piątek, 21 marca 2014

Po drugie...

     Po drugie, Słońce jest jedno i jest w centrum (że tak sobie pozwolę zawęzić tę metaforę do malutkiego wycinka wszechświata jakim jest nasz układ planetarny). Kiedy Zofia Tajber w Wielki Piątek roku Pańskiego 1915 nawróciła się pod wpływem spotkania z Jezusem w Najśw. Sakramencie, to pierwszą jej reakcją było... Tak, uklękła.
     Kto naprawdę spotkał Boga w swoim życiu, ten pada przed Nim na twarz i oddaje Mu chwałę. Jeden jest Pan i poza Nim nie ma Boga. I tylko Jemu należy służyć.
   
     Dziś spotykam podejrzanie dużo ludzi, którzy się z Bogiem jakoś tak "skumplowali". Poklepują Go porozumiewawczo po ramieniu, jakby naprawdę Go rozumieli, choć "myśli Jego, nie są naszymi myślami". Mrugają do Niego porozumiewawczo okiem, zakładając, że przyklepie różne ich grzeszki, bo, jak mówią: "przecież jest dobry". Jednym słowem zakładają, że jest OK.
    Nie jest OK. Gdy słyszę, że ktoś porzuca życie zakonne czy kapłaństwo, rozwala swoje lub/i czyjeś małżeństwo i jeszcze mówi: "Bóg mnie rozumie. Wie, że Go kocham", to burzy się we mnie krew. Tak, Bóg kocha, rozumie i tylko do Niego należy Sąd, ale nie mylmy Jego cierpliwości i miłosierdzia z jakimś dziwnym relatywizmem moralnym. Bóg to nie jest maskotka - przytulanka, żeby miło było. To Pan. 
     Oczywiście, sprawa jest dość skąplikowana, bo, z drugiej strony, nie brak tych, którzy panicznie boją się Boga i, owszem, służą Mu, ale ze strachu. Dwie skrajności, dwie choroby.
     Obie mają jednak wspólny mianownik: fałszywe wyobrażenie o Bogu.
     Warto o tym pomyśleć. Tu nie chodzi o jakieś pobożnościowe dyrdymały, ale o samą istotę rzeczy. Tu się toczy cała walka o całą stawkę: o twoją i o moją duszę. Szatanowi, mniej zależy na skuszeniu nas do choćby najokropniejszego czynu (zawsze możemy żałować i wrócić do Boga), niż na wmówieniu nam jednego, małego kłamstwka o Bogu (jeśli nie odnajdziemy Boga prawdziwego, staniemy się jak planety, które wypadły z kursu - zginiemy w mrokach kosmosu). 
     Oglądaliście "Grawitację" Alfonso Cuaróna?
      
     

2 komentarze:

  1. Oglądałem...namęczyła się biedaczyna, zanim udało się wrócić do normalności. I to jest pewien obraz życia duchowego. Jak się wypadnie z normalności z Bogiem, jak się wykolei w skrajności, to potem trudno wrócić. Powstają różne dziwne konstrukcje myślowe, które prostuje się nieraz latami. Często nie da się samemu ich przeskoczyć (Bogu dzięki za wspólnotę Kościoła). Ale jak już się wróci... Oooo, wtedy jest ulga. Wtedy jest ta jedna, cudowna myśl: "Jesteś". I to wystarczy. Imię, które oznacza naturę. Pełnia szczęścia człowieka, to bycie w Bogu - w, a nie z Nim. Jak powietrzem, przeniknięci, otoczeni.

    OdpowiedzUsuń
  2. Siostro, dobrze że jesteś, mądra Kobieto :)

    OdpowiedzUsuń