piątek, 29 maja 2015

Piekło - niebo

Jeśli pamiętacie z dzieciństwa zabawę w piekło-niebo, to znaczy... że, jako i ja, byliście dziećmi w czasach, gdy do dobrej zabawy nie był konieczny sprzęt w cenie od półtora tysiąca w górę :-))))

No, ale ja nie o zaletach dzieciństwa w PRL-u chciałam, tylko o tym piekle i niebie.

Takie oto zdanie znalazłam w kazaniu Ks. Grzegorza Rysia na rozpoczęcie III Kongresu Ewangelizacji (nie mogę tam być, ale śledzę, śledzę...):

"Duch Święty wyrywa nas z piekła istnienia tylko dla siebie"

Co myślicie, gdy czytacie takie słowa? Albo raczej, co czujecie... Bo myślimy jak trzeba: "mądrze biskup powiedział i kwita". Ale tak bardziej prywatnie, bez autocenzury... 
Istnieć tylko dla siebie, inwestować w siebie, rozwijać się, samorealizować, dbać, chuchać, dmuchać... to przecież niebo zachwalane w każdej reklamie.

Może nie bez powodu Ks. Biskup użył słowa "wyrywać", bo łatwo się z tego piekła nie dajemy wyprowadzić i jest pewnym, że tylko Duch Święty to potrafi.

I jeszcze jedno: między niebem życia dla innych i piekłem samorealizacji nie ma, jak w tej zabawie, strefy pośredniej. Albo, albo. Chodzi o jasną decyzję, jak w tej zabawie.

P.S. Kto nie wie, jak wyglądała owa zabawa, to... i tak nie umiem nu tego wytłumaczyć, ale może obrazek coś ułatwi...


8 komentarzy:

  1. Po obejrzeniu wczoraj polecanego na blogu filmu "Podążaj w stronę światła" odkurzyłem kiedyś czytaną książkę pt. "Koło życia" Elizabeth Kubler-Ross i zaczerpnąłem następujący cytat:

    "Zapewniam was, że największa nagroda w waszym życiu przypadnie wam w udziale wówczas, gdy otworzycie swoje serca dla tych, którzy są w potrzebie, Największym błogosławieństwem jest zawsze możliwość pomagania innym. Głęboko wierzę, że prawda ta ma wartość uniwersalną - stojącą ponad wszelkimi podziałami religijnymi, ekonomicznymi i rasowymi - wynikającą ze wspólnego dla wszystkich życia."

    A zatem, pomagajmy zgodnie z udzielonym każdemu indywidualnie charyzmatem! Wciąż aktualne pozostanie również pytanie o tych potrzebujących, którzy będą w stanie przyjąć ofiarowany, czasem dość osobliwy dar...?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za ten dobry tekst.

    Jednak nie mogę się zgodzić ze sformułowaniem:

    "(...) między niebem życia dla innych i piekłem samorealizacji nie ma, jak w tej zabawie, strefy pośredniej. Albo, albo. "

    Myślę, że słowa "piekło samorealizacji" powinny być zastąpione słowami "piekło ubóstwiania tzw. rozwoju osobistego" czy coś w tym stylu. Mówienie o piekle samorealizacji nie tylko może odstręczać od nas, katoli, ludzi orbitujących jakoś wokół Kościoła ("ech, u nich ciągle to średniowiecze - niszcz siebie, a będziesz super wierzącym"), ale i nas samych to dezorientuje. Przecież zintegrowanie życia dla innych ze zdrową miłością do samego siebie, szacunkiem dla siebie i rozwijaniem własnej osobowości (itd., itp.) jest właśnie etapem drogi do życia w pełni (a więc do chwały Bożej). I w pewnym momencie dojrzewania (które chyba dziś jest b. często nieźle przesunięte w czasie) człowiek sam, w wolności wybiera miłość (także i do siebie) jako sens - i to jest właśnie samorealizacja człowieka. I wszyscy na tej drodze między zbytnim skupieniem na sobie, a zbytnim skupieniem na innych (sic!) się jakoś w życiu chwiejemy, przesadzamy w którąś stronę, w istocie ciągle będąc w jakimś stanie pośrednim. Wg mnie, w naszym życiu nie ma tu zdrowego "albo, albo".

    Domyślam się, że w tekście chodziło raczej o samorealizację w skrajnie egocentrycznej wersji. Tak, chyba odczytanie tych słów zależy od zdefiniowania samorealizacji. Ale jakoś to przeciwstawienie samorealizacji i życia dla innych, jako takie mocno mnie razi. Gdybym przeczytał o tym parę lat temu, trochę bym się w tym pogubił (ale może jestem jedyny).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdę mówiąc, gdyby konsekwentnie zrealizować Siostry Bogny założenie "o niebie" to KK powinien stać się ubogi, a z tym różnie bywa... i gdzie tu prawda? Pewnie, że po środku, bo póki żyjemy, tu na ziemi zmagamy się z przeciwnościami i przeciwieństwami choć oczywiście ewangeliczny radykalizm - jak u św. Franciszka - zawsze jest możliwy:) D

      Usuń
    2. Rozumiem, że ostra krytyka samorealizacji, może niektórym osobom wydać się wrogością wobec rozwoju człowieka. Ale właśnie w tym widać jasno spór pomiędzy różnymi antropologiami. Celem człowieka nie jest samorealizacja, ale autotranscendencja, czyli odnalezienie celu poza sobą (po ludzku - miłość po prostu) i to go rozwija. A tym średniowieczem to u nas ciągle straszą na potęgę... a ciekawe, czy nasze wyższe szkółki, przetrwają tyle wieków, ile średniowieczne uniwerstytety, hę... taka sytuacja....

      Usuń
  3. Odpowiedź: Prawda znajduje się w centrum, albo "po środku" i stanowi naglące pytanie - zagadkę, bo przecież dopóki żyjemy na ziemi wszystko zdarzyć się może... "Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy..." - a więc nadzieja jest, i chyba żyjemy nią bardziej niż nam się wydaje, bardziej aniżeli ułomną wiarą, nie mówiąc już o niebie miłości...

    OdpowiedzUsuń
  4. Czasem mam wrażenie... że jedyną opłacalną inwestycją i drogą samorealizacji jest właśnie spalanie się dla innych. I dawanie się wyrywać Duchowi Świętemu. Także z tą samorealizacją to trudno stwierdzić, jest czy jej nie ma... Tyle że kto chce swoje życie zachować, to je traci, i tak dalej... ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Miałem ten fragment opublikować na TT w czwartek, ale jakoś zeszło, jednak "co się odwlecze to nie uciecze"... Proponuję rozważania mojego prywatnego świętego i mędrca Carlo Carretto: "Nadejdzie (nadeszła) pora" http://www15.zippyshare.com/v/SiB0DQkr/file.html

    OdpowiedzUsuń