Z prowadzeniem bloga jest tak jak wielkim piecem martenowskim. Długo stygnie, ale i dłuuuugo go trzeba potem rozpalać. Przez dwa miesiące nic do pieca nie dorzucałam, ale trzeba przyznać, że temperatura odwiedzin czytelników nie spadła do zera.
Niemniej pewnie jakiś czas minie zanim wszystko rozhula się jak dawniej.
Niemniej pewnie jakiś czas minie zanim wszystko rozhula się jak dawniej.
Szczerze muszę przyznać, że dobrze mi było na tym wygnaniu z wirtualnego świata. Ale czas wracać. A tu niespodzianka! Ani się internety beze mnie nie rozsypały w drobny mak, ani ja żadnych ubytków na zdrowiu z powodu ich braku nie mam. Warto to doświadczenie zatrzymać w pamięci! Mówiąc o ubytkach na zdrowiu, oczywiście, pomijam ewidentny fakt mojej dwumiesięcznej śmierci czy przynajmniej hibernacji fejsbukowej, no bo każdy wie, że jak cię nie ma na FB to... No właśnie. Chciałam oświadczyć, że czuję się nieźle. No może, jedynie małe kłopoty z zapaleniem krtani, ale to skutek jak najbardziej niewirtualnej zwariowanej klimy w pociągu relacji Warszawa- Kraków. Pozdrawiam moim zdartym gardłem całe PKP. Bez głębszych rozważań, czy to jest Intercity czy insze coś i jakiej rasy był piesek...
Hurra! Mam dwie dobre wiadomości :
OdpowiedzUsuń1/ minęły upały ! ufff..
2/ wrócił blog !
Znów będzie gorąco; piec sie rozpala ...
Pozdrawiam