niedziela, 23 marca 2014

Tak sobie myślę o Antku...

     Antek napisał w komentarzu: "Chciałbym zobaczyć radosną siostrę zakonną, księdza..." Nie wiem, jak to się stało, że do tej pory kogoś takiego nie spotkał, ale wierzę mu, że tak jest. Z komentarza wynika, że spotkał za to kilku skwaszonych głosicieli Jezusa. A to już gorsza sprawa. Dalej Antek pisze: "Może kiedyś kogoś takiego spotkam, na pewno wtedy pojawi się we mnie wiara".
     Szczere to pisanie, gorzkie, ale nienapastliwe. Raczej brzmi ono jak wołanie o świadectwo, o autentyczność. Antek przypomina mi Greków, którzy przyszli do Filipa, mówiąc: "Chcemy zobaczyć Jezusa" (J 12,21). Tak. Chcemy Go zobaczyć, a nie tylko słuchać o Nim kazań. Chcemy zobaczyć jakiś ślad Jego obecności w twoim, apostole, życiu. Jeśli Go spotkałeś, to pokaż, jak On zmienił twoje życie.
     To słuszne żądanie. Choć przecież wiem dobrze, jak to wygląda z drugiej strony. Jesteśmy wszyscy ludźmi. Mamy gorsze lub lepsze dni itd., itd. Wszystko to prawda. Ale jedna rzecz jest niepodważalna: autentyczne spotkanie z Jezusem pozostawia widoczny ślad. Jeśli mówię, że Go znam, to ktoś ma prawo się spytać: "i co z tego wynika?". I nie chodzi tu o bycie nieskazitelnym, doskonałym i w ogóle o różne naj.... Chodzi o to coś w oczach, gestach i całej postawie, co mówi: "Jestem grzeszny, zwyczajny człowiek, ale Jezus umiłował mnie i umarł za mnie na krzyżu. A potem zmartwychwstał. Uratował mnie. I to może się zdarzyć także w twoim życiu, przyjacielu". Tak według mnie wygląda prawdziwy apostoł Jezusa. 
     
     Jezus jest Słońcem, a my, którzy Go spotkaliśmy odbijamy w sobie Jego światło na podobieństwo Księżyca. Jeśli tracimy łączność z Chrystusem, przestajemy świecić. No i na co komu taki księżyc...





4 komentarze:

  1. Dziś w czasie Mszy Świętej, podczas słuchania Ewangelii o spotkaniu Jezusa z Samarytanką, zwróciłam uwagę na końcówkę tekstu. kobieta, która odkrywa w Jezusie Mesjasza, biegnie i opowiada innym. Samarytanie pod wpływem jej świadectwa proszą, by Jezus u nich pozostał. Po dwóch dniach uwierzyło wielu w Jezusa. Sami komentują to tak, mówiąc do Samarytanki:" Wierzymy już nie dzięki twemu opowiadaniu, usłyszeliśmy bowiem na własne uszy i wiemy, że On prawdziwie jest Zbawicielem świata."
    J 4, 42
    Oczywiście dzielenie się Samarytanki spotkaniem z Jezusem było bardzo ważne, ale było jedynie etapem do osobistego spotkania Samarytan z Jezusem. Doświadczenie żywej obecności Zbawiciela sprawiło że zakiełkowała w nich wiara.

    Mariola

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj, Mariolko! (dla niewtajemniczonych wyjaśniam, że Mariola od lat prowadzi razem ze mną rekolekcje i Pan Bóg dał mi w niej prawdziwą przyjaciółkę i współtowarzyszkę w pracy apostolskiej). Zostań tu z nami i pisz jak najwięcej. Liczymy na to ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie Siostro! Brakowało mi "Słowa w sieci" a tu - miła niespodzianka:) Dzięki za te słowa... i proszę o jeszcze... bo każdy z nas, żeby "świecić", potrzebuje też tak po ludzku od kogoś po Bożemu gorliwego się zapalić (ano, tak jest niestety że każdy czasem trochę gaśnie)...
    Dodam - co mi do głowy przyszło - że oprócz tych "księży(ców)" którzy się oddalają od Jezusa, wypalają i po jakimś czasie przestają "świecić", jest jeszcze druga skrajność (pozostając w astronomicznych porównaniach) - Ci, którzy w oderwaniu od Jezusa sami chcą być "gwiazdami"... i jedni i drudzy stają się antyświadectwem niestety... ale na szczęście prawdziwych apostołów jeszcze trochę mamy (przynajmniej ja takich znam)... :)
    Czekam na kolejne słoneczne myśli...
    xTomasz

    OdpowiedzUsuń
  4. O, Mariolka i xTomasz :) Też zaglądam! Szkoda, że Antek Siostry nie spotkał - zmieniłby diametralnie zdanie, oczywiście na lepsze ;) Pozdrawiam i czekam na kolejne wpisy :)

    OdpowiedzUsuń