"Mam teraz duży mętlik w głowie i duszy. Bardzo wiele pytań bez odpowiedzi. Bardzo wiele uczuć ......Modlitwa nie zawsze mi pomaga albo nie jest taka żarliwa aby przynosić ulgę i odpowiedź." - taki oto komentarz znalazłam pod ostatnim moim tekstem.
Niestety, nie znam sposobu na pozbycie się mętliku w głowie i duszy. Sama nieraz tak mam i przyjmuje to jak zmienność pogody. Tak to jest, że czasem człowiek tonie w nadmiarze uczuć i myśli. Nie wszystko rozumie, nie wszystko ma poukładane. Takie chwile przypominają wciągający człowieka wir. Gdy się nerwowo z nim walczy, tonie się jeszcze skuteczniej i traci siły. Gdy zachowamy w tym stanie trochę spokoju, wir sam po jakimś czasie wyrzuca nas na powierzchnię.
Problem polega na tym, że w takich momentach zaczynamy się niepokoić i podejrzewać, że jest z nami coś nie tak. Że nie umiemy siebie poukładać, że modlimy się na tak jak trzeba...
I do tej modlitwy, mniej lub bardziej żarliwej, chciałabym nawiązać. A konkretnie do prób jej ocenia.
Zaryzykuję pewne stwierdzenie, które może w pierwszej chwili wywołać sprzeciw, ale w tym kontekście jest jak najbardziej uprawione, a nawet potrzebne.
Nie ma złej modlitwy.
Jeśli modlitwa jest modlitwą czyli aktem wiary zwróconym ku Bogu, nawet bardzo nieporadnym w naszym odczuciu, osiąga swój cel - dosięga nieba. Bo modlitwa to nie konkurs recytatorski i nie ocenia się jej miarą dobrej dykcji czy stylu zdań. To relacja dziecka z kochającym ojcem. A ta zawsze jest skuteczna, bo naprzeciw nieporadności dziecka wychodzi miłość rodzica.
I to jest dobra nowina dla nas i wskazówka.
Módl się tak jak potrafisz i nie martw się, czy robisz to dobrze czy źle. Rób to szczerze.
Oczywiście, synowie św. Ignacego mogliby mieć do tej wypowiedzi zastrzeżenie. Przecież po medytacji ignacjańskiej należy zrobić refleksje i zastanowić się nad swoją modlitwą, jaką ona była, bo tego typu ćwiczenie pozwala rozwijać się i udoskonalać. I jest to bardzo piękne i chwalebne.
Jednak w wielu wypadkach poczucie niegodności, nieporadności czy nieumiejętności na modlitwie blokuje nas na kontakt z Bogiem. Bo zamiast cieszyć się spotkaniem, stresujemy się myśleniem... czy dobrze ono wypadło.
Zostawmy więc wszystkie obiekcje. Bóg przyjmuje nas takimi jakimi jesteśmy. Śmiało.
Bardzo serdecznie Siostrze dziękuję za wspaniałe słowa, dla mnie słowa pocieszenie.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobała modlitwa ignacjańska. Kiedy wróciła z rekolekcji tzn.z Fundamentu, byłam zachwycona możliwością medytacji nad nią. Ale teraz gdy minęło pół roku jestem bardzo zaniepokojona właśnie tym mętlikiem i słowa Siostry są dla mnie wielkim uspokojeniem.
Serdeczne Bóg zapłać
Iwona
Św. Ignacy to jednym słowem spryciarz, albo ktoś z jego otoczenia, bo nam zostawił bezpieczne ćwiczenia, a sam ponoć wygłaszał płomienne mowy, tak że niektóre niewiasty mdlały od temperatury jego słowa. Dlatego nie dziwmy się, że Towarzystwo zawieszono na 200 lat :)
OdpowiedzUsuńInny Jezuita, niejaki Anthony de Mello, o modlitwie wyraził się tak:
"Modlitwa to ogień, wszystko co mu służy jest modlitwą!" I tym dość ryzykownym akcentem chciałbym zakończyć...krzesząc "niewinne" iskry :):):)
:-)))) sama i korzystam z rekolekcji ignacjańskich, i przy nich posługuję. I wiele dobra tą drogą otrzymałam. Św. Ignacy, módl się nami! :-))))
Usuń"Chodziło o zalanie wodą ognia żarliwości religijnej, który Jezus z nieba przyniósł na ziemię." ks. Edward Staniek
OdpowiedzUsuńPolecam ciekawe komentarze w temacie "ognia", a oto link; http://mateusz.pl/czytania/2015/20150607.htm