środa, 7 maja 2014

O dołach i siniakach...

     Zaczęliśmy temat naturalnych przyczyn, dla których nasza psychika nie zawsze może odczuwać Bożą obecność i po tekście poświęconym zmęczeniu i zużyciu, przejdziemy do trudniejszych spraw: do zranień.
     Nie studiowałam psychologii i nie zamierzam bawić się tu w domorosłego psychoterapeutę. Chcę jednak pokazać jak to wygląda w kontekście relacji z Bogiem.
     Na początek prosty przykład: jeśli ktoś doświadczał ze strony bliskich obojętności, która wyrażała się w pomijaniu go, nie zwracaniu na niego uwagi, czyli krótko mówiąc w takiej złej ciszy wokół niego, to trudno będzie odkryć obecność Boga w cichej modlitwie adoracji. Milczenie zamiast dającego ukojenie przebywania z Bogiem, może rodzić w nim poczucie osamotnienie i odrzucenia. Bóg jest obecny w tej ciszy, ale kalka z przeszłości, która odbija schemat zapisany w pamięci emocjonalnej, może skutecznie zablokować doświadczenie obecności Boga.
     Tu muszę zrobić dygresję. Bo, po pierwsze nie chcę żeby ten tekst zabrzmiał fatalistycznie, w stylu: "miałeś trudne dzieciństwo? No to masz przechlapane", bo tak nie jest. A po drugie, ks. Dawid w komentarzach słusznie upomina się o zauważenie "owoców Ducha" w nas. Zatem, Duch święty, nie tylko chce, ale i może, i tak czyni, że przedziera się przez te nasze różne przeszkody w doświadczaniu Boga (i na tym polega proces uzdrowienia wewnętrznego). Jezus Zmartwychwstały przenikał przez ściany i nic nie słyszałam, że stracił tę zdolność. Da sobie radę i z naszymi murami. Niemniej trochę o naturze tych murów musimy powiedzieć. Dobrze?
    Drugi przykład: Zawiódł nas ktoś, komu bardzo ufaliśmy. A Bóg czeka na nasze zaufanie. Dał mnóstwo obietnic i na spełnienie niektórych trzeba czekać aż do końca świata. Wytrwanie w zaufaniu nie jest łatwe dla kogoś kto doświadczył zawodu. Co prawda, obiektywnie Bóg nie dał nam podstawy do niedowierzania. On zawsze okazywał się wiarygodny. Ale kalka z przeszłości każe podejrzewać i tłumaczyć sobie wszystko na Jego niekorzyść. 
     Myślę, że to wystarczy, by uchwycić sedno sprawy: Na prawdę o Bogu żywym, nasza psychika może nakładać pewne fałszywe kalki powstałe w przeszłości. Wtedy zamiast obrazu dobrego Ojca (już przy pojęciu "ojciec" nakładamy na Boga kliszę obrazu naszego Taty!), może powstać karykatura, która odstrasza lub nudzi.
Ale Bóg jest mocniejszy i jest zdolny zerwać te zasłony On chce się nam objawiać. Amen

10 komentarzy:

  1. Zgadzam się z Siostrą. Mój Przyjaciel, ze względu na wiele uraz doznanych od ludzi, nie jest w stanie odprawiać Drogi Krzyżowej, bo nie chce spotykać jeszcze raz "tych ludzi". Cierpi, że nie potrafi przez ten tłum przedrzeć się do Jezusa, z którym chciałby być blisko. To pokazuje, że człowiek jest jednością i nie można oddzielnie traktować poszczególnych sfer duchowej, psychicznej czy fizycznej. Pan Jezus Zmartychwstały, jak pięknie to napisała Siostra, przenika w nas wszystko. Chwała Mu za to.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z jednej strony podziwiam ludzi wierzących, a z drugiej ich nie rozumie. Jeśli bóg istnieje to dlaczego pozwala by tyle zła było na świecie? Dlaczego pozwala umierać ludziom, którzy są dla nas najważniejsi, bez których nie wyobrażamy sobie dalszego życia?
    Karolina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest zawsze dramat ludzkiej bezsilności i dlatego trudno się odpowiada na te pytanie. Odpowiedź jednak jest prostsza (choć nie łatwa), niż się wydaje. Jest nią szacunek, który Bóg ma do człowieka. Pan Bóg po prostu nie chce odebrać nam wolnej woli. Co to byłaby za wolność, gdybyśmy czyniąc zło, nie czynili zła. Wtedy nikt nie mógłby powiedzieć, że Bóg jest miłością, bo bylibyśmy jak rybki w akwarium. Niby możemy sobie żyć, ale w określonej przestrzeni. Pan Bóg strasznie ryzykował dając nam wolność. I rzeczywiście, owoce tego potrafią być bardzo okrutne. A dlaczego pozwala umierać ludziom, którzy są dla nas ważni? Mógłbym rzucić jakimś banałem, ale na dziś chyba nie jestem w stanie zmierzyć się z tym pytaniem. Trzeba zapytać Jezusa. Choć dla mnie ta tajemnica jest na razie nie zrozumiała. Odpowiadając nie byłbym autentyczny w tym, co piszę.

      Usuń
    2. Ja Boga w swoim życiu po prostu nie widzę. Zaczęło się od śmierci bliskiej mi osoby, a teraz w głębi serca nienawidzę Go za to, że dał jej odejść. Mimo to, szukam Go ale nie mogę znaleźć.
      Karolina

      Usuń
    3. Ja też wolałabym czasem, żeby Bóg jakoś tak mocniej wkroczył i zrobił porządek. Ale ufam Mu, że On wie jak jest lepiej.

      Usuń
    4. Ale ta osoba Ci bliska nie odeszła donikąd. Odeszła własnie do Niego. Każdy z nas ma jedyną, niepowtarzalną i bardzo osobistą relację z Bogiem. Każdy z nas odejdzie do Niego - jedni wcześniej inni później. Trzeba dać im odejść. Teraz są Jego. Choć wiem, że to bardzo trudne i smutne dla tych, co zostają tu. Ale przy tym szczęściu z przebywania z Bogiem to cierpienie na ziemi jest niczym, znika bezpowrotnie :)

      Usuń
  3. Dziękuję za piękny tekst i taki napisany w prawdzie, że siostra dzieli się swoim doświadczeniem, stając w prawdzie o własnych granicach. Spotkałam w życiu kilka osób duchownych, które właśnie uważają się za "domorosłych psychoterapeutów" i nie znając granic swoich możliwości mogą kogoś zranić. Pokora w głoszeniu sprawia, że od razu można czuć się bezpieczniej.
    Pozdrawiam serdecznie
    Paola

    OdpowiedzUsuń
  4. Może i mylnie myślę, lecz tak mi się wydaje. Nie zaprzeczę należę do osób, którym trudno zaufać a Panu Bogu jeszcze trudniej i tym bardziej w Jego tzw. Super Plan na moje życie, bywają sytuację w których się kłócę bywają kiedy to ja milczę ale chyba właśnie wszystkie nasze złe (nie wiem czy jest to dobre słowo) obrazy z naszych postaw psychologicznych da się zwalczać, albo zmieniać... Trzeba czasu tak myślę i dobrych ludzi + dużo szczerych rozmów z ludźmi jak i Bogiem, bo to On przez Ducha św. podsyła dobre i te gorsze pomysły, ale by spełniać swoją misję ... Byle by nie trafić na "dorosłych psychoterapeutów", którzy zamiast pomóc dobijają jeszcze bardziej....

    OdpowiedzUsuń
  5. Bóg kocha! Otrzymałam wielką łaskę, że w najtrudniejszych chwilach mojego życia, w których Reżyserem był Pan Bóg, nie stawiałam pytania dlaczego tak. Rodzice wpoili we mnie takie przekonanie, że Bóg daje tylko dobro, i tak wierzę. Muszę jeszcze poczekać, żebym przekonała sie o tym, patrząc na wydarzenia w życiu z drugiej strony. Gdyby Bóg dawał nam złe rzeczy nie byłby miłością. Myślę, że warto w trudnych okolicznościach wołać: ufam Tobie wbrew temu co czuje... jak cierpię.

    OdpowiedzUsuń
  6. ja sobie myślę, że czasami Bóg może w naszym życiu posłużyć się też terapią psychologiczną, w końcu dał ludziom dary do tego by latami ucząc się i szkoląc zgłębiali tajniki psychiki, ale myślę, że to nie wystarczy. Ważne by do tych ludzkich środków zapraszać tego, który "może uczynić więcej niż prosimy, czy rozumiemy."
    Paola

    OdpowiedzUsuń