Być może ktoś sobie pomyślał: "Cóż, cóż, przyszła jesień i jakoś zamarło na tym blogu. Jakiś sen zimowy czy cuś". Ależ skąd! Po prostu akurat wczoraj odbywała się sesja "Chrzest, Przymierze, Konsekracja" (którą tu zresztą na blogu reklamowałam), więc głosiłam w realu (tzn, w auli seminarium krakowskiego, nie w sklepie, chociaż to też byłoby ciekawe :-)
Jeśliby to kogoś zainteresowało, to udostępniam poniżej to, co w przybliżeniu wczoraj mówiłam. Jest to oczywiście trochę inny rodzaj tekstu - forma bardziej referatu niż żywego słowa, ale może się komuś spodoba :-)
Chciałabym
poświęcić tę refleksję postaci tyleż ciekawej, ile nieznanej szerszej w
Kościele. M. Paula Zofia Tajber jest Służebnicą Bożą. Trwa jej proces
beatyfikacyjny, więc tym bardziej cieszę się, że mogę zaprezentować jej
sylwetkę pośród innych postaci świętych i błogosławionych. M. Paula jest
Założycielką Zgromadzenia Sióstr Duszy Chrystusowej, do którego należę, dlatego
mój stosunek do niej, jako duchowej matki jest oczywiście dość emocjonalny i
naznaczony fascynacją. Być może brakuje mu, tak potrzebnego w analizie
teologicznej obiektywizmu, ale właśnie taką pragnę ją ukazać: fascynującą, niezwykle
utalentowaną muzycznie,
wrażliwą, odważną i samodzielną w myśleniu, czasem nawet kontrowersyjną, poszukującą,
bezkompromisową. Z powodu ograniczeń czasowych tego wystąpienia
skoncentruję się na tych wydarzeniach z jej życia, które wpisują się w ramy
niniejszej sesji, a więc - na Chrzcie, na Przymierzu, rozumianym jako osobista,
świadoma relacja z Bogiem oraz na Konsekracji zakonnej.
CHRZEST
W roku
1890, a dokładnie 8 lipca w dwa tygodnie po urodzeniu w altance przy rodzinnym
domu w Białej Podlaskiej zostało ochrzczone najmłodsze dziecko rodziny Tajberów
– Zosia. Imię zaproponował najstarszy syn Tajberów sugerując, że literka Z -
ostatnia litera alfabetu, oznacza już ostatnie dziecko w rodzinie. Zofia była
bowiem 15. spośród rodzeństwa.
Wielodzietność,
jak to często bywa, łączyła się w tej stosunkowo bogatej, polskiej rodzinie
fabrykantów, z pobożnością, uczciwością i patriotyzmem. Można zatem powiedzieć,
że ziarno łaski zawarte w Sakramencie Chrztu trafiło na podatny grunt i mogło
rozwijać się swobodnie. A nawet bujnie.
Warto
uświadomić sobie, że w sakramencie Chrztu Zofia otrzymała wszystko, co
potrzebne było do pełnego rozwoju duchowego, aż po świętość, aż po najgłębsze
zjednoczenie z Bogiem. Cały ten potencjał został złożony w jej duszy w tym
właśnie momencie. Reszta, jak uświadamia nam Jezus z przypowieści o zasiewie
ziarna zależało od gleby duszy. A ta okazała się nad wyraz żyzna.
Od
najmłodszych lat Zofia w sposób całkowicie spontaniczny i naturalny nawiązała
kontakt z Bogiem. Kontakt, który nazwalibyśmy mistycznym. Dominowało w nim doświadczenie
Bożej miłości, świadomość obecności Boga, Jego dobroci objawionej w świecie
stworzonym, a to wszystko rodziło w duszy małej Zosi uwielbienie, wdzięczność
(te cechy będą rozwijać się w niej przez całe życie) Towarzyszył temu rozwój
wrażliwości moralnej, wstrętu do zła i do szatana, jako niszczyciela Bożej
harmonii (to także będzie wyraźnie obecne w całej duchowości Zofii Tajber i
znajdzie odzwierciedlenie w egzorcyzmach, które z pozwoleniem Kościoła
wprowadziła do praktyk zgromadzenia).
Niech przykładem tego stanu
ducha, w jakim wzrastała Zofia będzie jeden z opisów jej dzieciństwa, który
sama pozostawiła: „Biegałam po sadzie od jednego drzewa do drugiego. Każda truskawka,
jagódka malina, agresty porzeczki w podziw mnie wprowadzała, więc smakując
niekiedy myślałam sobie: „Ależ Bozia jest Dobra, to naprawdę bez granic Dobra,
że w taki dziwny sposób daje nam dowody Swojej Miłości. I to chce byśmy dzieci,
a i dorośli, cieszyli się owocowaniem przedziwnym roślinności wszelakiej, Którą
Bozia Wszechmocny Ręką Swą na tej ziemi zasadziła, jej rozkaz dała róść,
kwitnąć i owocować dla nas!
Wówczas przytuliwszy usteczka
swoje do oglądanej jabłonki, wiśni czy śliwy, całowałam drzewo po drzewie,
dziękując mu za smaczne owoce, a nade wszystko Bozi Ukochanej, że tak
troskliwie po Ojcowsku o nas ludziach pomyślała, obdarzywszy letnią porą roku
takim smakowitym czarem.”
Po latach tak podsumowuje ten okres życia:
„Był to dziwny okres, prawie
niczym niezamąconego pokoju, wesela i szczęścia, tylko dziwna troska o
ziszczenie się w rodzaju ludzkim Woli Bożej, zamierzeń Bożych oraz troska o
dobro ludzkości, już od pierwszych lat życia, osiadła w głębi wnętrza mego i
poczęła przez życie całe je trawić.”
CZAS ZAGUBIENIA
Niestety,
idylla nie trwała wiecznie. Delikatny kwiat duszy Zofii, chowany do tej pory w
nieco szklarniowych warunkach, został pozbawiony ochrony i poddany wpływom,
które przyćmiły i zatrzymały oddziaływanie łaski. Gdy Zofia miała 12 lat zmarła
jej matka. Chociaż źródła nie mówią zbyt wiele na ten temat, wydaje się, że
właśnie to wydarzenie zapoczątkowało proces, który ostatecznie doprowadził do
wewnętrznego zagubienia Zofii. Rodzina
Zofii mieszkała wówczas w Żytomierzu, gdzie Zofia była najpierw uczennicą rosyjskiego
gimnazjum, a następnie podjęła studia muzyczne, rozwijając swoje umiejętności
gry na fortepianie także w Berlinie, Warszawie, Kijowie. Jakkolwiek w spotkaniu
z tzw. wielkim światem i zapewne nie zawsze pobożnym środowiskiem, Zofia
zachowała moralny kręgosłup i zdolność krytycznej refleksji nad wartością spraw
doczesnych, jednak wydaje się, że brak wsparcia i duchowego kierownictwa w tym trudnym
czasie dorastania sprawiły, że jej dusza nie była odporną na truciznę fałszywych
ideologii wrogich Kościołowi, które pociągały ją pozorem nowoczesności.
Otóż, pod
wpływem lektury i dyskusji ze starszym bratem, Zofia uległa pokusie, której
łatwo podlegają młodzi, inteligentni ludzie: odrzuciła wszystko to, co
tradycyjne i przekazywane przez pokolenia, chcąc tworzyć swój świat na nowo.
Niestety, wśród odrzuconych wartości znalazł się także Kościół wraz z jego
sakramentami, a więc źródło łączności z Bogiem żywym.
Trzeba tu
podkreślić, że Zofia nigdy nie utraciła wiary w Boga - Stwórcę, jedynie odcięła
się od Kościoła, sama wprowadzając się w stan wewnętrznego rozdarcia i frustracji.
„Byłam zupełnie sama i bezradna w tych cierpieniach i ciemnościach
niewiadomości,” - pisze po latach - „bowiem od 18 do 26 roku mego
życia byłam pod wpływem mędrkującego brata i czytanych dzieł Marksa, przez co
zupełnie oddaliłam się od Chrystusa Pana, sakramentów św. Kościoła i jego
nauki, choć przy Bogu jako Stwórcy swoim wciąż trwałam. O tych wewnętrznych
cierpieniach nikt z otoczenia mego nie wiedział, nawet nie przypuszczał, że tak
wiele wewnątrz cierpię. A zresztą nie potrafiłby mi w tym dopomóc, bo i ja
wówczas nie umiałam sama sobie wytłumaczyć, a tym bardziej słowy wyrazić, co
dzieje się w głębi mej duszy”.
Tęsknota za
harmonią, za jakimś kamieniem filozoficznym, który nadałby szlachetności jej
egzystencji, nieustannie rozdzierała jej duszę. Szukała tego jednak poza
Kościołem, widząc w nim jedynie złowrogie działanie kleru, który chce
wykorzystać naiwność prostaczków, do których ona oczywiście nie zamierzała
należeć. Czytała Woltera, Nietschego, angielskich i amerykańskich psychologów.
Szukała sensu w sztuce, a nade wszystko w ukochanej muzyce. Daremnie.
Była to tak
naprawdę tęsknota za Bogiem, którego przecież już kiedyś poznała i pokochała w
dzieciństwie. Można powiedzieć, że Zofia umierała z pragnienia, będąc tak
blisko źródła. Zagubiła drogę do Boga, ale pozostał w niej „smak” Jego łaski,
dlatego nie była w stanie znaleźć zadowolenia w czymkolwiek innym. Stan duszy
Zofii w tym czasie trafnie oddaje fragment Psalmu 42, 8 „Głębia przyzywa głębię
hukiem wodospadów”. Głębia Bożej miłości przyzywa i otwiera głębię pragnień w
duszy człowieka, tak, że nic innego, nie jest w stanie jej napełnić.
PRZYMIERZE
To Bóg
rozbudził w niej nieugaszony ogień tęsknoty i to On sam doprowadził do
spełniającego tę tęsknotę spotkania, gdyż relacja – przymierze pomiędzy Bogiem
a człowiekiem jest zawsze Bożą inicjatywą. Nikt z nas ludzie nie może sobie rościć
pretensji do spotkania z Najwyższym. Życie Zofii jest tego czytelnym obrazem.
Oto, 2
kwietnia 1915 roku w Wielki Piątek Zofia weszła do kościoła św. Aleksandra w
Kijowie. Celem wizyty nie była modlitwa, lecz względy estetyczne – chciała
obejrzeć wystrój Bożego Grobu. W kościele trwała adoracja Najśw. Sakramentu.
W ciągu
jednej chwili do Zofii dotarła świadomość, że w Hostii obecny jest żywy Jezus.
I że to właśnie On jest spełnieniem jej tęsknoty i pragnień. Tak opisała to po
latach:
„Z niezwykłą żywą jasnością i przeświadczeniem odczułam, że Ten
Chrystusa Pan za mnie był umęczony; umarł, aby mnie uratować, zbawić i zdobyć
na wieki. Odczułam, że to właśnie Ten, Którego dusza moja bezustannie szuka i
za Którym tak tęskni!”
„Odczułam niezwykłą promieniującą siłę skierowaną z monstrancji wprost
na mnie i z tak silnym wpływem miłości, dobra, pokoju i pożądania posiadania
mej duszy, osoby, że nie mogłam się oprzeć tej błogiej pociągającej mnie sile
miłości – Miłości Boga-Człowieka, Który widać ujrzawszy mnie stojącą przed Nim
po tyloletnim odejściu od Niego, chciwie wpatrywał się w moją biedną, zmęczoną,
zabłąkaną duszę, którą Sobie obrał i przeznaczył za narzędzie do czci Swojej
Boskiej Duszy oraz Dzieła Odrodzenia rodzaju ludzkiego, chcąc mnie przygarnąć
do Serca Swego Bosko-Ojcowskiego, jakoby marnotrawnego syna.
Pod dobroczynnym wpływem miłości Jezusowej, ciemności niewiary
zalegające całą duszę moją, jakby mgła pod promieniami wschodzącego słońca
ginęły, a wiadomości z nauki religii szkolnych lat poczynały ożywać w pamięci i
nabierać siły prawdy, mocy i piękna.”
Był to moment,
w którym łaska Boża wreszcie mogła się przedrzeć poprzez blokadę utworzoną z
pychy rozumu i zainicjować świadome, wzajemne przymierze pomiędzy Bogiem a
duszą. Bóg ze swojej strony jest zawsze gotowy do relacji. Pragnie jej i
niejako wychyla się ku człowiekowi. Jednak po stronie człowieka istnieją różne,
świadome i nieuświadomione przeszkody, które udaremniają przymierze. Jeśli zostają
one usunięte, łaska, która ze strony Boga została już zaoferowana w chwili
Chrztu, aktualizuje się i owocuje doświadczeniem spotkania, a następnie coraz
głębszym poznaniem i umiłowaniem Boga.
Zauważmy,
że ta pierwsza chwila spotkania Zofii z Bogiem nacechowana była ogromnym
ładunkiem doświadczenia Bożej miłości. Była w nim także skrucha, ale i ona
wypływała z odkrycia, że Jezusa, kocha ją, a nawet kochał wcześniej „pomimo”
odrzucenia ze strony Zofii.
Miłość
Boga, na którą rodzi się odpowiedź człowieka jest fundamentem przymierza. Po
latach M. Paula tak to podsumowała:
„Od chwili, gdy poznałam i pojęłam nieskończoną Miłość
Boga do każdej duszy ludzkiej, dla której On, Bóg, stał się Człowiekiem, już
nigdy w tę Jego Miłość ku mnie nie wątpiłam i Ona była moją we wszystkim jedyną
dźwignią. To też na tym wiecznotrwałym fundamencie, zbudowałam całe swoje życie
wewnętrzne – obecne i wieczne. Dawne moje grzechy i teraźniejsze upadki moje
zniszczyć nie mogły tej świadomości o Miłości Boga - Człowieka ku mnie”
M. Paula
pisze, że „poznała i pojęła” Miłość Boga. Pokazuje to jak ważnym jest ten
element subiektywny w realizacji przymierza z Bogiem. Bóg kocha zawsze. Jego
łaska jest udzielona już u zarania życia w Chrzcie św., a nawet ogrania nas
przed naszym poczęciem. Jednak skuteczność zbawczego oddziaływania łaski zależy
od absorpcji tej miłości, od zdolności do jej pojęcia i przyjęcia.
Doświadczenie
miłości Boga przynagla duszę do odpowiedzenia miłością na miłość. Skłania do
świadomej deklaracji, która pieczętuje przymierze ze strony człowieka. Można
powiedzieć, że Bóg przypieczętował swoją miłość na krzyżu, a człowiek robi to
poprzez oddanie mu swojego życia w akcie konsekracji. Oczywiście, pierwsza
podstawowa konsekracja dokonała się już w Chrzcie św. jednak jej niepodważalna
obiektywna wartość nie posiada znamion świadomej decyzji ze strony człowieka.
Stąd potrzebne jest wyrażone w różnej formie potwierdzenie przymierza. Niektórzy
są wezwani do tego w szczególny sposób poprzez konsekrację zakonną.
KONSEKRACJA
Zofia
Tajber na dopełnienie przymierza poprzez konsekrację potwierdzoną pieczęcią
Kościoła, musiała czekać bardzo długo. Mogła złożyć śluby zakonne dopiero w
wieku 61 lat. Jednak czas od świadomego spotkania z Bogiem do uroczystych
ślubów nie był czasem jałowym, lecz procesem pogłębiającego się nieustannie
poznania Boga, który owocował coraz ściślejszym z Nim zjednoczeniem.
Można
powiedzieć, że Zofia przed swoim nawróceniem znała Boga na sposób pogański.
Czyli umiała rozpoznać Jego mądrość i wielkość z obserwacji piękna stworzenia i
nosiła w sobie tęsknotę za tym, jakby umykającym jej Obiektem miłości, którego
odnajdywała jedynie ślady. W chwili spotkania z Jezusem w Najśw. Sakramencie
otwarła się przed nią droga zjednoczenia z Bogiem Wcielonym, z Bogiem, który
stał się bliski człowiekowi w Jezusie Chrystusie. I właśnie z tej centralnej
prawdy chrześcijańskiej o Wcieleniu, czy raczej o wczłowieczeniu Syna Bożego
wyciągnęła egzystencjalne wnioski, które zaprowadziły ją aż do zjednoczenia z
Bogiem. Nie była to jedynie intelektualna przygoda, ale poznanie, które
prowadzi do miłości.
Zrozumiała,
że głębokie spotkanie z Bogiem w tajemnicy Wcielenia dokonuje się poprzez
poznanie Duszy Jezusa rozumianej jako wnętrza Boga-Człowieka. I że tak
rozumiana przyjaźń z Jezusem jest:
- po pierwsze przez Niego chciana. Wszak mówi: „Już was nie
nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi,
albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego”(J 15,15). Zatem
pragnie odsłonić przed człowiekiem swoje wnętrze i zaprosić go do bliskiej
relacji pełnej zaufania.
- po drugie jest ona spełnieniem pragnień ludzkiej duszy i
jakby „naturalnym środowiskiem” rozwoju
człowieka. W tej samym fragmencie ewangelii janowej, zresztą ukochanej
perykopie M. Pauli o krzewie winnym, słyszymy: „Trwajcie we Mnie”. „Beze mnie
nic uczynić nie możecie”
Stąd
zrodziło się w niej pragnienie, by tę Duszę Jezusa nieustannie poznawać,
kontemplować i zgłębiać. W Niej odnalazła wzór dla każdej ludzkiej duszy. Jakby
pierwotną formę człowieczeństwa, według której wszyscy jesteśmy stworzeni i
której podobieństwo zatraciliśmy przez grzechy. To ważna wskazówka. Zofia,
która pomimo wielkich, pięknych pragnień pogubiła się w życiu, wiedziała, że
człowiek potrzebuje Mistrza, Wzoru do kształtowania swojego człowieczeństwa.
Miała świadomość, że bez tego przebóstwiającego wzorca duszy ludzkiej grozi „nie
tylko zezwierzęcenie, ale i zszatanienie”.
Drugim
ważnym odkryciem, którego Zofia dokonała poznając i coraz głębiej jednocząc się
z Bogiem, było prawda o zamieszkaniu Boga w duszy człowieka. Prawda o Bogu,
który stał się bliski człowiekowi, stając się człowiekiem, znajduje swoje
przedłużenie w obecności tegoż wcielonego Boga w eucharystycznym Chlebie. Zofia
odkryła tę obecność w chwili swego nawrócenia.
Jeśli zatem
Jezus prawdziwie z Bóstwem i Człowieczeństwem przychodzi do nas w komunii św.,
to ta chwila nie kończy naszego spotkania z Nim, ale otwiera nową perspektywę.
Perspektywę życia z Nim zamieszkującym nasze dusze. Wszak nie przychodzi on do
nas, by po chwili wyparować, lecz by w sposób mistyczny przebywać w nas, a
skutkiem tego przebóstwić nasze dusze i działać zbawczo po przez nas na cały
świat dusz. M. Paula tak głęboko przeżywała tę prawdę, że jej głoszenie stało
się misją jej życia. Gotowa była za tę prawdę zapłacić każdą cenę i zapłaciła
ją, gdy spotkała się w tej kwestii z niezrozumieniem ze strony niektórych
teologów. Chociaż nie była teologiem (stąd nieporozumienia związane z brakiem
precyzji w wyrażaniu poznanych prawd), M. Paula głęboko wpisała się mistyczny
nurt Kościoła, przypominając tę prawdę, którą św. Paweł wyraził prostymi
słowami w liście do Galatów: „Już nie ja żyje, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga
2,20)
Zofia
Tajber pomimo licznych przeszkód założyła w roku 1923 Stowarzyszenie ku czci
Duszy Jezusa, które dzięki Kard. Stefanowi Sapiesze zostało w roku 1949
przemianowane w Zgromadzenia zakonne. W roku 1981 papież Jan Paweł II zatwierdził
je na prawie papieskim. Po latach oczekiwania M. Paula mogła wreszcie w roku
1951 złożyć swoje śluby zakonne. Były one jakby pieczęcią Kościoła na jej
życiu, które można określić jako życie w przyjaźni z Bogiem bliskim
człowiekowi.
ZAKOŃCZENIE
Gdy
Arystoteles zadawał sobie pytanie, czy człowiek może przyjaźnić się z Bogiem,
jego odpowiedź była jednoznacznie negatywna: Nie, bo istnieje zbyt wielka
przepaść pomiędzy tymi bytami. Bóg w Jezusie Chrystusie zniweczy ten dystans,
wychylając się ku człowiekowi i jakby podnosząc go do siebie. Życie M. Pauli
Zofii Tajber jest historią właśnie takiej przyjaźni. Relacji, w której Bóg
okazuje się zawsze wiernym przymierzu, a człowiek pomimo słabości i przeszkód
osiąga upragniony cel.
Tęskno za Siedlcem :) To miejsce ma coś takiego w sobie...
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=5GXAEaK6XX0
"Bóg kocha zawsze", a jeśli ja na każdym kroku Go odtrącam? Mój rozum mówi mi, że to wszystko nie ma sensu, a serce mimo tego ciągnie do Boga. Nie wiem już co dalej mam robić i czego tak naprawdę słuchać.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba dylemat Anonimowego. Jeśli mogę podpowiedzieć, to może warto zapytać jakie "korzyści" odnosisz z tego, o czym rozum mówi, że nie ma sensu. W tym wypadku chyba mądrzejsze, choć bez rozumu, jest serce. Odwagi życzę i pomodlę się o moc dla Ciebie.
OdpowiedzUsuń