Dziś o następnej przyczynie duchowej oschłości. Ten zbiór, bo jest to raczej cały szereg zjawisk, nazwałam "przyczyny naturalne". Są one dość oczywiste, ale właśnie dlatego często nie bierzemy ich pod uwagę i nie doceniamy wpływu na nasze przeżywanie relacji z Bogiem.
Przypomnę, że mówimy ciągle o "czuciu Boga", a więc o doświadczeniu, które dokonuje się w przestrzeni naszej psychiki. Bóg mieszka i działa w głębi naszego ducha, ale nasza psychika może być z powodów całkowicie naturalnych czasowo nie zdolna do odczuwania tego delikatnego oddziaływania (jasno też trzeba powiedzieć, że po grzechu pierworodnym psychika w ogóle jest mocno odporna i otępiała w sprawach Bożych i tak ją trzeba traktować).
Jesteśmy ludźmi i nasza psychika jest poddana pewnym prawom, których nie da się przeskoczyć. Tak jak ciało podlega np. prawu grawitacji i w związku z tym nie należy wychodzić przez okno na szóstym piętrze, tak możliwości psychiczne człowieka są ograniczone i trzeba się z tym pogodzić (tylko w filmach bohater może nie spać trzy doby, przeżyć kilka zamachów na swoje życie, stracić bliskich, po czym odprężony i spokojny podziwiać zachód słońca).
Psychika tak jak i ciało męczy się i zużywa. A kiedy jest w takim stanie, nie jest zdolna do odczuwania subtelnych dotknięć Ducha Świętego. Jednym słowem, nie wymagaj od siebie, żebyś po całym dniu roboty i zarwanej nocy, czuł koniecznie porywy Bożej miłości (oczywiście, Duch Święty może tak działać nawet w najbardziej wymęczonym człowieku, ale to łaska, a nie norma). To jest też powód, dla którego swoją relację z Bogiem należy ufundować przede wszystkim na rozumie wspartym wiarą, a nie na uczuciach, które są zmienne.
Inna zasada, która powoduje "zamulenie" naszej psychiki i niezdolność do odczuwania Boga: Wrażliwość psychiczna tępieje z czasem, gdy bodziec, który na nią oddziaływuje jest długotrwały i niezmienny. Na przykład, jeśli długo używasz tych samych perfum (lub twoja żona, narzeczona), to po jakimś czasie ich nie czujesz. Wyczerpała się wrażliwość węchu na ten bodziec. To samo dzieje się z psychiką. A Miłość Boga jest niezmienna i trwa! To jest, oczywiście w niej najpiękniejsze, ale uczucia potrzebują ciągle nowych wrażeń. One nie doceniają tego co trwałe. Miłość jest jak powietrze, ale niestety nikt z nas nie przeżywa zachwytu z tego powodu, że może oddychać (chyba, że chwilę wcześniej się topił. To wtedy docenia, oj docenia...). I tak to jest z odczuciem miłości Boga. Dotyka nas, gdy odkrywamy ją po raz pierwszy, a potem się... przyzwyczajamy.
Znam ludzi, którzy, gdy przestają przeżywać intensywne wzruszenia "duchowe", gorączkowo szukają nowego sposobu modlitwy, nowej wspólnoty, nowych doświadczeń... Mówi się dziś o zjawisku duchowości bez Boga, w której ważna jest nie relacja z Bogiem, ale gromadzenie jak największej ilości duchowych przeżyć.
Nie tędy droga. Więc, parafrazując wypowiedź naszej dawnej głowy państwa, pozwolę sobie wezwać wszystkich: "Ludwiku Dornie i Sabo i wy, rzymscy katolicy, nie idźcie tą drogą!" :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz