środa, 2 lipca 2014

Życie chrześcijańskie - bieg z przeszkodami czy odpoczynek na zielonej łączce?

     Taki komentarz znalazłam pod postem o sportowych wysiłkach św. Pawła: "Zawsze przerażało mnie to, że życie z Bogiem jest wymagające, czy musi tak być?"
     Dziękuję za to zdanie i pytanie, bo trafnie i prosto wyraża istotny problem.
Rzeczywiście, często boimy się wymagań. Czasem zwyczajnie nie mamy ochoty na wysiłek. A tu serwuje się nam opowieści o świętych, którzy, mówiąc oględnie, nie mieli w życiu łatwo i zachęca do ich naśladowania. Stosowana nieraz (także w tym blogu :-)) terminologia wojskowo-sportowo-służbowa sugeruje, że życie chrześcijńskie to wymagająca karności służba, od której nie ma przepustek i urlopów (kto z nas nie zna powiedzienia: "od obowiązków religijnych nie ma wakacji"?). No i jest problem.
   Oczywiście, dyżurni apologeci Pana Boga wkroczą tu zapewne z przeciwnymi tezami: że życie z Panem Bogiem jest fajne, że wcale nie wymaga żadnych wysiłków i właśnie wprost przeciwnie, aniołowie będą cię nosić na rękach. Sama słyszałam argument, że chrześcijanin rozwija się jak drzewo - bez trudu (zapewne ten ktoś rozmawiał z drzewem i wie, że ono się nie męczy :-0)

No i kto tu ma rację? Jakie w końcu to życie chrześcijańskie jest? Trudne czy łatwe?

A może to jest w ogóle źle postawione pytanie? Może trzeba zadać inne? 
Np. Czy wysiłek i wymagania są dobre czy złe?
Idąc tym tropem, możemy zobaczyć, że wszystko zależy od kondycji człowieka. Jogging czy wycieczka w góry może być przyjemnością dla zdrowej, sprawnej osoby, ale nie pociąga astmatyka czy po prostu zmęczonego dniem pracy robotnika. Dla każdego coś innego jest dobre.
I Bóg to wie.
Wie jaka jest nasza kondycja.
Być może dziś jesteś bezsilny i zmęczony. Być może czujesz się poraniony i przybity życiem. Bóg to widzi. Nie musisz przed Nim stawać na baczność. On przyjdzie do ciebie jak Dobry Samarytanin. Opatrzy, wzmocni. Powie: "Przyjdź do Mnie, ty, który czujesz się obciążony i utrudzony. Ja cię pokrzepię". 
A jeśli jest w tobie dziś siła, płynąca z łaski, to sam zapragniesz stać się pracownikiem winnicy Pańskiej. Wtedy On cię wezwie, żebyś dla Niego i z Nim trudził się dla zbawienia ludzkich dusz.

Bóg nie jest źródłem trudu i przeszkód. Jest siłą w ich przezwyciężaniu.
Jeśli jesteśmy słabi i zchorowani, podnosi nas i leczy. Właśnie po to, byśmy stawali się mocni i gotowi do podejmowania nowych wyzwań i wysiłków.
Bo zdrowy człowiek chce pracować (lenistwo, zwana przez ojców pustyni acedią jest chorobą duszy).

4 komentarze:

  1. Czyli to, że nie chce mi się rano wstać z łóżka (w tym tygodniu najwcześniej 11:30) i to, że nie lubię i nie modlę się, bo nie widzę w tym sensu jest chorobą duszy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. I nie ma w tym żadnej oceny moralnej. Czasem jest to skutek przemęczenia czy trudnych przeżyć. Warto wtedy inaczej popatrzeć na modlitwę. Jako na czas, gdy to Bóg opiekuje się Tobą, a nie gdy Ty coś dajesz Bogu. Mów Mu po prostu: "Potrzebuję Ciebie". On wszystko rozumie...

      Usuń
  2. Czytam od początku wszystkie posty. Koleżanka mi poleciła, za co jestem jej bardzo wdzięczna. I choć te posty są już stare, to wciąż aktualne, wręcz ponadczasowe, dlatego pozwalam sobie komentować :) Serdecznie pozdrawiam siostrę i życzę owocnej pracy na blogu :)

    OdpowiedzUsuń