Miało być o dwóch rodzajach przyczyn duchowej oschłości, ale najpierw będzie o takiej przyczynie, która nie mieści mi się w żadnym z tych zbiorów. A rzecz jest, jak mi się wydaje, ważna i nierzadko to właśnie ona "zamula" naszą relację z Bogiem.
Chodzi o coś co nazwałam sobie syndromem Jonasza. Jak każdy wie, Jonasz zwiewał przed Bogiem, bo nie podobało mu się, że Bóg jest zbytnio, jak na jego gust, miłosierny. A Jonasz nie miał ochoty robić z siebie głupka i zapowiadać pogromu, który po nawróceniu zainteresowanych będzie odwołany. Jednym słowem, nie zgadzał się z Bogiem. Mieli inne wizje. Konflikt interesów. Zwał jak zwał, ale efekt był jeden: Jonasz nie chciał gadać z Bogiem i uciekał przed Nim.
Ale, powie mi ktoś, to nie dotyczy sytuacji oschłości na modlitwie ani duchowej pustyni. Przecież my chcemy spotkać Boga. To On się ukrywa czy ucieka. Nie my!
Oczywiście, chcemy (deklarujemy to) być w relacji z Bogiem, ale nie zmienia to faktu, że my także przeżywamy takie chwile konfrontacji, gdy Boże plany zderzają się z naszymi spodziewaniami. Na przykład, czasem przeczuwamy, że Bóg będzie nam chciał powiedzieć coś, czego nie mamy ochoty usłyszeć. Nieraz nie możemy się pogodzić z jakimś wydarzeniem z naszego życia i ciągle wypieramy je, a Bóg chce z nam o tym rozmawiać i wzywa nas do przebaczenia, do przyjęcia tego jako daru.... Niejednokrotnie po prostu mamy inne plany i pomysły na życie niż te, które możemy wyczytać w Ewangelii.
I wtedy zaczynają się dziać takie dziwne rzeczy, które są niczym innym jak reakcją naszych machanizmów obronnych: zaczynamy się nudzić na modlitwie, nie umiemy się na niej skupić. Zasypiamy nad Pismem św. i mamy wrażenie, że, chociaż jest po polsku, to nic z niego nie rozumiemy i tym podobne. Oczywiście, pragniemy spotkać Boga, ale chcemy uniknąć pewnych tematów. Wydaje nam się, że to Bóg milczy, ale tak naprawdę, to my unikamy spojrzenia Mu w oczy i szczerej rozmowy. Bóg nie chce rozmawiać z nami o pogodzie i nie godzi się na tematy zastępcze. Jeśli robimy uniki, czeka aż będziemy gotowi do prawdziwego spotkania. Zresztą my sami czujemy, że nasz kontakt z Nim stał się powierzchwny, płytki i to nas nudzi, bo nie sięga naszego serca.
Piszę to nie w tym celu, by wzbudzić w kimś poczucie winy. Sytuacja "konfliktu interesów" jest czymś naturalnym w prawdziwej relacji. Ważne jest jednak jak do niej podejdziemy. Piewszy krok podpowiada ten tekst: nie dajmy się zbyt łatwo zwodzić, że "to Bóg milczy". Może po prostu nie dajsz Mu dojść do głosu. Jesli tak, przyjdzie czas na szczerą rozmowę.
Jonaszowi z czasem charakter się nie zmienił. Dalej był dość uparty i miał zdanie odrębne od Bożego, ale nauczył się jednego: gadać z Bogiem o wszystkim.
Strasznie lubię tę scenę, gdy Jonasz siedzi wściekły koło uschniętego krzaczka rycynusowego i mówi do Boga: "Słusznie gniewam się śmiertelnie". A Bóg cierpliwie tłumaczy mu wszystko. Poczytajcie sobie to. Bardzo pouczające....
Piękna refleksja, dzięki, ale co zrobić jeśli konflikt interesów jest bardzo trudny do przezwyciężenia. Czy to świadczy, że jestem tylko egoistą?
OdpowiedzUsuńKażdy z nas jest "tylko egoistą". Czasem długo zmagamy się z Bogiem (całą noc jak Jakub), aż On nas przekona, że Jego plany bardziej nam służą niż nasz egoizm :-)
UsuńBardzo kojarzy mi się ten tekst z wczorajszą Ewangelią o uczniach idących do Emaus Łk 24, 13 - 35. Oni nie rozpoznają Jezusa, bo mieli swoje spodziewania. A ponieważ, według nich, wszystko potoczyło się inaczej,nie spodziewali się już żadnego innego i w dodatku tak niesamowitego i dobrego rozwiązania. Klęska i brak nadziei. Sytuacja jak w życiu każdego z nas. Na szczęście ci dwaj uczniowie zaczęli słuchać Jezusa. Dali Mu czas, by wyjaśnił im wszystko. Gdyby nie ta wspólna droga, może przegapiliby najważniejsze wydarzenie w życiu. Często tracimy wiele czasu i energii przy upieraniu się o swoją wizję, swoje plany, rozwiązania. Jakiś, podszyty diabelskim kłamstwem, lęk w nas się odzywa, że Boże sposoby i Jego plan będzie dla nas zły. Bóg ma swoje metody i sposoby i tylko On z tego, co wydaje się sromotną klęską, potrafi wyprowadzać wielkie dobro. Kiedy myślę o wielu moich pragnieniach to widzę, że naprawdę Pan mnie wysłuchał, ale jakby okrężną, inną niż ja chciałam, drogą je realizuje. Ci uczniowie z Emaus, Jonasza wyznają, że czegoś innego się spodziewali. Jeśli przyjdziemy do Jezusa ze swoim żalem czy rozgoryczeniem to dajemy Mu możliwość, by zaczął mówić, tłumaczyć, zmieniać nasze myślenie, usuwać obawy z naszych serc.
OdpowiedzUsuńCóż dodać? Dokładnie tak jest. Czasem do tego Emaus idziemy kilka lat, zanim nas Jezus da radę nas zawrócić...
UsuńŚwietna diagnoza :) Polecam także posłuchać konferencji o. Szustaka "Projekt Jonasz".
OdpowiedzUsuńCzytam to chyba 2 lub 3 raz i próbuje zrozumieć... nie potrafię tego poskładać swoimi myślami. Ciężki temat, ale i dobrze gdy można poczytać mądrzejsze rzeczy i stanąć i się zastanowić...
OdpowiedzUsuńJedno zdanie uderza mocniej "Może po prostu nie dajesz Mu dojść do głosu. Jeśli tak, przyjdzie czas na szczerą rozmowę."
I tu nasuwa mi się pytanie czy gdy nie przyjmujemy odpowiedzi to wtedy Bóg wysyła nas na miejsce pustynne byśmy zaczęli z nim rozmawiać tzw. face to face?
/niezmiennie ten sam anonim- ja/
Myślę, że do każdego z nas Bóg podchodzi inny sposób. Nie ma schamatów, bo różnimy się i każdy tworzy niepowtarzalną historię relacji z Bogiem.
UsuńNo tak ma Siostra rację jedyną rzeczą, jaką mi się przypomina teraz to że każdy dostaje taki krzyż na jaki ma siły... chyba coś w tym jest.
Usuń