wtorek, 2 września 2014

Pochwała codzienności

    Gdziekolwiek spojrzysz - rządzi adrenalina. Ważne jest tylko to, co podnosi ciśnienie, które znajduje swój upust w pełnym zachwytu: "Wow!" Coś się musi dziać, błyskać i zaskakiwać. Jak nie, to nie ma życia.
Coś w tym jest, bo życie to ruch i spadek ciśnienia do zera to dość niekorzystna prognoza, ale czy zawsze chodzi o to, żeby być na najwyższych obrotach? I czy żyć w pełni to to samo, co mieć dużo wrażeń? 
   Istnieje jakaś dziwna zależność pomiędzy szukaniem mocnych wrażeń a doświadczeniem nudy. Zazwyczaj zakłada się, że z nudów człowiek szuka jakiś ekstremalnych przeżyć. A gdyby się okazało, że jest na odwrót? Że dawanie sobie mocnego kopa adrenaliny jest źródłem poczucia pustki i nudy? To tylko pozornie brzmi paradoksalnie. Nie da się żyć ciągle na haju, więc siłą rzeczy trzeba (od czasu do czasu) wylądować w realu, a on... no cóż, wydaje się wtedy mało atrakcyjny. Czy trochę melancholijny pejzaż ze snującymi się mgłami (dzisiejszy poranek) może zachwycić kogoś, kto cały wieczór ostro katował swoje zmysły mocnymi wrażeniami? Wątpię. Zmysły tępieją i stają się niezdolne do percepcji małych codziennych radości, których przecież nie brak. I pozostaje nuda. Aż do następnego eventu, który podpompuje adrenalinę. I uwaga. Koniecznie więcej adrenaliny. Trzeba zwiększyć dawkę, bo to działa jak narkotyk.
   Czy trzeba tłumaczyć dokąd taki styl życia prowadzi? 
   A dziś jest to obowiązujący trend.
   
  Zatem pozostaje nam głosić pochwałę codzienności. Małych spraw i drobnych przeżyć, które trzeba pielęgnować jak kwiatki. Może są niepozorne jak fiołki i macierzanka, ale jaki aromat...



    

2 komentarze:

  1. Świetne wnioski, czasem nie potrafię zauważać małych choć pięknych spraw bądź rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyż Bóg nie stworzył wszystkiego do najdrobniejszych szczegółów? Można się więc zachwycać biedronką, kiełkującym nasionkiem, lotem ptaka, a nawet... wodą lecącą z kranu. Jest takie "ćwiczenie" - skupiamy na czymś MAKSYMALNIE uwagę, z wyłączenie analizy myślowej, oglądamy, kontemplujemy; skupiamy wzrok, ale może być tylko słuchanie dźwięków (ale tak na maksa) i takie robienie wszystkiego maksymalnie, nawet zmywanie naczyń, może się stać wielkim przeżyciem. Choć to trudne, bo w głowie panuje zgiełk myśli nieopisany (już tu o tym nawet było) i ciężko Boga wtedy usłyszeć i zobaczyć w tym wszystkim. A przecież On JEST.

    OdpowiedzUsuń