poniedziałek, 20 października 2014

O Bogu, który nam zaufał

   My tu ciągle o nadziei i o zaufaniu do Boga, a przecież to zaufanie jest wzajemne (a to znaczy, że mówimy o przyjaźni). Bóg także nam zaufał. Można nawet odnieść wrażenie, że ufa nam na ślepo, pomimo, wbrew faktom świadczącym na naszą niekorzyść.
  Bóg się wydał w nasze, nie zawsze delikatne ręce i nie wycofał sie nawet wtedy, gdy Go tymi rękoma brutalnie zabiliśmy. Nie zmienił decyzji, a nawet stał się jeszcze bardziej bezbronny, przyjmując postać Chleba. Tak jakby mówił: "Śmiało, możesz ze Mną zrobić, co chcesz. Ufam ci".
  Nawiasem mówić, to całkiem kuriozalne, że dyskutujemy o tym, czy możemy dotykać Jezusa rękoma (forma przyjmowania komunii św.), a nie robi na nas wrażenia fakt, że każdy z nas Go przyjmuje i po prostu sobie zabiera do domu. Tak, do domu!
   Tu być może zaprotestuje ktoś, mówiąc, że obecność sakramentalna Jezusa trwa tyle, ile istnieją postacie chleba i wina (czyli niezbyt długo, bo wszystko zależy od soków trawiennych!). To prawda, wspomina o tym Katechizm Kościoła Katolickiego (por. KKK 1377), ale to ścisłe określenie ram substancjalnej obecności, nie wyczerpuje całej rzeczywistości Boga pośród nas. Jezus nie przychodzi do nas po to, by wyparować! On z nami jest. Mieszka w naszych duszach! Zabieramy Go do siebie i... No właśnie. Co dalej?
  To "dalej" stanowiło istotę misji m. Pauli Tajber. Ale o tym w następnym tekście.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz