a poza tym skazani jesteśmy mierzyć własną miarą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdę mówiąc zło także ma swoje tajemnice, nie bez powodu ukuto termin "mysterium iniquitatis". Dlatego z tym koniem to tylko "wierzchem", behawioralnie, jeśli chcemy dowiedzieć się prawdy to istotnie, musimy zejść do kopalni :-)

      Usuń
  6. W Piśmie Świętym jest napisane, że synowie ciemności nienawidzą synów światłości już tylko za to, że są dla nich żyjącym wyrzutem sumienia. Więc nie ma co oczekiwać wdzięczności od niektórych. Przemawia do mnie też to, że kto już tutaj odebrał nagrodę, nie otrzyma jej od Pana. A skoro tak, i w ukryciu mamy czynić dobro, ale i tak by ci, którzy widzą, czego nie da się ukryć chwalili Boga, który jest w Niebie - byle było ad majorem Dei gloriam.
    No i taki problem, z naturą ludzką - wiem, to co wiem, a i tak czasami walczę z sobą by nie szukać uznania, za dobry uczynek czy dobrze wykonaną robotę... wprawdzie przynajmniej nie publicznie, ale od kogoś w pobliżu, np męża. Strasznie daleko mi do tej ewangelicznej doskonałości... No ale to proces i nie można iść szybciej niż Łaska...
    Z Bogiem. Piękny wpis.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zaryzykuję taką definicję: Chrześcijanin to człowiek, który nie zatrzymuje się na powierzchni zjawisk (dobrych lub złych), lecz próbuje dociec prawdy schowanej za zasłoną, po niewidocznej stronie rzeczywistości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jaką tak naprawdę Prawdę chcesz odnaleźć, chrześcijanie?

      Usuń
  8. Siostro, proszę tak uczciwie odpowiedzieć. Dlaczego tyle osób cierpi, tyle osób choruje. Zwłaszcza teraz na nowotwory i dlaczego to zdrowie musi AŻ tyle kosztować?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam na to prostej odpowiedzi. Myślę, że tajemnica poradzenia sobie z otaczającym nas cierpieniem leży nie w zrozumieniu, ale w zaufaniu. Ja ufam mojemu Bogu.

      Usuń
    2. Zaufanie Bogu, który jest dobry pomimo wszystko jest chyba jedynym, choć niezwykle trudnym wyjściem. Ponadto istnieje różnica pomiędzy cierpieniem innych (zawsze jakoś winnych), a cierpieniem, które dotyka nas bezpośrednio, wtedy zaczyna się piec próby. I nie może być inaczej, skoro Tajemnice bolesne zaczynają się w Getsemani...

      Usuń
  9. Dlaczego cierpienie, dlaczego choroby?
    Cierpienie weszło na świat przez zawiść diabła, i jest skutkiem grzechu - mojego albo kogoś drugiego. Im więcej grzechu tym więcej cierpienia. Zatrute środowisko, niezdrowa żywność, wieczny stres, brak miłości i zwykłej ludzkiej życzliwości - to wszystko skutkuje cierpieniem. Ile jest chorób z autoagresji? Ile rozbitych rodzin? Ile nadużywania alkoholu /dda/ ? Ile przemocy słownej, chociażby w internecie? Ile różnych zaburzeń psychicznych? Większość cierpienia można by uniknąć. Kiedyś usłyszałam od lekarza, że stres i odżywianie są głównymi przyczynami chorób. A to wszystko wynika z grzechu, z braku miłości, z braku poszanowania dla Boga i Jego stworzenia.
    B.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Uczniowie Jego zadali Mu pytanie:..." (J 9, 2-4)

      Usuń
    2. Idąc Twoim tokiem myślenia wszelkie choroby jakie dotykają człowieka są wynikiem jego grzechu, albo grzechów innych ( rodziny, bliskich)? Małe dzieci, które rodzą się już chore to także wynik tego w jaki sposób człowiek żył/żyje. A co jeśli żyje w łączności z Panem Bogiem i jednak cierpienie jego nie omija. Co powiesz o wielu świętych, którzy chorowali, często bardzo ciężko. NIC Z TEGO NIE ROZUMIEM!

      Usuń
    3. Tutaj masz odpowiedź: https://christianpearls.wordpress.com/2017/09/20/francesco-bersini-madrosc-ewangelii/
      Albo gdziekolwiek u świętych o ich cierpieniu. Im bliżej człowiek jest Boga tym większą łaską jest dla niego cierpienie - i tym bardziej tego cierpienia pragnie święta osoba. Znoszenie przeciwności z rezygnacją (przynajmniej) lub z poddaniem się woli Bożej zyskuje dla nas wielkie zasługi. Tak włączamy się w dzieło zbawiania dusz. Tak upodabniamy się do Jezusa. Życie tutaj jest krótkie, po nim cała wieczność; tu trochę pocierpimy, tak na wieki będziemy szczęśliwi. To mała cena. Choć subiektywnie, te cierpienia dla danej osoby mogą być udręką. Rozwiązaniem jest właśnie być jak najbliżej Jezusa i Matki Bolesnej.

      Usuń
    4. Pani kiedykolwiek miała do czynienia z Cierpieniem? Czy tylko tak w linkach?

      Usuń
    5. Może w tym trudnym temacie, mnie również dotykającym, coś więcej rozjaśni o. Adam Szustak OP
      NIESZCZĘŚNI [#4] Skąd się biorą choroby? - YouTube
      B.

      Usuń
  10. no ale ja nie jestem święta, na przykład. :(

    OdpowiedzUsuń