Śnieg miłosiernie wyciszył świat, co po hałasach sylwestrowej nocy wpłynęło kojąco na wszystkich. Na tych, którzy odchorowywali żywiołowe witanie Nowego Roku i na mnie też, chociaż ja odchorowywałam coś zupełnie innego.
Jakoś tak wszystko ucichło. I dobrze.
Gdy wyjeżdżałam w połowie listopada do Afryki myślałam sobie: "No, ja to wam tu na tym blogu napiszę!" Trzecia wyprawa do Kamerunu! Nawet mogłabym książkę podróżniczą popełnić... Nic bardziej mylnego.
Raz, że pochorowałam się po powrocie bezprzykładnie, serwując sobie melanż z tropikalnej choroby i całkiem miejscowej grypy żołądkowej (coś strasznego!), dwa, że podróż, raczej mnie skłoniła do głębszych i trudnych do wyrażenia przemyśleń niż do ekscytujących reportaży z safari.
Tak więc myślę sobie w tej ciszy. Na przykład o tym, jak opornie wsiąka w tę naszą ludzką naturę chrześcijaństwo. Niezależnie od kultury, cywilizacji, zawsze jesteśmy bardziej skłonni do przyjęcia pozoru, zewnętrznego formy, niźli do autentycznej przemiany serca. To, oczywiście, dosyć gorzka refleksja, ale ma ona także swój słodki aspekt. Bo to porzucane łatwo chrześcijaństwo, jest równocześnie nam nieodzownie potrzebne. Czy to będzie wyzwolenie z lęku przed czarami marabuta, czy nadanie sensu sytej, pełnej marazmu egzystencji, potrzebujemy Chrystusa jak powietrza. To coś więcej niż jakaś pobożność czy przyjęcie obrzędowości. To Prawda, która wyzwala. Jest ona całkowicie uniwersalna. Oczywiście, pozostaje kwestia inkulturacji, przekazu, ale treść jest ta sama. Jest nią Chrystus.
Afryka to dla mnie pryzmat, dzięki któremu, jaśniej mogę zobaczyć ludzką duszę. My, Europejczycy, nauczyliśmy się maskować. Jesteśmy jak ogr. Mamy warstwy i nie łatwo nam samym zajrzeć do własnego wnętrza. Afrykańczyk, takie mam wrażenie, objawia swoje pasje, lęki i namiętności bardziej bezpośrednio. A są to te same lęki, pasje i namiętności.
Pigmej Baka boi się mocy zła, czarów, tego wszystkiego, co kryje się w nieogarnionym lesie, a od czego odgrodzony jest w ciemnościach nocy, tylko małym mugulu z liści palm. I on wie, że się boi. A, my? Nam nie wypada się lękać. Odgrywamy rolę tych, którzy oswoili świat i przyszłość. Ale to tylko pozór i w głębi duszy o tym wiemy. Nasze betonowe konstrukcje okazują się tak samo kruche wobec żywiołów świata jak mungulu Pigmeja. Zalew wiadomości o wojnach, atakach terrorystycznych i kataklizmach, dławią krtań, chociaż przełykamy ślinę i udajemy, że jest ok. I nic na to nie pomogą kolorowe kredki.
Wszyscy na równi potrzebujemy Kogoś, kto nada sens cierpieniu, śmierci, zasadzkom losu. Kto zwyciężył i daje nadzieję zwycięstwa.
Jednak, by przyjąć łaskę, trzeba porzucić pozór pewności siebie, maskę samowystarczalności. A to nie przychodzi łatwo.
Łatwiej zostać przy obrzędach i tradycjach, które uspakajają nasze poczucie bycia dobrym chrześcijaninem. Ale pusta pobożność nie przeniesie nas nad przepaścią rozpaczy.
Piszę to bez uszczypliwości. Sama przeżyłam Święta bez obrzędów z powodu choroby, ale też i w tym trudnym do zniesienia doświadczeniu, gdy bezsilność kusi bardziej do zniechęcenia, niż do powierzenia się Bogu.
A jednak istnieje droga powierzenia się. Jest ona wąska, mało oznakowana i nie robiąca wrażenia. Łatwo ją pominąć. Pisze o niej jedynie Ewangelia.
Dlatego nie wstydźmy się głosić Ewangelii. Tu u nas w Europie i tam, daleko w Afryce.
Wszyscy potrzebujemy Epifanii. I to nie tylko jako święta z orszakami i królami, ale prawdziwej Epifanii - Objawienia Jezusa, nam, poganom.
Amen.
OdpowiedzUsuńDziękuję Siostrze za mocny, głęboki tekst, kilka razy nawet przeszedł mnie afrykański dreszcz... a może to był prąd?
OdpowiedzUsuńTomasz Mu odpowiedział: «Pan mój i Bóg mój!» (J 20, 28)
OdpowiedzUsuńhttp://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=359
"Słowo to jest blisko ciebie, na twoich ustach i w sercu twoim..." (por. Rz 10, 5-13)
OdpowiedzUsuń"Temu, który zdąża do Pana
OdpowiedzUsuńnigdy nie zabraknie przestrzeni.
Ten, który wstępuje ku górze
nie zatrzymuje się nigdy,
idąc od początku do początku,
poprzez początki nie znające końca." (Grzegorz z Nyssy)
*cytat/motto zaczerpnąłem z książki Wacława Hryniewicza OMI pt.: "Chrześcijaństwo Nadziei"
...i jeszcze pozwolę sobie zamieścić dłuższy fragment o. Wacława Hryniewicza, który jakoś mi współbrzmi z cichym myśleniem Siostry:
OdpowiedzUsuń"Wciąż nie doceniamy twórczego potencjału chrześcijaństwa. Ileż możliwości nie zostało jeszcze odkrytych! Ewangelia Chrystusa jest bogatsza niż nasze filozofie i teologie o różnym profilu. Do Ewangelii trzeba wciąż wracać i w niej szukać twórczej inspiracji w dialogu z innymi. Zamiast lamentować nad sekularyzacją i upadkiem moralności, należy raczej poszukiwać takich dróg, które pozwoliłyby Kościołowi być zaczynem dobra, bez uciekania się do zasady władzy i moralnego nacisku. Wszelkie próby wywierania nacisku od zewnątrz kończą się niepowodzeniem. Wyrzeczenie się władzy nie oznacza wyrzeczenia się roli fermentu i duchowego promieniowania. Prawdziwy wpływ i przemiana pochodzą od wewnątrz, z głębokiego przekonania, przez rozjaśnienie umysłu i serca".
"Czy może być co dobrego z Afryki?"
OdpowiedzUsuńTak sobie dziś myślę, że na pełne uprzedzeń pytanie (współczesnego) Natanaela może dać tylko odwaga wejścia w nowe doświadczenie. Głęboko zakorzenionego uprzedzenia nie da się bowiem wyrwać "słowem i językiem, ale czynem i prawdą!", a zatem "chodź i zobacz"...
Jezus rozpoznał w Natanaelu człowieka, "w którym nie ma podstępu", czyli kogoś, kto żyje z prawdy. Co więcej, Mistrz przejrzał Natanaela na wskroś, obnażył jego wnętrze, rozłożył na czynniki pierwsze:
OdpowiedzUsuń"Widziałem cię,(...) byłeś pod drzewem figowym"... gagatku :-)
A swoją drogą (inną) chyba musiała Siostra zjeść tego afrykańskiego robala, skoro sobie "zafundowała" ten niepowtarzalny i twórczy melanż, rodem z gorących tropików i miejscowej, ale jakże zjadliwej grypy żołądkowej :-) pś
OdpowiedzUsuń