Od kilku dni nie odstępują mnie te słowa Ewangelii: "Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym; lecz co wychodzi z człowieka, to czyni człowieka nieczystym" Mk 7,15
Są one jak miecz obosieczny, a raczej jak maczuga na wszystkie moje narzekania, wykręty i wymówki.
Warunki życia? Na zewnątrz. Wspólnota i w ogóle ludzie wokół mnie? Na zewnątrz. Pogoda, deszcze czy upały. Na zewnątrz!
Wszystko, co czyniłam odpowiedzialnym za moje wewnętrzne samopoczucie, a nawet za poziom mojej gorliwości i optymizmu jest na zewnątrz mnie!
Broń służąca do usprawiedliwienia mojej zmierzłości została wytrącona mi z ręki.
Koniec wymówek.
Niezależenie do okoliczności życia, to, co wychodzi z mojego serca, mówi o jego kondycji.
Niby oczywiste, a jednak tak rzadko to sobie uświadamiamy... Poruszające Słowo - będę przyglądać się memu sercu...
OdpowiedzUsuń