wtorek, 25 listopada 2014

Kierownictwo duchowe bez... rządzenia

W czasie, gdy na blogu wiało pustką i martwotą, prowadziłam rekolekcje dla Świeckich Wspólnot Jerozolimskich pod Warszawą (ludzie, jaką oni mają liturgię, ci mnisi. Coś pięknego :-O). Ale teraz już ukochany Kraków ;-) i wracamy do tematu kierownictwa duchowego.
Ktoś napisał o fatalnych skutkach złego kierownictwa. Przykre to, ale prawdziwe. Zdarza się, że ktoś ma zaledwie prawo jazdy na traktor, a bierze się za prowadzenie F16. Kierownictwo to duża odpowiedzialność. 
Dlatego chciałabym dziś omówić pewien aspekt kierownictwa, który w dużej mierze chroni nas przed błędami, a przynajmniej przed ich bolesnymi skutkami. Chodzi o posłuszeństwo w kierownictwie.
Wiele osób zakłada, że kierownik jest osobą, która daje rady, a nawet decyduje, co ów biedny kierowany ma robić. Co więcej, całkiem sporo osób, mając problem z decydowaniem, prowokuje swoich kierowników, by ci podejmowali decyzję za nich (oczywiście, bywają też apodyktyczni kierownicy, którzy narzucają swoją wolę, strzeżmy się ich!). 
To całkiem błędne założenie. Taki układ prowadzi jedynie do uzależnienia od kierownika. Celem zaś kierownictwo jest coraz większa dojrzałość i samodzielność. Ono jest nauką sztuki osobistego rozeznawania duchowego. Jednym słowem, dobry kierownik dąży do tego, żeby penitent potrzebował go coraz mniej i w końcu, żeby sobie poszedł swoją drogą :-)
Kierownik nie powinien decydować za kogoś. Owszem, może czasem coś zasugerować, ale pozostawiając całkowitą wolność decyzji osobie kierowanej. Zero presji. 
To wymaga szacunku i uznania niezależności drugiej osoby. W ten sposób kierownik naśladuje Boga, który nie narzuca nam siłą swojej woli, nawet, gdy wybieramy źle.
Jest tylko jeden wyjątek od tej reguły: są sytuacje, gdy zdolność rozeznawania osoby kierowanej jest mocno naruszona (silne skrupuły, noc ciemna), wtedy za obopólną zgodą, można zobowiązać osobę, by oparła się na rozeznaniu kierownika, jakby w ciemno. Np. że może przystąpić do komunii, mimo tego, że czuje się niegodna itp). Ale są to sytuacje wyjątkowe i czasowe.
Myślę, że wzajemne poszanowanie wolności, chroni obie strony przed wyrządzeniem sobie różnych krzywd, które mogą się przydarzyć nie ze złej woli, ale z naszych ludzkich ograniczeń. Ten dystans wolności chroni przed potrzebą dominacji czy zawłaszczenia osoby ze strony kierownika, a ze strony osoby kierowanej przed pokusą zrzucania z siebie odpowiedzialności i trwania w infantylnej relacji zależności.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz