piątek, 12 maja 2017

Taka myśl

Ktoś mnie zapytał, czy trzeba ujawniać prawdę o jakiś nadużyciach czy grzechach ludzi Kościoła, bo jedni mówią, że to atak, a przecież Jezus mówił, że prawda wyzwala.

Pomiędzy szukaniem prawdy a atakiem jest taka różnica jak między elektrownią jądrową a bombą. Niby to samo paliwo, ale cel inny...

10 komentarzy:

  1. Jestem pod niesamowitym wrażeniem konferencji, którą siostra wygłosiła w Chorzowie. Słowo “konferencja” jest zresztą nie na miejscu. To był duchowy koncert w którym niedosłyszałem się żadnej fałszywej nuty, żadnej chwili zawahania, a przeciwnie, doświadczyłem niezwykłej wrażliwości Siostry i doświadczenia. Wiem, że wielu z nas w duszy grają te same treści, ale tak je przekazać może tylko mistrz.

    Szczególnie już na początku mnie ujęło to, że wspomniała Siostra o Filipie, który dla mnie jest kimś szczególnym. Skoro więc tu zabieram głos w sprawie grzechów ludzi Kościoła to napiszę właśnie o nim.

    O grzechach ludzi Kościoła myślimy zwykle w kontekście osobistym, bliskim. To są ludzkie grzechy, ludzkie słabości. Są też grzechy poważniejsze polegające na nieujawnianiu tych małych, ludzkich grzechów przez innych ludzi Kościoła. To fałszywa solidarność ludzi Kościoła, która dzieli Kościół na hierarchię i świeckich. Były też grzechy ludzi Kościoła, które rzeczywiście podzieliły Kościół jak ten 500 lat temu. Słowem, grzeszność ludziom Kościoła nie jest obca. Przeciwnie, jest wpisana w losy Kościoła tak, jak jest wpisana w los każdego człowieka. Kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamieniem w ludzi Kościoła.

    Ja chcę napisać o tym, co jest „grzechem” ludzi Kościoła w kontekście tych dwóch tysięcy lat jego trwania. Jest nim (grzechem w cudzysłowie) koncentrowanie się na św. Szczepanie, a niedostrzeganie Filipa. Innymi słowy, Kościół docenia męczenników, a nie zauważa charyzmatyków. Ze śmierci męczeńskiej uczyniono „bożka”, swoisty „papierek lakmusowy” świętości. Największą słabością Kościoła jest właśnie „stanie na jednej nodze”, opieranie się tylko na męczennikach. Promowanie ideału świętości w oderwaniu od zwykłego życia.

    Przypomnijmy. Św. Szczepan i Filip byli dwoma z siedmiu wybranych przez Ducha Świętego do posługi przy stołach. Znamy życiorysy tylko tych dwóch nie przypadkiem. Jest w tu zapisana dla nas wielka lekcja, ważne przesłanie od Ducha Świętego. Jezus był charyzmatykiem (dokonywał cudów) i męczennikiem. Tych dwóch pokazuje te dwie drogi, którymi winni iść ludzie Kościoła.

    Filip, pierwszy człowiek, który przeniósł wiarę poza Jerozolimę, który dokonał tak niesamowitych rzeczy o których czytamy w ósmym rozdziale Dziejów, który przyczynił się do powstania jednego z pierwszych państwa chrześcijańskich jest tylko „postacią” z Biblii, diakonem, nie jest „świętym”. Jego „winą” jest to, że miał rodzinę, dzieci i że umarł zapewne we własnym łóżku. To nie jest tylko ślepota na tego człowieka, ale wyraz tego, że ludzie Kościoła zapomnieli z czasem o darach Ducha Świętego. Ludzie Kościoła zapomnieli o konieczności codziennej wrażliwości na Ducha świętego.

    Jesteśmy obecnie świadkami procesu przypominania sobie o tym filipowym przesłaniu. Od pięćdziesięciu lat zachodzi to w Kościele katolickim, a od 1 stycznia 1901 roku w całym Kościele. Długo by o tym pisać. Mam nadzieję, że Filip będzie kiedyś odkryty, doceniony nie tylko w Etiopii, bo do bycia Szczepanem nie każdy jest wezwany, a Filipami winniśmy być wszyscy.

    Jak rezultatem śmierci św. Szczepana był strach i rozbicie Kościoła, tak konsekwencją działań Filipa była „wielka radość”, nowy początek, odrodzenie się Kościoła. Podobnie męczeństwo Jezusa rzuciło cień na świat - pozwoliliśmy na to sami. Wraz z przesłaniem bożego miłosierdzia ten cień rozjaśnia się coraz bardziej. Dziś żyjemy u progu tej „wielkiej radości”, która ogarnie nie tylko jedno miasto, ale cały świat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zanim Ci odważni chrześcijanie zostali męczennikami byli wielkimi charyzmatykami. Św. Szczepan z wielka charyzmą pracował i głosił Słowo Boże i dlatego został ukamienowany. Ginęli właśnie za swoje pełne mocy Ducha Świętego życie.

      Usuń
    2. Nie rozumiesz mnie Mariolu i nie dziwi mnie to. To, o czym piszę nie jest niestety takie proste do wyrażenia. Jeszcze raz to napiszę, by może lepiej to ująć. Otóż kult męczenników sam w sobie nie jest zły. To, że możemy wciąż w Kościele katolickim prosić o cuda świętych jest wspaniałe. Jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Chrystus nie umierał na krzyżu po to, byśmy tkwili w takiej religijności. Jest ona po prostu infantylna. Jaka jest więc religijność dojrzała? Polega ona na tym, że mamy oddawać samych siebie Bogu, jednoczyć się z Nim i pozwalać by On używał nas samych jako narzędzi do czynienia cudów. Wtedy już nie jesteśmy petentami i klientami w boskim urzędzie w okienkach którego obsługują nas święci. Wtedy my sami stajemy się współpracownikami Boga.

      Zatem moją intencją nie jest ujmowanie czegokolwiek męczennikom. Nie o nich mi w ogóle chodzi, a o nas! Trzeba zobaczyć konsekwencje tego, że ludzie Kościoła przez wieki przeceniali męczeństwo, a nie doceniali działania pod wpływem Ducha Świętego. Nadużywanie sprzedawania odpustów przez część ludzi Kościoła doprowadziło do rozłamu, do reformacji i chyba możemy dziś powiedzieć, że obie strony miały swoje słuszne racje. Co gorsza Duch Święty stał się wielkim zapomnianym Kościoła i jego charyzmatyczne dary na nowo są odkrywane w Kościele katolickim od zaledwie pięćdziesięciu lat czyli ciut więcej niż trwa życie siostry Bogny (pozdrawiam!). Z pokorą trzeba przyjąć to, że Duch Święty „nie przyszedł” do Katolików w pierwszej kolejności. To się dzieje na naszych oczach, ale większość wiernych tego nie zauważa. Wciąż najważniejszym dla większości świętem jest Boże Narodzenie i Triduum Paschalne dlatego, że myślimy o wierze niedojrzale, poprzez pryzmat narodzin i śmierci, bo utożsamiamy się z naszym ciałem i ego, a nie z duszą. Tymczasem cała historia odrodzenia ludzkości („odrodzenia” nie „odkupienia”) ma swój centralny moment w dniu Pięćdziesiątnicy. Bez oddania swego życia Chrystusowi, bez doświadczenia chrztu w Duchu Świętym wciąż jesteśmy tylko dziecinnymi, niedojrzałymi chrześcijanami. Niestety kogoś, kto sam tego nie doświadczył przekonać o tym nie można. To trzeba samemu przeżyć. Czytam właśnie książkę naszej blogo-dawczyni i z pewnością jest ona charyzmatyczką – nie powiem, że całą gębą, raczej wypada powiedzieć – całą duszą. Jakże ona pięknie o duszy pisze, zakochałem się;)

      Usuń
    3. Chrzest w Duchu świętym przeżyłam :)

      Usuń
    4. To wspaniale! To zawsze początek niesamowitej przygody, tylko twojej. Gdy ja przeżywałem swój chrzest dwa i pół roku temu nawet nie wiedziałem, że tak się to nazywa. Owszem słyszałem, że jest coś takiego, ale nie wiedziałem, że tego doświadczam. Nikt mnie nie prowadził – tylko Duch Święty. Dostałem wtedy słowo z ósmego rozdziału Dziejów. Fizycznie porwał mnie Duch Pański – nie przeniósł mnie do innego miasta, ale za to przeniósł mnie w zupełnie inne, dosłownie zakręcone życie, które ciągle trwa. Wkrótce spotkałem swojego dworzanina królowej. Od tego czasu pewne tematy ciągle do mnie wracały niczym biblijne lekcje. Tylko dlatego mam teraz pewną wiedzę, której nie ma chyba nikt. Weźmy choćby to czytanie, które było wczoraj, w niedzielę o wyborze siedmiu (Dz 6,1-7). Dla wszystkich jest to tylko prozaiczna informacja o tym, jak wybrano kilku mężczyzn do posługi przy stołach co zaowocowało powstaniem tradycji diakonów. To, że liczba siedem oznacza w Biblii pełnię, doskonałość nie jest tajemnicą. Nikt jednak nie patrzy na św. Szczepana i Filipa Ewangelistę jako uzupełniającą się całość. Filip jest zupełnie w cieniu św. Szczepana (7 rozdział) i Szawła z Tarsu, późniejszego św. Pawła (9 rozdział). Pytałem Maję Miduch, autorkę „Biografii Ducha Świętego” dlaczego nie napisała o Filipie. Wydawała się być zdziwiona moim pytaniem, nic nie odpowiedziała. A dla mnie Filip jest kluczową postacią dla zrozumienia tego, jaka jest przyszłość Kościoła, a tą przyszłością jest powrót do życia charyzmatycznego, do codziennego uzdrawiania, do robienia rzeczy większych niż czynił Jezus, bo On nam to obiecał. Przecież są wśród nas tacy ludzie jak Witek Wilk, którzy to realizują. Witek twierdzi, że „dzień bez cudów jest dniem straconym”. Moja żona została uzdrowiona na prowadzonych przez niego rekolekcjach.

      Wybacz mi zatem, że się powtarzam jak zacięta płyta, że bronię swego jak Westerplatte. Zachęcam do poznania Filipa, do rozsmakowania się w tej historii z Biblii, bo to jest droga do gwiazd. Polecam książkę Bp. Rysia pt. „Pierwsze jest pierwsze”, której jedna trzecia poświęcona jest Filipowi – pierwszemu chrześcijaninowi, który wyniósł wiarę w Jezusa poza Jerozolimę i to w jakim stylu!

      Właśnie kończę lekturę książki siostry Bogny „Łuskanie kłosów”. W rozdziale „Cierpieć nie będę...” pisze ona tak: „M. Paula z dystansem podchodziła do wszelkich form umartwiania, które polegały na zadawaniu sobie cierpienia. Pytana o umartwienia, które będą obowiązywać w tworzonym przez nią zakonie, odpowiadała, że życie niesie ze sobą tyle trudnych doświadczeń, że nie trzeba ich wynajdywać, ale skupić się na dobrym, owocnym znoszeniu tego, co jest. W tamtych czasach było to myślenie niemalże rewolucyjne!” I w naszych czasach pokutuje ten mit, że życie chrześcijańskie to cierpiętnictwo. Sam przez wiele lat bałem się zbliżyć do Jezusa, bo bałem się cierpienia, które mi ześle. Skoro przez setki lat wbijano wiernym do głowy znak równości pomiędzy świętością i męczeństwem to nie da się tego łatwo wymazać. Dlatego tak bardzo potrzebujemy wzoru życia w pełni zanurzonego w Duchu Świętym, które nie ma tragicznego finału. Przeciwnie, życia które jest bajkowe, radosne, niesamowite, spełnione rodzinnie i społecznie – Filip miał rodzinę, dzieci, dom w którym gościł św. Paweł, a pewnie też inni wielcy ludzie Kościoła.

      Przepraszam, że znowu się rozpisałem, ale odkrycie Matki Tajber dało mi takiego „kopa”. Nasza polska ziemia wydała nie tylko św. Faustynę, ale tak wiele wspaniałych mistyków, których warto poznać. To są treści tak niesamowicie „rewolucyjne” – jeśli mogę powtórzyć za siostrą Bogną.

      Usuń
  2. Dobre porównanie! Tak, prawda pozbawiona miłości, a do tego ujawniona w złej intencji potrafi niszczyć z siłą równą bombie atomowej.

    "Albowiem tylko ta prawda, która jest budująca, jest dla Ciebie prawdą." Soren Kierkegaard

    OdpowiedzUsuń
  3. "Tylko to, co Bóg o nas wie, jest prawdziwe." To zdanie ks. Blachnickiego trafia w sedno, ponieważ nasza wiedza zawsze jest cząstkowa, a ten kto śmie twierdzić inaczej tkwi w niebezpiecznym urojeniu.../p.

    OdpowiedzUsuń
  4. Co siostra powie o tragedii Magadaleny Żuk w Egipcie?
    Cały czas o tym myślę że tak ludzie, wobec tej dziewczyny tak źle się zachowali. Do końca i całej prawdy się nie dowiemy. Mnóstwo jest różnych odpowiedzi jak to się stało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż mam powiedzieć?... Niech Pan da jej radość nieba...

      Usuń
    2. Cóż mam powiedzieć?... Niech Pan da jej radość nieba...

      Usuń