Długi czas spierałam się z Jezusem o to życie wieczne. A może inaczej to trzeba powiedzieć. Długi czas doświadczałam, mówiąc delikatnie, dysonansu poznawczego. Przytakiwałam na słowa Jezusa: "Kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki", a ludzie wokół mnie jakoś tak bez życia umierali. Dosyć często zdarza się mi być na pogrzebach i nikt z cmentarza, jak dotąd nie wrócił. Wreszcie coś we mnie pękło i spytałam: "Panie Jezu, jak to jest z tym życiem wiecznym? no wiesz, nie z jakimś tam, za chmurami, obiecanki cacanki, tylko, tak jak mówisz: "Ja jestem życiem!".
Poszłam sobie raz na spotkanie "Głosu na pustynię" (nie wiem czy wiecie, ale mają siedzibę na moim osiedlu! Że tak powiem, weszli na nasz rewir :-))). No więc poszłam sobie na to spotkanie i, akurat, gościła u nich s. Mary Paul Friemal, która blisko współpracowała z Ks. Peterem Hockenem i towarzyszyła mu aż do śmierci. Coś tam opowiadała i w pewnym momencie użyła takiego zwrotu, który otworzył w mojej głowie całkiem nowy kosmos. Powiedziała po prostu, że, kiedy po śmierci Ks. Petera poprosiła go o coś, to szybko odpowiedział, bo, jak stwierdziła "za życia też szybko odpowiadał na maile".
Tadaaaaam!
Nie zmienił się!
To jest ten sam Hocken.
Zrozumiałam, że to co jest w nas ufundowane na Bogu, jest prawdziwe, jest trwałe. Na zawsze.
Owszem, wiele budujemy na iluzji, pozorach, sprawach nietrwałych i te rozsypią się w chwili śmierci jak pył. Dlatego tym smutniejsza śmierć, im więcej pozorów.
Ale jeśli nasze życie jest autentyczne, to trwa!
Niedawno zmarły Ks. Bp Wacław Świerzawski powiedział: "Grób nie jest żadnym progiem. Progiem jest Chrzest!"
Zatem najważniejszy próg przejścia ze śmierci do życia mamy już za sobą. Teraz tylko coraz więcej życia, aż do pełni.
Z Ewangelii Mateusza:
I jest z tym człowiekiem, jak z kimś, kto dom swój zbudował na skale. Przyszedł wiatr dziejów i uderzył w ten dom, ale nie runął, bo na skale Chrystusa był oparty. No może trochę tynku się posypało. Ale to nieistotne....
(tłumaczenie własne :-))))
I to był prawdziwy cud, bo dom był nieotynkowany.
OdpowiedzUsuńPRZYPOWIEŚĆ O CZTERECH ŚWIECACH
OdpowiedzUsuńCztery świece płonęły powoli. Było tak cicho, że prawie usłyszałbyś ich rozmowę. Pierwsza rzekła:– Ja jestem POKÓJ.Jednak nikt nie troszczy się o to, abym płonęła. Dlatego odchodzę.
Płomień stawał się coraz mniejszy, aż w końcu zupełnie zgasł…Druga świeca rzekła:– Ja jestem WIARA. Najmniej z nas wszystkich czuję się potrzebna, dlatego nie widzę sensu dłużej płonąć.
Gdy skończyła mówić, lekki podmuch wiatru zgasił płomień…Trzecia ze świec zwróciła się ku nim i ze smutkiem rzekła:– Ja jestem MIŁOŚĆ. Nie mam siły dłużej świecić.
Ludzie odsunęli mnie na bok, nie rozumiejąc mojego znaczenia. Zapominają kochać nawet tych, którzy są im najbliżsi. I nie czekając ani chwili zgasła…Nagle dziecko otworzyło drzwi i zobaczyło, że trzy świece przestały płonąć.– Dlaczego zgasłyście? Świece powinny płonąć aż do końca. Musicie płonąć, ja boję się ciemności!To powiedziawszy dziecko rozpłakało się. Wtedy odezwała się czwarta świeca:– Nie smuć się, nie bój, ani nie płacz.
Dopóki ja płonę, zawsze możemy od mojego płomienia zapalić pozostałe świece. Ja jestem NADZIEJA.
Z błyszczącymi od łez oczyma, dziecko wzięło w dłoń świecę nadziei i od jej płomienia zapaliło pozostałe świece.Niech nigdy w naszych sercach nie gaśnie nadzieja.
I każdy z nas niech podtrzymuje płomień Pokoju, Wiary, Miłości i Nadziei!
Ale to się działo chyba przed wstąpieniem do Zakonu?... Bo ten opis brzmi jak kogoś kto się dopiero nawraca... W końcu o obcowaniu świętych nietrudno się z różnych lektur dowiedzieć, a o życiu wiecznym mówi też sporo Pismo Święte, czy ogromna ilość objawień prywatnych u świętych...
OdpowiedzUsuńAnia
Myślę, że nie zostałam dobrze zrozumiana. Ja nigdy nie negowałam życia wiecznego, ale go... nie doświadczałam. Pomiędzy tym, że można o czymś się dowiedzieć, a tym, że się to przeżywa jest różnica. I takie "nawrócenia" dzieją się całe życie. Czego sobie i Wam życzę :-)
UsuńSiostra ma taki lekki styl, czasem może zbyt lekki do pewnych spraw?... A może nie, zależy pewnie od odbiorcy. Bo trudno u dorosłej i konsekrowanej osoby piszącej "nikt dotąd z cmentarza nie wrócił" doczytać się, że chodzi o brak doświadczenia życia wiecznego - i o jaki rodzaj doświadczenia chodzi. Czy to, że siostra nie miała prywatnych objawień? Lubię siostry teksty czytać, choć zwykle czytam tylko świętych lub Pismo Święte. Dzisiaj jednak widać nie zrozumiałam o co tak naprawdę chodzi. I chyba nadal nie rozumiem...
UsuńBo ja też nie doświadczyłam. Działania Boga, pomocy Maryi, delikatnej ingerencji Jezusa, tak - ale zmarłych w sensie, pozostałych świętych czy dusz czyśćcowych – nie (chyba, że liczyć pewną szczególną serię snów dawno temu). Jakoś chyba tego nie potrzebuję do wierzenia. Albo do przeżywania. Okresami bardzo bym chciała wiedzieć czy mój tata jest w czyśćcu, Niebie lub ... gdzie indziej, a potem mówię, Boże nie moja lecz Twoja Wola. Może lepiej nie wiedzieć - lepiej dla mojej duszy?
Czy przeżycia tylko sprawiają w duszy nawrócenie? Ja się pewnie nie znam, mało wiem. Bo wiem, że się ciągle nawracam, że to jest proces i trwa całe życie. Ale też pamiętam o św. Tomaszu i co powiedział Jezus - "błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli". Jednak on musiał dotknąć i Pan mu nie miał tego za złe.
Czytałam jak się św. Ojciec Pio objawiał ludziom po śmierci, tu i tam, albo np. św. Jan Paweł II. I kilka innych przypadków. Mi to wystarcza jako przeżycie, choć rozumiem że czymś zupełnie innym jest samemu doświadczyć takiej ingerencji – ale przecież wcale nie o takiej ingerencji siostra napisała w przypadku ks. Hockena. Czyli nie tyle o przeżycie chodzi co o zrozumienie, tak? Taka osobista epifania. Powiedziałabym po prostu światła Ducha Świętego. I tu to się bym zgodziła, że to do nawrócenia jest potrzebne. I o takie światło należy się modlić i bez tego trudno w ogóle postępować na drodze doskonałości… Wtedy czasem ma się teorię a nie ma tego wielkiego „Ahaaa!!!”
Co do budowania życia na pozorach itp. – podpisuję się rękami i nogami.
I jeśli można, przy okazji, mam wielką prośbę… Błagam o modlitwę całego Waszego Zgromadzenia nad duszą osoby z mojej rodziny, też Ani. Żyje w ciemnościach nieprzeniknionych, zewsząd ją już szatan atakuje, ale ona zamiast się nawrócić, zwróciła się w stronę okultyzmu… Mamy ufność w Bogu, ale szturm do Nieba jest niezbędny, a sytuacja ze złej stała się krytyczna. Nie wypada mi pisać o szczegółach publicznie, więc dodam tylko, że po ludzku jej sytuacja jest nie do naprawienia. Ale wierzę mocno, że Bóg, który potrafi stworzyć czas i przestrzeń i cały wszechświat, może absolutnie wszystko. Bóg zapłać.
Ania
:) Dziękuję za podzielenie się tym! Na mnie też taki "drobiazg" działa - łatwiej będzie teraz myśleć o życiu wiecznym jako o czymś prawdziwym. Pozdrawiam serdecznie,
OdpowiedzUsuńAgnieszka
"Ty jesteś Piotr opoka.
OdpowiedzUsuńA na tej opoce zbuduję Kościół mój."
Cytuję biblię z pamięci.
Przepraszam.
Buduje Duch Swięty.
Urządza się w kościele Jezus Chrystus.
Czy człowiek chce czy nie chce.
Pełnia ta z księżyca jest z Jezus Chrystus.
Lepiej zasunąć kotary na noc.
Bo Jezus Chrystus jest w Trzech Osobach Boskich.
Czwartym wymiarem Jezus Chrystus jest On jako Bóg człowiek.
Jurek
Koniec swiata.. pisalam pisalam az skasowal sie caly wypocony komentarz..wiec ten bedzie krotki..:) niektorzy wola taka (byc moze kontrowersyjna wg kons) wersje przekazu- a to dlatego iz jest bardziej autentyczna i z serca.. niz kolejny (bez urazy)list Biskupa X do wiernych Y o radiu Maryja i o czyms tam.. (nigdy nie dotrwala nawet w sluchaniu do polowy takiego listu czytanego czasem w kosciolach zamiast kazania..nie mowiac o zastanawianiu czy dumaniu nad nim.. zycze wiary w niemozliwe gdyz to ona bardziej nam sie przyda na granicy zycia po zyciu niz dewagowanie nad tym czy cos komus wypada czy nie.. pozdrawiam
OdpowiedzUsuń