Obruszyli się niektórzy, gdy zaproponowałam metodę "adopcji" grzesznika, zamiast karania go
i na FB odezwały się głosy sprzeciwu, że karać jednak trzeba. Np. taki argument się pojawił:
"Ale kochający ojciec karci syna..." W sumie to się z powyższym zdaniem w pełni zgadzam. Tak..., kochający ojciec karci syna. Ale rzecz w tym, że nikt z nas nie jest ojcem (mówię o relacjach miedzy dorosłymi ludźmi). Mamy jednego Ojca, a wszyscy jesteśmy braćmi (por. Mt 23, 8nn), a do brata należy upomnienie braterskie, a nie kara.
Ja wiem, że to mocno uderza w nasze poczucie sprawiedliwości. W ustalony porządek rzeczy. Ale tak jest napisane.
Naszym celem nie jest przywrócenie sprawiedliwości przez wymierzenie kary, bo ... Jezus już wziął to na siebie. Naszym celem jest doprowadzenie do tego, by grzesznik przyjął zbawienie. Oczywiście, metody mogę być różne, ale motyw tylko jeden: kocham tego drania i chcę, żeby był ze mną w niebie.
To bulwersuje, ale sorry, takiego mamy Boga.
W Ewangelii według św. Marka w rozdziale 10 Jezus mówi: "Kto nie przyjmuje Królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego" (Mk 10, 15). "Przyjmuje". Zapamiętajmy ten wyraz. Nie "zdobywa", ale "przyjmuje".
A kilka wersetów dalej Jezus jednemu, który chciał "osiągnąć życie wieczne" uświadomił, że nie umie tego zrobić. I w dodatku, żeby nie było wątpliwości, na pytanie "Kto więc może się zbawić?", odpowiedział: "U ludzi to niemożliwe" (Mk 10, 27). Niemożliwe! I basta.
Nie ma ludzi, którzy zasłużyli sobie na Królestwo Boże. Wszyscy jesteśmy w podobnej sytuacji. Czy grzech duży czy mały, czy publiczny czy tylko w sercu. Nie możemy wejść. To niemożliwe! Jeśli uważasz, że ktoś zasługuje na to, by pozostać pod zamkniętymi drzwiami Królestwa, bo jest wielkim grzesznikiem, to... masz rację, ale Ty i ja zostajemy pod tymi drzwiami razem z nim. I kto tu kogo ma karcić? (jedyny bezgrzeszny, który mógł to zrobić, nie tylko zrezygnował z wymierzenia kary, ale wziął ją na siebie).
Jest tylko jeden sposób, by wejść. Trzeba Królestwo "przyjąć jak dziecko", a więc uznać swoją niemożność. Jezus mówi: "u Boga wszystko jest możliwe" i drzwi się otwierają. Dla Ciebie, dla mnie i dla tego, kogo mielibyśmy ochotę ukarać. Jeśli tylko uznamy swoją grzeszność i potrzebę zbawienia.
Wchodzimy razem.
Gdybyż Siostro to przyjęcie Królestwa Miłosierdzia było takie łatwe, to wokół nas zapewne biegały by z radością całe tabuny ocalonych z pożogi. Wygląda mi na to, że przyjęcie miłosierdzia ma charakter paradoksalny, bo z jednej strony wymaga naiwności dziecka, a z drugiej dojrzałości dorosłego. Krótko mówiąc, trzeba zgodzić się na dziecięce upokorzenie, by móc przyjąć ojcowskie upomnienie, mając przy tym świadomość, że "Bóg Ojciec może tylko kochać"! Myślę, że Ojciec Niebieski ma słabość do swych ziemskich dzieci i pomimo, że niekiedy traktuje nas "z góry" tj. po sprawiedliwości, to jednak nigdy nie odrzuca i nie rezygnuje... :-)
OdpowiedzUsuńWłaśnie na tym polega dramat. Ocalenie jest na wyciągnięcie reki, ale ludzie giną :-(
UsuńMam nadzieję, że sprawa nie wygląda aż tak beznadziejnie, w końcu mamy wybór! Albo po dobroci albo po sprawiedliwości... do Królestwa :-)
Usuń