Myślałam, że wczorajszy poniedziałek to... jakby to określić, no taki po prostu poniedziałek całą gębą. Nawet wrzuciłam na FB zdjęcie niedźwiedzia polarnego, który idzie sunąc nosem po śniegu z podpisem: "A w poniedziałek tak idę do pracy". Przyśnieżyło, spochmurniało, niedziela się skończyła, a z nią rekolekcje... Jednym słowem: kiepski start w owy tydzień.
Ale dopiero we wtorek rano zrozumiałam, że był to przecież piękny dzień. W poniedziałek śnieg przecież padał biały, zadawało mi się, że w duszy grają mi jeszcze zwycięskie fanfary ze stadionu narodowego w Warszawie (a to echo grało), a nastrój, choć pochmurny, to przecież spokojny był.
Tak naprawdę to we wtorek nadszedł szewski poniedziałek.
Nie będę opisywać zdarzeń owego dnia. Wystarczy jak wspomnę, że wsadzenie mnie do klatki z napisem "Nie zbliżać się do dzikich zwierząt", wiele by ułatwiło...
A wniosek z tej bajeczki jest prosty:
Szanuj swoje dziś, nawet jeśli wydaje ci się dalekie od doskonałości, bo jutro możesz go wspominać jako niedosięgły ideał i żałować będziesz, żeś się z niego nie cieszył.
Święta racja ;) Na szczęście piątek nadchodzi małymi krokami.
OdpowiedzUsuń