poniedziałek, 6 czerwca 2016

Kocha, nie kocha...

Z komentarza: "W katechizmie pisze, że Bóg jest sprawiedliwy i za złe karze, a za dobre wynagradza. Myślę, że trudno nam pogodzić milczącą sprawiedliwość Ojca z miłosierdziem Syna...?"

Wybrałam ten komentarz, bo chyba w nie jednej głowie takie i podobne pytania się pojawiają. Bóg jest miłosierny czy sprawiedliwy? Kocha nas i się nami cieszy czy raczej spogląda z góry i myśli: "No Kowalski, jeszcze jeden taki wyskok i masz przechlapane!". Lubi nas czy jedynie daje nam szanse, byśmy, starając się pilnie przez całe życie, dorośli do Jego oczekiwań? Współczuje z nami i rozumie nas, czy lituje się nas nami, bo... tak Mu wypada, ale z lekka nutą rozczarowania...?
Te wszystkie niepoprawne katechizmowo pytania, chociaż nie zawsze się do tego przyznajemy, nurtują niejednokrotnie nas i tkwią w naszych głowach, a raczej głębiej, w naszych sercach. Wszak nie są to obojętne, teoretyczne rozważania. Od ich wniosków zależy nasza relacja z Bogiem.
Owszem, nawet znajomość poprawnych odpowiedzi, nie zawsze koi nasze niepokoje, bo chodzi nie tyle o wiedzę ile o przekonanie.

Zacznijmy jednak od wiedzy, bo już na tym etapie, całkiem niepotrzebnie, komplikujemy sobie życie.
Boża sprawiedliwość w niczym nie koliduje z miłosierdziem. Bóg kocha każdego z nas, ale to nie znaczy, że jest ślepy na nasze grzechy. Wprost przeciwnie! Właśnie dlatego, że kocha, nie może być obojętny, gdy robimy sobie krzywdę. Bo grzech jest złem, nieszczęściem, krzywdą i niczym innym. Sięgamy po niego jedynie dlatego, że jesteśmy zwiedzeni pozorem dobra, kłamstwem pokusą. I doświadczamy skutków tej straszliwej pomyłki. 
Ten zwrot: "Bóg jest sprawiedliwy i za złe karze itd..." nie oznacza, że Bóg musi wymyślać jakieś sztuczne formy sankcji (w domyśle - w zemście za sprzeciwienie się Jego polecaniom). Bóg jako Sędzia jest gwarantem tego podstawowego ładu: zło jest złe, dobro jest dobre. W tym znaczeniu Boże sprawiedliwość rodzi raczej poczucie bezpieczeństwa i stałości niż lęku przed karą.
Ale ponieważ każdy z nas już nie raz dał się wciągnąć w bagno grzechu, rodzi się pytanie: I co teraz? Czy miłosierdzie Boga ma polegać na tym, że przymknie On oko i powie: "Nic się nie stało" (obyśmy nie musieli tak mówić naszym piłkarzom po fazie grupowej w Euro!!! :-)) Jak to nic się nie stało? Stało się! Grzech jest samobójstwem, duchowym harakiri. Czy naprawdę uważacie, że miłosierny byłby ktoś, kto stoi nad krwawiącym, konającym człowiekiem i mówi: "Spoko, jest ok"? Bóg właśnie dlatego, że nas kocha, spieszy z ratunkiem. Nie może zdjąć z nas wszystkich skutków grzechu, ale bierze na siebie najstraszniejsze konsekwencje - śmierć duchową. Jezus umiera na krzyżu wołając: "Boże mój, Boże czemuś mnie opuścił" umierając naszą śmiercią. Ponosi skutki naszych win.
Tak cenni jesteśmy w oczach Boga.

Bóg patrzy na nas z miłością. Ma w nas upodobanie. I ratuje nas za wszelką cenę.

2 komentarze:

  1. Dziękuję...:)

    Tak - "Te wszystkie niepoprawne katechizmowo pytania,(...) tkwią w naszych głowach, a raczej głębiej, w naszych sercach" - i w tym cały problem, że trudno je stamtąd wykorzenić, niejednokrotnie proces ten trwa długie lata, a nawet całe pokolenia. Ów autodestrukcyjny "skrypt nieszczęścia" tkwi w mentalności wielu społeczeństw, no może tylko nie w naszym :-))

    OdpowiedzUsuń
  2. "Bóg patrzy na nas z miłością. Ma w nas upodobanie. I ratuje nas za wszelką cenę", a więc, wychodzi na to, że:

    Bóg jest niezmienny w swym Prawie i nieskończony w swym Miłosierdziu...,dzięki czemu możemy znaleźć oparcie w życiu i zaufać Bożemu przeznaczeniu :)

    OdpowiedzUsuń