poniedziałek, 1 września 2014

No i się skończyło...

    Koniec. Skończyło się i już. Choćby nie wiem co robić, nie ma odwrotu. Urlop przeszedł do kategorii: "piękne wspomnienia", a teraźniejszość powiesiła sobie okropny szyld: "praca". Brrr... Makabra. Już tego doświadczyliście? Na mnie przyszło to dziś. Oczywiście, łączy się to i z przyjemniejszymi aspektami życie (np. zacznę regularnie pisać bloga? :-), ale zasadniczo - zmiana na gorsze.
    Co jest z tą pracą, że musi być? Bo, że musi być to pewne. Bez niej nie tylko nie ma pieniędzy na życie, ale też się jakoś człowiek degeneruje (tzn, kiedy się nie pracuje dłuższy czas. Nie żebym czuła się zdegenerowana po urlopie. Co to, to nie!). Więc z nią źle, a bez niej jeszcze gorzej. I w ogóle kto to wymyślił, żeby człowiek trudził się w różnoraki sposób.
   A no, wygląda na to, że wymyślił to Bóg.
   Tak, praca nie jest skutkiem ubocznym grzechu pierworodnego. Pomysł, żeby człowiek pracował padł już wcześniej - w raju. Bóg sobie to tak wymyślił, że stworzy ziemię i różne takie tam na niej, a potem to odda człowiekowi, żeby ten sobie kopał i robił coś dalej z tym światem. Zatem pracowanie jest nieodłącznym elementem ludzkiej natury. Właśnie dlatego długotrwałe bezrobocie niszczy wewnętrznie człowieka. Odziera go nie tylko z bogactwa, ale i z ludzkiej godności. Bo tworzyć - pracować to brzmi dumnie!
  Problemem bowiem jest nie sama praca, ale trud, który się z nią wiąże. I to właśnie jest dziedzictwo grzechu pierworodnego. Kiedy człowiek zgrzeszył Bóg powiedział, że w trudzie i w pocie czoła będzie zdobywał pożywienie. Jasny z tego wniosek, że wcześniej było bez potu i trudu (szkoda, że się skończyło).
   Tak więc żyjemy w rzeczywistości, gdy dobrze jest pracować, ale, niestety, męczy nas to okrutnie. Trzeba by ten trud jakoś zagospodarować, żeby nie szedł na marne. Nadać mu sens (uwaga, to też charakterystyczne dla człowieka zachowanie: człowiek może nadać czemuś sens, więc precz z powtarzanym we wszystkich okolicznościach głupim hasłem: "To bez sensu"!). M. Paula mówiła, żeby podnosić każdą pracę do godności nabożeństwa. Czegoś co ma wielkie znaczenie. Bo nawet mała, nieznacząca lub nudna praca może mieć wymiar zbawczy. Jeśli Jezus mieszka w nas i zapraszamy Go do naszych wysiłków i obowiązków, to On może użyć te nasze ofiarowane Mu groszówki trudu do wielkich dzieł zbawczych. To nie żart. Robisz coś i mówisz: " Jezu, ofiaruję ci to dla zbawienia świata, dla pokoju na świecie (bardzo aktualne!)"  i to się dzieje.
   Więc biorę się do pracy i ufam, że będą wielkie owoce. Ale chyba zacznę od modlitwy: "Spraw, Panie, żeby mi się tak chciało, jak mi się nie chce" :-)

5 komentarzy:

  1. Pouczający tekst. U mnie za 8 miesięcy matura.Obiecałam sobie, że biorę się solidnie do pracy. Chyba też zacznę od modlitwy : "Spraw Panie, żeby mi się tak chciało ... ".

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja dziś pierwszy dzień w pracy po urlopie,ale chyba pierwszy raz {choć już sporo pracuję} miałam taką awersję do powrotu do pracy.Oddałam to wszystko Jezusowi ,no i przeżyłam całkiem dobry dzień.{Robię to codziennie} czy mnie spotka coś dobrego ,czy złego to wierzę że wszystko ma sens.Choć czasami mam pod górkę i czegoś nie rozumiem to wiem że Jezus wie co robi.Pozdrawiam.Kasia






    dzień

    OdpowiedzUsuń
  3. Na moim facebooku, zaraz po tekście Siostry pt: No i się skończyło..., tytuł do zdjęcia ślicznej pierwszoklasistki, córki mojej znajomej, brzmiał :No i się zaczęło.... Uśmiechnęłam się do tych "przypadkowych" wpisów, dotyczących tej samej kwestii.
    Zachowując wdzieczność za piekny i dobry czas wakacji, modląc się: Spraw Panie, aby mi sie bardziej chciało..., oczekuję, że to co się zaczęło będzie dobre i poblogoslawione przez Boga

    Mariola

    OdpowiedzUsuń
  4. Siostro, dobrze, że wróciłaś do pracy, bo znów będzie można przeczytać madry, pouczający post. Dzięki i życzę wytrwałości.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pracuję w szkole... - rzeczywiście, trudny jest powrót po dwumiesięcznym odpoczynku. Często, kiedy idę do pracy - modlę się za swoich uczniów, nauczycieli, dyrekcję; oddaję Jezusowi trudne sprawy, relacje. To bardzo pomaga - mimo trudności ( jak to bywa w szkole ) - mam poczucie, że moja praca ma sens, potrafię łatwiej zachować dystans i nie przejmować się tym, co tak naprawdę jest nieistotne, natomiast jestem bardziej wrażliwa na rzeczywiste potrzeby i problemy dzieci. Z Jezusem jest zawsze łatwiej. Pozdrawiam i życzę błogosławionej pracy i dobrego, nowego roku szkolnego, Monika

    OdpowiedzUsuń