Obiektywnie rzecz biorąc 1 stycznia niczym nie różni się od innych dni. Obiektywnie. Bo i tak będziemy czekać aż wybije północ, jakby to coś miało zmienić w naszym życiu.
Gdyby jedni otwierają szampana, inni rozpoczynają Eucharystię, ale odczucia są wspólne: Oto idzie nowe...
Nowa nadzieja, nowy początek, szansa, by zacząć od nowa...
W Nowy Rok robię postanowienia. I chociaż zazwyczaj nic nie wychodzi z tych w stylu: przyłożę do nauki obcego języka, przeczytam więcej książek itp., bo jak wiadomo nowy rok nie będzie z gumy i czas się nie rozciągnie, to jednak pojawia się jakaś świeżość i zapał.
Uwielbiam też biel kartek kalendarza (ta biel nigdy nie trwa długo, bo trzeba zapisać zaplanowane wcześniej wyjazdy...), bo pachnie ona przygodą i nadzieją.
I co z tego, że to nieracjonalne?
Przecież każdy nowy dzień jest szansą.
Tym bardziej, że jest Rok Miłosierdzia.
Zatem wszystkim życzę nowej nadziei.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz